Dyskusja na temat ACTA dochodzi wreszcie do sedna problemu - jak ma wyglądać nowoczesny model własności intelektualnej w sieci? Choć przy okazji protestów Polacy na pewno dodają wiele argumentów do światowej polemiki, to jednak trwa ona od dłuższego czasu. Wiele artystów dało się już dawno temu przekonać do tego, że nie powinno się stosować tradycyjnych mechanizmów rynkowych w internecie. Niektórzy nawet popierają piractwo wprost. Dlaczego?
Jednym z najgłośniej wspierających wymianę plików jest autor m.in. bestsellera "Alchemik" - Paulo Coelho. Brazylijski pisarz publikuje na blogu linki do swoich utworów, w większości do społecznych tłumaczeń. Prosi tylko o dwie rzeczy, pierwsza - Jeśli książka ci się spodobała, kup ją, przekonamy dzięki temu ten przemysł, że wymiana plików nie zagraża biznesowi - druga - Jeśli możesz, wydrukuj moją książkę i zanieś ją do biblioteki w małym miasteczku, szpitalu, więzieniu. Naszym głównym zadaniem jest dzielenie się ideami z ludźmi, których nie stać na książki.
Skoro Paulo Coelho wspiera "kradzież" własnych utworów, jak to się stało, że jest bogatym i poczytnym autorem? Sam tłumaczy to na przykładzie kariery jego książek w Rosji. Pierwotny nakład "Alchemika" był niski ze względu na kryzys papierniczy - wydano tylko 3000 sztuk. Znalazł się jednak ktoś, kto załadował dzieło do internetu. Pisarz postanowił udostępnić u siebie link do tej wersji. Następny nakład - bez promocji - sprzedał się na pniu, a było to już 10 000 kopii. Dwa lata później - milion, a dziś jest to dwanaście milionów! Coelho pisze, że wielu ludzi właśnie dzięki pirackiej wersji mogło dowiedzieć się o jego twórczości - Piractwo może być dla wielu wstępem do moich książek.
Stoją za tym oczywiście także przekonania. Moja rodzina i nauczyciele mówili, że nie ma przyszłości w pisaniu. Zacząłem to robić, i dalej robię, bo pisanie daje mi przyjemność i sens mojemu istnieniu. Jeśli pieniądze byłyby głównym motywem mojego działania, przestałbym już dawno temu - zwierza się Coelho i dodaje - Dobra idea nie wymaga ochrony.
Piraci potrafią się zrewanżować osobie, która ich wspiera. The Pirate Bay - jedna z najgłośniejszych i największych stron peer-to-peer (mechanizmu wymiany plików) - promuje ostatnio osobę i twórczość Paulo Coelho linkując do jego bloga. Korzystający z tego serwisu już nie raz udowodnili, że potrafią realnie odwdzięczyć się twórcom podzielającym ich poglądy (czy też mniejszym niezależnym artystom), płacąc po ściągnięciu za ich produkty.
Własność stopniowalna
Paulo Coelho jest jednym z najbardziej radykalnych względem piractwa twórców. Jednak wielu innych umiarkowanych chce się do zjawiska wymiany plików dostosować, a nie z nim walczyć. Organizacja Featured Artists Coalition (FAC), do której należą chociażby Radiohead, Pink Floyd czy Blur, zajmuje się obroną praw artystów. Uważają oni, że należy wytworzyć takie mechanizmy, które pozwolą im zarabiać, ale nie ograniczą wolności ich fanów. Postulują między innymi, żeby dostawcy internetu płacili twórcom. Choć wciąż uważają, że piractwo to kradzież, nie traktują go jako zła wcielonego. Tę rolę pełnią raczej wytwórnie płytowe (czy wydawnictwa książkowe i podobne), które związując wykonawców kontraktami zabierają lwią część wypracowanego przez nich zysku.
Artyści zrzeszeni w FAC po prostu idą z duchem czasu. Najwięcej zarabiają na wielkich koncertach (a także reklamach, czy koszulkach itp.). A na te przychodzą ludzie znający muzykę danego twórcy. Popularność utworów bierze się tymczasem z ich jakości oraz rozpowszechnienia. Ludzie lubią piosenki, które już znają. To oczywiście najłatwiej uzyskać dzięki darmowemu dostępowi. Ale nie tylko. YouTube - największy w sieci agregat teledysków - oprócz popularyzowania muzyki (ale także na przykład komików, gier komputerowych, czy filmów), płaci autorom za każde wyświetlenie klipu. Zyskuje odbiorca, bo ma darmowy dostęp do dobra, zyskuje artysta, bo zarabia na reklamach wyświetlanych na stronie i zarabia pośrednik, na części zysku artysty. W ten i podobne kompromisowe sposoby można zadowolić wszystkich w łańcuchu pokarmowym kultury.
Część pomysłów opiera się na idei różnych "poziomów" własności. Dobra materialne należą do jednej osoby i ewentualnie można je pożyczać. W internecie jest możliwość stosowania przejrzystych, ale bardziej złożonych systemów własności. Niektórzy udostępniają swoje dzieła zupełnie za darmo. Inni wymagają nie zmieniania zawartości. Jeszcze inni proszą o podanie autorstwa. Są także licencje umożliwiające tylko odbiór dzieła, ale nie rozpowszechnianie go. Jedną z ciekawszych jest żartobliwa licencja beerware - autorzy udostępniają za darmo swój produkt, ale proszą o postawienie im piwa, jeśli użytkownik ich spotka i jest zadowolony z wyrobu.
Młodzi artyści a rzeczywistość internetu
Jednym z głównych argumentów przeciwników piractwa, jest troska o początkujących twórców. Ci mają mieć najwięcej problemów w związku z nielegalną wymianą plików. Trochę w tym racji jest, trochę nie. Z jednej strony rzeczywiście początkowo zarabiają mniej na sprzedaży swoich dzieł. Ale za to próg wejścia do branży znacząco się obniżył.
Justin Bieber zanim został sławny
Wystarczy wspomnieć o takim muzyku jak popularny wśród młodzieży płci żeńskiej, urodzony w 1994 roku, Justin Bieber. Nie mając żadnych znajomości w branży, został wyłowiony przez wytwórnię płytową w serwisie YouTube. Film z lokalnego konkursu piosenki, z małego kanadyjskiego miasteczka Stratford, wrzuciła tam mama piosenkarza, żeby podzielić się nim z rodziną i znajomymi. Kontynuowała wrzucanie klipów z występami syna, który już wtedy zdobył rzeszę fanów. Przez przypadek na cover śpiewany (w gruncie rzeczy nielegalnie) przez Biebera trafił Scooter Braun - łowca talentów i współpracownik znanego wokalisty R&B Ushera.
Honey - "Sabotage"
Podobną drogę przeszła w Polsce Honorata Skarbek (znana jako Honey), która poprzez swojego bloga, stronę na Facebooku, Twittera i YouTube mogła skutecznie się promować. Ta dziewczyna z małego Zgorzelca, także została zauważona przez wytwórnię w sieci. Należy jej się wielki szacunek za pracę, jaką wykonała (kilka godzin "pielęgnowania" społeczności fanów dziennie), ale parę lat wcześniej nie miałaby szans. W świecie płyt CD mogłaby długo odbijać się nieskutecznie od drzwi producentów ze swoim demo.
Poluźnianie prawa własności intelektualnej nie przynosi zysków tylko muzykom. Pisarze mają teraz niespotykane wcześniej możliwości. Kiedyś samopublikowanie było ostatnią deską ratunku dla niespełnionych literatów. Dziś wydanie książki jako e-booka w sieci jest bardzo proste. Można różnie na nich zarabiać, popularna jest sprzedaż w bardzo niskich cenach. Darcie Chan, szara urzędniczka, niedużym nakładem wypuściła swój utwór za 99 centów. "The Mill River Recluse" stała się szybko bestsellerem - osiągając nakład aż czterystu tysięcy sztuk. Niewielka cena i cyfrowa forma nie zaszkodziła dystrybucji. Trzeba jednak przyznać, że rynek e-booków w miarę broni się przed
piractwem, ze względu na dobre zabezpieczenia. Ale można też bardziej rozluźnić formę publikacji.
Eksperyment przeprowadził "król horrorów", jeden z najsłynniejszych powieściopisarzy dwudziestego i dwudziestego pierwszego wieku, Stephen King ze swoją książką "The Plant". Umieścił jej część za darmo na swojej stronie, i obiecał wydawać kolejne fragmenty, jeśli przynajmniej 75 procent ściągnięć zostanie dobrowolnie opłacona -
jednym dolarem. Zdarzali się ludzie przelewający dużo więcej, byle tylko kolejna partia tekstu się pojawiła. Na początku udało się uzyskać 75 procent, potem 70, następnie znów 75, aż autor zmienił model i cena wzrosła do dwóch dolarów (podwoiła się także ilość stron). Kolejna część zyskała przez to 46 procent opłaceń. Teoretycznie eksperyment się nie udał, ale pokazał jak wielki drzemie potencjał w alternatywnych metodach dystrybucji.
Czy regulacje powstrzymają nową erę kultury i technologii?
Podane wyżej przykłady odnoszą się nie tylko do rynku książek i muzyki, ale także między innymi gier, programów i technologii. Chociażby na telefony komórkowe wydawane jest mnóstwo dostepnej za darmo rozrywki, którą finansuje się z reklam, płatnych dodatków, czy produktów pobocznych. Gry takie jak kultowe Angry Birds są do pobrania w niskiej cenie (lub za darmo na niektórych platformach).
Luźniejsze formy własności zaczynają rozwijać się także w rzeczywistości realnej. Dzięki internetowi naukowcy z całego świata mogą pracować nad projektami, które wymagałyby dziesiątek lat pracy jednej osoby - dane, czy technologię udostępniają następnie często w wolnych licencjach, by inni mogli z nich korzystać i je dopracowywać. Jest to także szansa dla biednych krajów, które nie stać na patenty zachodnich korporacji.
Część specjalistów i prawników mówi, że ACTA to nie taki diabeł straszny jak go malują. Rzeczywiście samo to porozumienie nie jest zapewne największym problemem dla sieci. Może jednak być pierwszym krokiem, do cofnięcia nieułożonego jeszcze do końca prawa zwyczajowego, oraz poziomu rozwoju myśli i społeczności internetu, do ciemnych wieków kulturalnego feudalizmu. Gdy dzieło należało tylko do twórcy i zamkniętych zakonów przepisywaczy.
Zapraszam do ściągnięcia moich
książek za darmo, i jeśli ci się spodobają, kup wersję papierową - to
droga do wskazania przemysłowi, że chciwość prowadzi donikąd. CZYTAJ WIĘCEJ
Shakira
Podoba mi się to, co się dzieje, ponieważ czuję, że jestem bliżej fanów i ludzi, którzy doceniają muzykę. Jest to w jakiś sposób demokratyzacja muzyki, a muzyka jest darem. I tym powinna pozostać, darem.
Norah Jones
Jeśli ludzie słuchają mojej muzyki, jestem szczęśliwa. Nie powiem - idź ukradnij moją płytę - ale myślę, że to wspaniałe, że młodzi ludzie, którzy nie mają za dużo pieniędzy, mogą posłuchać muzyki i doświadczyć nowych rzeczy.
Nelly Furtado
Jeśli kochasz muzykę, i tak ją będziesz robić. Znajdziesz odbiorców, i możesz nie zarabiać milionów dolarów, ale będziesz mieć dostatecznie by starczyło na dom, rodzinę i samochód.