Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google
Wzrost poziomu inflacji nie jest problemem tylko w Polsce. To skutek stanu światowej gospodarki po pandemii COVID-19, dodatkowo spotęgowany konsekwencjami wybuchu wojny w Ukrainie. Nie wszystkie państwa nowy globalny kryzys gospodarczy dopadł jednak całkowicie nieprzygotowane. W wielu stolicach oszczędzano budżet państwa, stroniono od rozdawnictwa i podejmowano bezpieczne inwestycje.
Dzięki temu są miejsca na mapie Unii Europejskiej, gdzie problem z inflacją polega na zwyżce o "jedynie" kilka punktów procentowych, a nie wystrzale do grubo ponad 15 proc., jak właśnie ma to miejsce w Polsce. I nie wszyscy europejscy przywódcy biorą ten temat na przeczekanie, co najwyżej biernie przyglądając się podnoszeniu stóp procentowych przez bank centralny.
Dowodem na to, że można skutecznie przeciwdziałać drożyźnie zdają się być najnowsze dane z Niemiec. Poziom inflacji monitorowany tam na podstawie zharmonizowanych wskaźników cen konsumpcyjnych (ang. Harmonised Index of Consumer Prices, HICP) w czerwcu wyniósł 8,2 proc. w ujęciu rok do roku. Czyli był o 0,5 punktu procentowego niższy niż w maju.
Optymistyczne dla Niemców dane Federalny Urząd Statystyczny potwierdził także na podstawie wskaźnika cen towarów i usług konsumpcyjnych (ang. Consumer Price Index, CPI). W czerwcu był on na pułapie 7,6 proc., czyli o 0,3 p.p. niższym niż miesiąc wcześniej. W Berlinie z tych informacji ucieszono się tym bardziej, że prognozowany był dalszy wzrost inflacji - miała ona sięgnąć do 8,8 proc. w ujęciu HICP i 8 proc. CPI.
Po zachodniej stronie Odry dominują oceny, według których w wyhamowaniu inflacji pomogły decyzje podejmowane przez rząd kanclerza Olafa Scholza. Chodzi tutaj m.in. o słynny już bilet na transport publiczny w cenie 9 euro za miesiąc. Co prawda jego wprowadzenie wywołało tłok w środkach transportu, ale znacząco pomogło obniżyć zapotrzebowanie na paliwo.
Początkowo krytycznie komentowano zarządzoną przez ekipę Scholza obniżkę podatków wchodzących w skład ceny paliw, gdyż doprowadziła ona jedynie do nieznacznych zmian na stacjach. Teraz coraz więcej komentatorów zauważa jednak, że gdy na niemieckich pylonach stawki za litr raczej stanęły w miejscu, w innych częściach Unii Europejskiej wciąż pną się w górę. Pewnemu uspokojeniu ekonomicznemu sprzyjają także kolejne działania na rzecz zabezpieczenia sektora energetycznego RFN, który przez lata w znacznym stopniu opierał się na rosyjskich surowcach. Wicekanclerz Robert Habeck na całym świecie prowadził negocjacje w sprawie zwarcia umów z dostawcami z alternatywnych kierunków.
Choć koalicja socjaldemokratów, zielonych oraz liberałów przejmowała władzę z planami na ekologiczną rewolucję, to w świetle kryzysu ideologiczne ambicje zdecydowano się odłożyć na bok. – To gorzkie, ale po prostu nieuniknione – stwierdził przedstawiciel Die Grünen, zapowiadając zwiększenie produkcji energii opartej o węgiel.
W Berlinie nie przekreślają już także odroczenia decyzji o wyłączeniu ostatnich trzech niemieckich elektrowni atomowych. Olaf Scholz chciał utrzymać plan kilka lat temu zarządzony przez Angelę Merkel, ale z najnowszych sondaży wynika, że ponad połowa Niemców uważa, iż aktualna sytuacja nie sprzyja rezygnacji z atomu.