Mateusz Morawiecki i przywódcy kilku innych państw dobijanych rekordową drożyzną uparcie twierdzą, że to wszystko z powodu tzw. putinflacji. I być może ktoś mógłby im uwierzyć, gdyby w naszym regionie nie było przykładu, który dowodzi, iż inflację można wyhamować. Działania rządu Olafa Scholza sprawiły, że sytuacja w Niemczech zdaje się powoli wracać do normy.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Wzrost poziomu inflacji nie jest problemem tylko w Polsce. To skutek stanu światowej gospodarki po pandemii COVID-19, dodatkowo spotęgowany konsekwencjami wybuchu wojny w Ukrainie. Nie wszystkie państwa nowy globalny kryzys gospodarczy dopadł jednak całkowicie nieprzygotowane. W wielu stolicach oszczędzano budżet państwa, stroniono od rozdawnictwa i podejmowano bezpieczne inwestycje.
Dzięki temu są miejsca na mapie Unii Europejskiej, gdzie problem z inflacją polega na zwyżce o "jedynie" kilka punktów procentowych, a nie wystrzale do grubo ponad 15 proc., jak właśnie ma to miejsce w Polsce. I nie wszyscy europejscy przywódcy biorą ten temat na przeczekanie, co najwyżej biernie przyglądając się podnoszeniu stóp procentowych przez bank centralny.
W Polsce rekordowa drożyzna, a inflacja w Niemczech wyhamowała
Dowodem na to, że można skutecznie przeciwdziałać drożyźnie zdają się być najnowsze dane z Niemiec. Poziom inflacji monitorowany tam na podstawie zharmonizowanych wskaźników cen konsumpcyjnych (ang. Harmonised Index of Consumer Prices, HICP) w czerwcu wyniósł 8,2 proc. w ujęciu rok do roku. Czyli był o 0,5 punktu procentowego niższy niż w maju.
Optymistyczne dla Niemców dane Federalny Urząd Statystyczny potwierdził także na podstawie wskaźnika cen towarów i usług konsumpcyjnych (ang. Consumer Price Index, CPI). W czerwcu był on na pułapie 7,6 proc., czyli o 0,3 p.p. niższym niż miesiąc wcześniej. W Berlinie z tych informacji ucieszono się tym bardziej, że prognozowany był dalszy wzrost inflacji - miała ona sięgnąć do 8,8 proc. w ujęciu HICP i 8 proc. CPI.
Jak kanclerz Olaf Scholz walczy z inflacja w RFN?
Po zachodniej stronie Odry dominują oceny, według których w wyhamowaniu inflacji pomogły decyzje podejmowane przez rząd kanclerza Olafa Scholza. Chodzi tutaj m.in. o słynny już bilet na transport publiczny w cenie 9 euro za miesiąc. Co prawda jego wprowadzenie wywołało tłok w środkach transportu, ale znacząco pomogło obniżyć zapotrzebowanie na paliwo.
Początkowo krytycznie komentowano zarządzoną przez ekipę Scholza obniżkę podatków wchodzących w skład ceny paliw, gdyż doprowadziła ona jedynie do nieznacznych zmian na stacjach. Teraz coraz więcej komentatorów zauważa jednak, że gdy na niemieckich pylonach stawki za litr raczej stanęły w miejscu, w innych częściach Unii Europejskiej wciąż pną się w górę.
Pewnemu uspokojeniu ekonomicznemu sprzyjają także kolejne działania na rzecz zabezpieczenia sektora energetycznego RFN, który przez lata w znacznym stopniu opierał się na rosyjskich surowcach. Wicekanclerz Robert Habeck na całym świecie prowadził negocjacje w sprawie zwarcia umów z dostawcami z alternatywnych kierunków.
Choć koalicja socjaldemokratów, zielonych oraz liberałów przejmowała władzę z planami na ekologiczną rewolucję, to w świetle kryzysu ideologiczne ambicje zdecydowano się odłożyć na bok. – To gorzkie, ale po prostu nieuniknione – stwierdził przedstawiciel Die Grünen, zapowiadając zwiększenie produkcji energii opartej o węgiel.
W Berlinie nie przekreślają już także odroczenia decyzji o wyłączeniu ostatnich trzech niemieckich elektrowni atomowych. Olaf Scholz chciał utrzymać plan kilka lat temu zarządzony przez Angelę Merkel, ale z najnowszych sondaży wynika, że ponad połowa Niemców uważa, iż aktualna sytuacja nie sprzyja rezygnacji z atomu.