
– Rzeczywiście, pojawiają się głosy, że ponad 80% medialnego rynku jest w rękach zagranicznych koncernów – mówi prof. Wiesław Godzic. – Musimy jednak pamiętać o tym, że podobnie sytuacja wygląda w wielu innych krajach, zwłaszcza w naszym regionie – dodaje medioznawca. – W Czechach właściwie cały rynek prasy jest w rękach koncernów, zagraniczny kapitał jest także silnie obecny na medialnym rynku Bułgarii, Rumunii czy Węgier – dodaje dr Zbigniew Bajka, medioznawca z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Nasz rozmówca zaznacza, że obecnie te media, które zasila w 100 proc. polski kapitał, trzymają się z dala od polityki.
Czytaj też: Rupert Murdoch zamyka "The Daily". Dziennik w postaci aplikacji był błędem
Według mojej wiedzy to, że w Wielkiej Brytanii prasa codzienna jest w większej części w rękach rodzimych przedsiębiorców, nie wynika z żadnych prawnych rozwiązań narzuconych przez państwo. Po prostu ten rynek jest tak rozwinięty, że niemieccy czy francuscy gracze nie mają czego na nim szukać.
Medialna piąta kolumna, czy zwykły biznes?
Czy podejrzenie, że zagraniczne media w Polsce są reprezentantami politycznych interesów obcych państw, jest słuszne? Przede wszystkim wydaje się, że w dzisiejszych czasach ciężko jest już mówić o ściśle “narodowych” koncernach. Najczęściej medialne spółki są konglomeratami o złożonej, międzynarodowej strukturze kapitałowej. – Trudno jest np. precyzyjnie powiedzieć, z jakich państw pochodzi kapitał takich stacji, jak TVN czy Polsat – mówi prof. Godzic.
Czy próba odgórnej “repolonizacji” świata mediów jest dobrym pomysłem? Eksperci są sceptyczni. Ich zdaniem fakt, że w krajach takich jak Francja, Niemcy lub Wielka Brytania udało się w dużym stopniu “obronić” rynek mediów, a zwłaszcza prasy codziennej, przed zakusami zagranicznych inwestorów, to nie wynik politycznych decyzji, lecz zwykły mechanizm rynkowy.
Zobacz: Kaczyński: Kolorowe pisma to front obrony tego systemu. Istnieją, żeby nas osłabić
Sugerowanie przez prezesa Kaczyńskiego, że ktoś może tworzyć w Polsce jakąś medialną piątą kolumnę, jest raczej wyrazem jego niemieckiej fobii, niż rzetelnej obserwacji rzeczywistości.
Zdaniem rozmówców naTemat próby “majstrowania” przy rynku mediów celem wsparcia polskich przedsiębiorców mogą pogorszyć tylko obecny stan rzeczy. – Ręcznie wprowadzana “repolonizacja” mediów, czymkolwiek miałaby być, pachnie mi tylko ich większym uwikłaniem w polityczne interesy partii – ocenia Godzic. Jego zdaniem silne, ponadnarodowe koncerny są znacznie lepszym gwarantem dziennikarskiego obiektywizmu, niż polscy przedsiębiorcy skłonni do ulegania wpływom polityków. – Lepiej już jest, gdy o kształcie dziennikarstwa w danej redakcji decydują biznesowe wyniki, a nie to, kto i z jakim politykiem jada wspólne kolacje – ocenia medioznawca.