– Chcielibyśmy mieć nadzieję, że pewnego dnia w Wielkiej Brytanii do władzy dojdą bardziej profesjonalni ludzie, którzy potrafią podejmować decyzje w drodze dialogu – powiedział dziennikarzom rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow, którego słowa cytuje agencja AFP. Rzecznik mówił to jeszcze wtedy, gdy nie było oficjalnego potwierdzenia co do dymisji Johnsona.
Przypomnijmy, że stosunki między Moskwą a Londynem są złe od lat i praktycznie załamały się od czasu, gdy 24 lutego prezydent Władimir Putin wysłał wojska na Ukrainę.
Z kolei brytyjski przywódca odwiedził Kijów od wybuchu wojny dwukrotnie. Rząd Johnsona obłożył również sankcjami dziesiątki bogatych, powiązanych z Kremlem Rosjan i mówi, że ich pieniądze nie są już mile widziane w Wielkiej Brytanii. – On naprawdę nas nie lubi. I my (nie lubimy) go również – podsumował Pieskow wątek afery w Wielkiej Brytanii.
Dodajmy, że w czwartek media informowały o różnych możliwych scenariuszach, które mogą się wydarzyć w Wielkiej Brytanii.
Co się dzieje w Wielkiej Brytanii?
"Boris Johnson jednak poda się do dymisji" – podało nieoficjalnie BBC News, Sky News, "The Daily Telegraph" i agencja Reutera. Po południu jego dymisja stała się faktem, ale jeszcze przez jakiś czas pozostanie on premierem.
"Taka jest wola partii i się do niej dostosuję" – oznajmił Johnson podczas konferencji na Downing Street.
Nasilona krytyka zaczęła spadać na Johnsona we wtorek. Wtedy wyszło na jaw, że kłamał w kwestii posła konserwatystów Chrisa Pinchera. Wbrew temu, co utrzymywał, w momencie nominowania go zastępcą whipa (osoby odpowiedzialnej za dyscyplinę w klubie poselskim) i wiceministrem spraw zagranicznych wiedział o skargach na Pinchera dotyczących molestowania seksualnego.
Informacje na temat zarzutów wobec parlamentarzysty wypłynęły do opinii publicznej w czerwcu i wtedy Pincher zrezygnował z funkcji. Jednak sam Johnson jeszcze do wtorku, 5 lipca, twierdził, że nie miał świadomości, że wcześniej formowano takie oskarżenia. Wtedy wieczorem wydało się jednak, że nie mówił prawdy.
Od tego czasu w rządzie posypał się szereg dymisji. Ze stanowiska w ciągu nieco ponad doby zrezygnowało ok. 50 osób: ministrów, sekretarzy oraz doradców Johnsona. To absolutnie rekordowy exodus w brytyjskim rządzie. Największy od 1932 roku, kiedy tak szybko odeszło jedynie 11 osób.