Myślałam, że Polacy przesadzają z tymi cenami nad morzem, dopóki nie przyszło mi zapłacić 50 złotych za trzy gofry. Wyjazd nad Bałtyk to nie lada cios dla portfela. Trudno się dziwić, skoro nawet za toaletę musimy zapłacić 5 złotych.
Przez wzrost cen paliw, energii i inflację ceny nad polskim morzem są jeszcze wyższe niż dotychczas
W mediach społecznościowych krążą zdjęcia "paragonów grozy", którymi dzielą się turyści, aby pokazać, jak dużo przyszło im zapłacić za posiłki
Sprawdziłam, czy rzeczywiście jest aż tak drogo
Słone ceny
Już od majówki polscy turyści alarmują, że ceny nad morzem są w tym roku szalone. Za nocleg trzeba zapłacić niebotyczne sumy i często wychodzi on drożej niż w śródziemnomorskich kurortach. Jak pisała Katarzyna Zuchowicz, rodzina z dwójką dzieci w hotelu z basenem i innymi atrakcjami nad polskim morzem zapłaci nawet 10 tys. zł i więcej za tygodniowy pobyt. Ceny są porównywalne, a czasami wyższe niż wczasy all inclusive w Grecji czy Turcji.
Słono zapłacimy też za jedzenie. W mediach społecznościowych krążą "paragony grozy", którymi dzielą się turyści, aby pokazać, jak dużo przyszło im zapłacić za posiłki. Jedna z internautek zamieściła na Facebooku paragon z restauracji w Jastarni, w której żurek z jajkiem kosztował 42 zł, a za porcja fileta z halibuta – aż 161 zł. Inny internauta opublikował paragon z cenami ryb w Gdańsku. Za 82 dag turbota zapłacił aż 155 zł.
Drogie jak ryba nad morzem
Podczas kilkudniowego wyjazdu do Trójmiasta postanowiłam sprawdzić, czy jest tam aż tak drogo, jak możemy przeczytać w internecie. Tuż przy plaży Stogi w Gdańsku w jednej z knajp najdroższa w kracie była ryba kergulena - 250 złotych za kilogram. Za taką samą porcję łososia trzeba zapłacić 200 złotych, a halibuta 180 zł. Cena zależy oczywiście od wagi kawałka ryby.
Porcja to zwykle między 250-400 gramów. Restauracje zazwyczaj podają ceny za 100 gramów, dlatego łatwo stracić czujność podczas zamawiania posiłku. Do tego trzeba doliczyć osobno dodatki - ziemniaki gotowane (8 zł), talarki ziemniaczane (9 zł) lub frytki (8 zł). Za zestaw surówek w tym miejscu zapłacimy 12 złotych. Przyjmijmy, że zamawiamy 400-gramowy filet halibuta z gotowanymi ziemniaki i porcją surówek. Za taki obiad przyjdzie nam zapłacić 92 zł.
Osobiście ryby nie zamawiałam, bo lubię wiedzieć, ile zapłacę, a w przypadku dań z rybą cena zależy od masy. Natomiast miałam okazję spróbować zupy rybnej w jednej ze znanych sopockich restauracji tuż przy Monciaku (czyli ul. Bohaterów Monte Cassino). Danie kosztowało 27 zł, ale było obfite. W zupie pływały duże kawałki dorsza i mule. Moim zdaniem cena była adekwatna do jakości.
Kolejnego dnia na obiad zamówiłam fish burgera, za którego zapłaciłam 46 złotych. Danie podano z frytkami i było naprawdę duże. Jak na bułę z kawałkiem panierowanej ryby cena może wydawać się wysoka, jednak myślę, że podobną cenę zapłaciłabym w warszawskiej burgerowni. Cena nie jest niska, ale wciąż taki burger jest dwa razy tańszy niż smażona ryba z ziemniakami i surówką.
Zarówno w Gdańsku, jak i w Sopocie oraz Gdyni ceny dań obiadowych są najdroższe przy głównych turystycznych ulicach. Jeśli chcemy zapłacić mniej, to warto wcześniej zrobić mały research i sprawdzić menu restauracji w mniej obleganych przez turystów częściach miasta. Tam będzie na pewno taniej, a może nawet i smaczniej. WSopocie w promieniu jednego kilometra możemy znaleźć kilka restauracji z przystępnymi cenami. Na przykład 15 minut drogi od Monciaka, przy ul. 3 Maja, mieści się mała włoska knajpa, gdzie serwowana jest pizza w cenie 22-32 zł. Całkiem przystępnie jak na Sopot.
Trzy gofry za 50 złotych?
Zszokowały mnie natomiast ceny gofrów. Wraz z siostrą i bratem zamówiliśmy w Sopocie, tuż przy molo, trzy gofry, za co przyszło nam zapłacić aż 50 złotych. Ta słodka i jednocześnie droga przyjemność jest nieodłącznym elementem wakacji nad morzem, dlatego nie mogliśmy sobie tego odmówić. Jednak podczas trzydniowego wyjazdu gofry zjedliśmy tylko raz ze względu na cenę.
Cena gofrów zależy od dodatków. W miejscu, w którym byłam, suchego gofra można było dostać nawet za 8 złotych. Natomiast najdroższa wersja za 24 złote zawierała bitą śmietanę, nutellę i owoce. Jednak chętnych na nadmorskie przysmaki nie brakowało.
Lody i fast foody
Sporo zapłacimy też za lody. Jedna gałka kosztuje średnio 6 złotych. Za małego loda włoskiego trzeba zapłacić 7 złotych, a dużego - 11 złotych. Lody podobnie jak gofry są nieodłącznym elementem wakacji nad morzem. Wypad dla pięcioosobowej rodziny, przy założeniu, że każda z osób kupi trzy gałki lodów, to koszt aż 90 złotych.
Nad Bałtykiem słono zapłacimy też za fast foody. Ceny małych frytek (100-200 g) wahają się między 10 a 15 złotych. W jednej z sopockich knajp mały kebab kosztował 25 złotych, a kebab na talerzu 35 złotych. Z kolei przy gdańskiej plaży Stogimała zapiekanka z pieczarkami, kawałkami szynki i sera kosztowała 10 złotych. Znacznie droższe były dania obiadowe. Kotlet schabowy kosztował 34 złote, podobnie jak filet z kurczaka. Drogi był też kotlet de volaille - 39 złotych. Na kiełbasę pieczoną turyści muszą wydać 19 złotych. Osobiście zszokowały mnie ceny dań śniadaniowych. Parówki z wody, podobnie jak jajecznica, kosztowały 18 złotych.
Toaleta za 5 złotych
Cena gofrów, lodów czy ryby nie jest dla mnie tak bulwersująca, jak robienie interesów na ludzkich fizjologicznych potrzebach. Możemy zrezygnować z dodatkowej porcji lodów lub poszukać knajpy z nieco niższymi cenami. W ostateczności zrezygnować z jedzenia na mieście. Jednak z potrzebami fizjologicznymi nie jest już tak łatwo.
Tuż przy sopockiej plaży za wstęp do WC musimy zapłacić 5 złotych. Tymczasem zaspokojenie podstawowych czynności powinno być bezpłatne i to samorządy mają obowiązek zadbać o stworzenie takich miejsc. Podatki, które płacimy, powinny starczyć na utrzymanie wystarczającej liczby WC w mieście i dbanie o ich standard.
Magnes za 22 złote
Wiele osób nie wyobraża sobie wakacyjnego wyjazdu bez zakupu pamiątek. W tym przypadku ceny też mogą niektórych bardzo zdziwić. Ze sklepu z pamiątkami w Gdańsku wyszłam z paragonem na 48 zł, a kupiłam tylko magnes na lodówkę, małą figurkę i 2-centymetrowe serduszko z pseudobursztynem w środku. Sam magnes kosztował 18 złotych, a w sklepie dostępne były też takie za 22 zł. W zeszłym roku w Wenecji kupowałam podobne magnesy za 1 euro. Z kolei w Sopocie przy molo nawet za magnesy w najprostszym stylu trzeba zapłacić 8,5 zł. Z kolei pocztówkę znad morza kupimy za 4 złote.
Trzydniowy wyjazd nad Bałtyk dla trzech osób kosztował nas niemało. Oprócz kosztu noclegu, jedzenia i biletów dochodzą koszty komunikacji miejskiej czy przechowalni bagażu na dworcu przed rozpoczęciem doby hotelowej. Najmniej zapłaciliśmy za wstęp do muzeum i galerii - w sumie 10 złotych za osobę. Wychodzi na to, że karmienie duszy jest dużo korzystniejsze finansowo niż zaspokajanie potrzeb ciała.
W naTemat pracuję od kwietnia 2021 roku jako dziennikarka newsowa i reporterka. W swoich tekstach poruszam tematy społeczne, polityczne, ekonomiczne, ale też związane z ekologią czy podróżami. Zawsze staram się moim rozmówcom dawać poczucie bezpieczeństwa i zaopiekowania się, a czytelnikom treści wysokiej jakości. Pasja do dziennikarstwa narodziła się we mnie z zamiłowania do pisania… i ludzi. Jestem absolwentką dziennikarstwa i medioznawstwa oraz politologii na Uniwersytecie Warszawskim.