"Jest drożej niż nad Adriatykiem", "Ceny wyższe niż w śródziemnomorskich kurortach" – takie relacje spływają znad Bałtyku tuż przed rozpoczęciem wakacyjnego sezonu. Pojawiają się pierwsze paragony grozy" i ogólne wrażenie, że w tym roku Polacy chętniej jadą na urlop za granicę. – Polacy czekają z rezerwacjami wakacji w kraju – analizują eksperci. Jak jest nad polskim morzem? Ceny niektórych ofert naprawdę zwalają z nóg.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Rodzina z dwójką dzieci, które nie są już maluchami, w hotelu z basenem i innymi atrakcjami nad polskim morzem zapłaci 6, 7, a nawet 10 tys. zł i więcej za tygodniowy pobyt.
Jak bardzo przekłada się to na rezerwacje? Czy Polacy chętnie wyjadą w tym roku nad Bałtyk? Czy wybiorą wyjazdy zagraniczne?
Jeden z hoteli w Ustroniu Morskim. Cena za 7 noclegów w pokoju czteroosobowym – 960 zł za dobę. Obejmuje śniadania, korzystanie z basenu, jacuzzi itp. Obiadokolację można dokupić za 60 zł od osoby (30 zł dzieci do lat 11). Do tego parking – 25 zł za dobę.
Koszt tygodniowego wyjazdu dla 4-osobowej rodziny z dziećmi w wieku np. 14-15 lat? Ponad 8,5 tys. zł.
Drogie hotele, podobne ceny za granicą
Ile podobnych ofert znajdziemy nad Bałtykiem, wystarczy spojrzeć na Booking.com. Rodzina z dwójką dzieci, które nie są już maluchami, w hotelu z basenem i innymi atrakcjami nad polskim morzem zapłaci 6, 7, a nawet 10 tys. zł za tygodniowy pobyt.
Apartament rodzinny w hotelu w Świnoujściu, przy plaży, ze śniadaniem, z jednym podwójnym łóżkiem i rozkładaną sofą, wyświetlił mi się wprost w promocyjnej cenie – zamiast 11,3 tys. dziś kosztuje 10,1 tys. zł. A po chwili we Władysławowie – także w promocji, za 16,8 tys. zł.
Obłęd? Dla Polaków, którzy zakosztowali wakacyjnych wyjazdów za granicę, zwłaszcza all inclusive, z pewnością tak. Choć trzeba przyznać, ceny w zagranicznych kurortach również bardzo poszybowały w górę.
– Ceny są podobne jak za granicą, bardzo wysokie jak na polską kieszeń. Gdy z ciekawości zadzwoniłam do jednego hotelu nad morzem, cena za studio, za rodzinę 2+2, wynosiła powyżej 2 tys. zł ze śniadaniem, za dobę – mówi jedna z naszych rozmówczyń z Helu.
Oczywiście w szczycie sezonu znajdziemy też mnóstwo o wiele tańszych ofert poniżej 2 tys. zł. I tych w lepszym standardzie za 3-5 tys. zł. za tydzień. Na przykład apartamenty w Jastrzębiej Górze za 5 tys. zł dla czterech osób. Albo drewniane domki w Krynicy za 4,4 tys. Czy przyczepy kempingowe na Helu za 4 tys. zł.
Ale to i tak nie zmienia faktu, że tanio nie jest. Do tego ceny w restauracjach, atrakcji turystycznych...
Jak bardzo przekłada się to na rezerwacje? Czy Polacy chętnie wyjadą w tym roku nad Bałtyk, jak w latach poprzednich?
Przy okazji Bożego Ciała już słychać, że na Mazurach odczuwają różnicę. "Obserwujemy, że w tym roku wiele osób rezygnuje z rezerwacji z długim wyprzedzeniem i na ostatnią chwilę, spontanicznie decyduje się na przyjazd" – powiedziała PAP menedżer z hotelu Amax w Mikołajkach Renata Grabowicz
Nad morzem też mają podobne obserwacje, choć odczucia nie są jednoznaczne.
Mniej rezerwacji, Polacy czekają
– Jest bardzo drogo i nie ma zainteresowania rezerwacjami. Dwa, trzy lata temu, nawet rok temu, było ogromne zainteresowanie. Widać było, że ludzie chcieli wyjechać i nie liczyli pieniędzy. Ale teraz jest wojna i drożyzna i niestety wszyscy przekładają to na normalne życie. Ci, których nie stać, muszą zrezygnować z wyjazdów – mówi naTemat Mirosława Sosnowska, która w Łebie prowadzi pensjonat Willa Ewa.
– W tym roku rezerwacja idzie bardzo ostrożnie. Z tytułu wojny, niepewności, inflacji, nikt nie wie, czy będzie go stać na wyjazd, czy nie. Dlatego ludzie nie rezerwują noclegów, zostawiają to na ostatnią chwilę. Praktycznie wyjeżdżają ludzie bardzo bogaci, np. na weekendy - dodaje.
Podobne opinie słyszy od innych właścicieli pensjonatów: – Że wyjeżdżają bogaci. Ci, którzy nie liczą się z pieniędzmi. Oczywiście obłożenie mają ci, którzy są blisko morza. Ale jak trochę dalej od morza i ludzie mają dojść do plaży, to jest większy problem. Dlatego ceny muszą spaść, bo nie ma popytu – mówi.
Jest jednak dobrej myśli: – Polacy robią wszystko na ostatnią chwilę, są bardzo spontaniczni, czekają na pogodę. Jak słońce dopiecze, wtedy wszyscy rezerwują i jadą nad morze. Jestem pełna nadziei, że tak będzie, jak w ubiegłym roku, tylko na ostatnią chwilę.
Za tygodniowy pobyt dwie osoby zapłacą u niej 1820 zł. – 5 proc. można by jeszcze obniżyć – zaznacza. To pokój z łazienką, lodówką, do dyspozycji jest SPA, nowoczesna, wspólna kuchnia, dookoła grill, miejsca do jedzenia. Za pokój 4-osobowy zapłacimy 3045 zł.
– Rok temu było 10 zł taniej. Nie jest dużo drożej. Ale niektórzy pytają o cenę i rezygnują. Jest małe zainteresowanie pokojami. Każdy woli wynajmować domki, choć w sumie cenowo wychodzi na to samo, a jest większy komfort, bo w pokoju nie muszą się dzielić łazienką – zauważa Mirosława Sosnowska.
"U mnie są rezerwacje"
Szybko znajdujemy potwierdzenie w Rowach. Domki Scandinavia w Rowach dopiero się otworzyły, to ich pierwszy sezon. Cena w szczycie sezonu 450 zł za domek dla czerech osób. Przy 7 osobach koszt w granicach 600 zł.
– Jestem naprawdę zdziwiona. U mnie są rezerwacje, miałam nawet z Niemiec. Jak na obiekt, który w ogóle nie jest znany, nie ma żadnych opinii, działa pierwszy rok, to myślałam, że będzie gorzej – mówi naTemat Katarzyna Kwasińska-Ciemny, właścicielka Domków Scandinavia.
W niektórych terminach nie ma miejsc. Przypuszcza, że może miałaby jeszcze większe obłożenie, gdyby przyjmowała psy, wiele osób dzwoni i o to pyta. A także, gdyby miała elastyczniejsze terminy, bo przyjmuje tylko od soboty do soboty, a część turystów pyta o krótsze terminy.
– Ludzie będą musieli się przyzwyczaić do wyższych cen, bo koszty obsługi są drogie. Wiem, że Holiday Resort w Rowach ma domki za 900 zł i są wynajęte. Gdy znajomi razem wyjeżdżają, mogą dzielić się kosztami. A za granicą również jest drogo. Zaprzyjaźnione biuro podróży podaje, że skok cen wycieczek zagranicznych sięgnął od 25 do 50 proc., zatem Bałtyk dalej powinien jawić się jako atrakcyjna alternatywa dla rodzin – uważa.
Ile zapłacimy za przyczepę
W ostatnich dniach wiele mediów w Polsce cytowało słowa ekspertki z Polskiego Instytutu Ekonomicznego. "Ogólnie rzecz biorąc ceny noclegów nad polskim morzem są wyższe niż w wielu śródziemnomorskich kurortach. Z tym jednak zastrzeżeniem, że wiele jednak zależy od jakości miejsca noclegu. Można i w Polsce nad morzem w szczycie sezonu znaleźć tani nocleg - jednak dosyć daleko do plaży i w niezbyt wysokim standardzie" – powiedziała w rozmowie z PAP Paula Kukołowicz.
Wspomniała, że cenowym "hitem" sezonu są ceny najmu kamperów i przyczep kempingowych. – Na Półwyspie Helskim tygodniowy wynajem przyczepy może kosztować tyle, co dobrej jakości hotel – przyznała.
Zapytaliśmy zatem o przyczepy campingowe. Ceny, podane na stronach internetowych, często są ok. 400-700 zł za dobę, w zależności dla ilu osobowe.
– Nie wiem, czy relatywnie jest to drogo. Jeśli rodzina albo paczka znajomych może przyjechać na tydzień do przyczepy, która mieści 4-6 osób i zapłacić za to 4 tys. zł? Myślę, że to jest średnia cena za to, o jaką lokalizację chodzi – słyszymy na jednym z campingów na Helu.
Rezerwacje, jak mówi nasz rozmówca, są. Zainteresowanie też. – Sezon w Polsce mimo wszystko powinien się w tym roku obronić – uważa.
Na innym campingu mówią jednak, że różnicę z poprzednim sezonem widać. Choć z zastrzeżeniem, że trudno poprzednie, pandemiczne sezony uznać za miarodajne.
– Nie powiedziałabym jednoznacznie, że jest gorzej. Nie ma dramatu. I nie sądzę, że ma to związek z cenami, bo te w naszym przypadku zostały zmienione tylko symbolicznie. Ale widzę również po znajomych, że po pandemii ludzie w tym roku wybierają zagranicę. Siedzieliśmy w Polsce przez ostatnie dwa lata i tu szukałabym winowajcy. Ale wakacje za granicą wcale nie są teraz tak dużo tańsze. Jestem optymistką, myślę, że część osób będzie decydowała się na wyjazd nad morze w ostatniej chwili – słyszę.