nt_logo

Jane Austen przewraca się w grobie. "Perswazje" rozwścieczyły fanów pisarki i już rozumiem dlaczego

Ola Gersz

18 lipca 2022, 18:59 · 4 minuty czytania
Bohaterka XIX-wiecznej powieści Jane Austen niczym Bridget Jones i Phoebe Waller-Bridge we "Fleabag"? Zdesperowana singielka, która żłopie wino, płacze w wannie i niechcący oblewa się sosem, a przy tym nieustannie burzy czwartą ścianę i wymownie spogląda na widza? To ani nie brzmi dobrze na papierze, ani nie wychodzi na ekranie. "Perswazje" Netfliksa z Dakotą Johnson tak bardzo chciały być współczesne i cool, że zapomniały o jednym: wybitnej książce Jane Austen.


Jane Austen przewraca się w grobie. "Perswazje" rozwścieczyły fanów pisarki i już rozumiem dlaczego

Ola Gersz
18 lipca 2022, 18:59 • 1 minuta czytania
Bohaterka XIX-wiecznej powieści Jane Austen niczym Bridget Jones i Phoebe Waller-Bridge we "Fleabag"? Zdesperowana singielka, która żłopie wino, płacze w wannie i niechcący oblewa się sosem, a przy tym nieustannie burzy czwartą ścianę i wymownie spogląda na widza? To ani nie brzmi dobrze na papierze, ani nie wychodzi na ekranie. "Perswazje" Netfliksa z Dakotą Johnson tak bardzo chciały być współczesne i cool, że zapomniały o jednym: wybitnej książce Jane Austen.
"Perswazje" nie są udaną ekranizacją Jane Austen, ale Dakota Johnson jest wyśmienita Fot. Netflix
  • "Perswazje" (2022) to film kostiumowy Netfliksa na podstawie powieści Jane Austen pod tym samym tytułem
  • W główną rolę Anne Elliot wciela się Dakota Johnson, a kapitana Wentwortha gra Cosmo Jarvis. W filmie Carrie Cracknell grają także m.in. Henry Golding, Richard E. Grant i Mia McKenna-Bruce
  • "Perswazje" są hitem Netfliksa w Polsce, chociaż film został zmieszany z błotem przez krytyków i fanów Jane Austen (34 procent od recenzentów i 66 procent od widzów na Rotten Tomatoes) za zmianę charakteru bohaterki oraz uwspółcześnienie języka, jakim posługują się postaci
  • Film Netfliksa to uwspółcześniona wersja "Perswazji" Jane Austen i komedia romantyczna, która stylizuje się na "Fleabag", "Bridgertonów" i "Dziennik Bridget Jones", jednak zupełnie nie oddaje ducha słynnej powieści z 1817 roku
  • Mimo że "Perswazje" to nieudana ekranizacja powieści Jane Austen, to film przyjemnie się ogląda, a Dakota Johnson jest świetna jako Anne Elliot

Jane Austen to mistrzyni pióra, jedna z najwybitniejszych pisarek w historii i idolka scenarzystów. Jej osadzone w epoce regencji powieści to tak wdzięczny materiał do przeniesienia na mniejszy i większy ekran, że adaptacje trudno już zliczyć. Niektóre są znakomite ("Duma i uprzedzenie" z 1995 i 2005 roku, "Rozważna i romantyczna" z 1995 roku) inne koszmarne ("Przyjaźń czy kochanie?"), jedne wierne XIX-wiecznemu pierwowzorowi ("Emma" z 2009 roku), inne przetworzone ("Emma" z roku 2020), a jeszcze inne... dziwaczne ("Duma i uprzedzenie i zombie").

Po wielkim sukcesie "Bridgertonów", serialu, który ekranizacją powieści Austen nie jest, ale jest osadzony w jej jakże filmowych czasach, Netflix pokusił się o kolejny kostiumowy tytuł. Padło na ekranizację "Perswazji", ostatniej powieści Jane Austen wydanej pośmiertnie w 1817 roku. Książkę, która zasłynęła niezwykle wiarygodną psychologicznie główną bohaterką Anne Elliot oraz jednym z najpiękniejszych listów miłosnych w historii literatury.

Rezultat? Fani Jane Austen szaleją ze złości, a krytycy mieszają "Perswazje" Netflixa z błotem. I mają rację.

Anne Elliot niczym Bridget Jones

"Perswazje" to wyjątkowa powieść Jane Austen: wnikliwa, melancholijna, nieco gorzka i cyniczna. Oto Anne Elliot, dwudziestokilkuletnia "stara panna", która mieszka z rozrzutnym ojcem i irytującą siostrą. Osiem lat temu pod wpływem "dobrych rad" i tytułowych perswazji bliskich zerwała zaręczyny z Frederickiem Wentworthem, wówczas ubogim żeglarzem, dziś kapitanem marynarki.

Anne robi dobrą minę do złej gry. Próbuje żyć zgodnie z obyczajowymi konwenansami, ale tęskni za ukochanym i żałuje swojej decyzji. Pomaga siostrze przy dzieciach, czyta poezję i żyje w cieniu obserwując przenikliwie swoje otoczenie. Tymczasem Frederick, który po odrzuceniu przez Anne wyruszył zraniony w morze, niespodziewanie wraca. Jak się okaże, stara miłość nie rdzewieje, ale, jak to u Austen bywa, pojawią się komplikacje – i wewnętrzne, i zewnętrzne.

Ronald Bass i Alice Victoria Winslow, scenarzyści "Perswazji" w reżyserii Carrie Cracknell, są wierni opowieści, którą snuje Jane Austen. Fabuła nie odbiega rażąco od powieści, chociaż nie obyło się bez małych zmian (jak motywy pana Elliota, w książce czarnego charakteru, w filmie jedynie aroganckiego czarusia). Problem "Perswazji" nie leży jednak w fabule, a w tym jak potraktowano XIX-wieczną książkę Jane Austen.

Po pierwsze, bohaterka. W powieści Anne Elliot jest cicha, spokojna i wyważona. Na zewnątrz trzyma fason, jednak wewnątrz kisi w sobie emocje i odczuwa nieustanne napięcie z powodu powrotu kapitana Wenswortha. Tymczasem w filmie bohaterka grana przez Dakotę Johnson jest zakręconą singielką niczym z komedii romantycznych z lat 90. i wczesnych lat 2000.

Filmowa Anne jest rozczarowana swoim życiem i ma złamane serce, ale jest komicznie pechowa i wikła się w żenujące sytuacje jak Bridget Jones. A to obleje się sosem, a to coś palnie przy gościach, a to upadnie na twarz na prostej drodze. Rodzina traktuje ją jak przegrywa, a ona topi smutki w licznych kielichach winie i wannie, w której gorzko płacze.

Po drugie, język. Scenarzyści postanowili uwspółcześnić język Jane Austen i bohaterowie mówią dziwną mieszaniną współczesnego slangu i zwrotów z epoki regencji. Chociażby kawalerów do wzięcia oceniają... w skali od 1 do 10. Do tego piękne ustępy z powieści Jane Austen zostały przetworzone na współczesną, ale wyjątkowo miałką i nieudolną modłę, przez co brzmią jak losowe wybrane zdania ze słownika dla millenialsów i zwyczajnie tracą piękno i moc.

"Perswazje" w wersji 2022

Oczywiście uwspółcześnianie klasycznej powieści nie jest zabronione. Trzeba jednak wiedzieć, jak to robić, być wiernym duchowi oryginału i jednocześnie puszczać oczko do widza, jak zrobiły to "Clueless" czy "Emma" z 2020 roku.

Niestety "Perswazje" puszczają to oczko... dosłownie. Twórcy postanowili bowiem zrobić kolejną "Fleabag", czyli wybitny serial Phoebe Waller-Bridge, zwany głosem współczesnych kobiet. W rezultacie Anne Elliot nieustannie burzy czwartą ścianę, mówi wprost do widzów, spogląda na nich gorzko i zalotnie mruga.

Problem w tym, że ten zabieg nijak ma się i do historii przedstawionej w "Perswazjach", i do samej bohaterki. Wygląda to sztucznie i na siłę, tak jakby Netflix za wszelką cenę chciał udowodnić widzom, że Jane Austen jest cool albo, co gorsza, próbował wytłumaczyć jej książkę z "XIX-wiecznego na nasze". Tymczasem Austen cały czas jest cool i nie trzeba jej nikomu tłumaczyć. Doskonale ją rozumiemy i nie chcemy, by ktoś niszczył jej dzieło, próbując zrobić z niego "Dziennik Bridget Jones".

Wyraźnie widać również, że to uwspółcześnianie ma swoje źródło w "Bridgertonach". "Perswazje" również są anachroniczne: postacie mają różne kolory skóry, a stroje czy fryzury nie do końca są zgodne z realiami. Jednak podczas gdy w "Bridgertonach", które wyraźnie bawią się z widzem, jest to naturalne, kampowe i urocze, to tutaj zwyczajnie to nie wychodzi. Oglądając "Perswazje" mamy wrażenie, że oglądamy film, który na siłę chcę być fajny i bardzo chce być hitem, ale to tak nie działa.

Zwłaszcza, że emocjonalnie też mało co czujemy. Cosmo Jarvis jako Frederick Wentworth zupełnie nie ma charyzmy i jest tak nudny, że wcale nie kibicujemy mu i Anne. Zaczynamy coś czuć, dopiero gdy pojawia się Henry Golding jako pan Elliot. Wolelibyśmy nawet, żeby to z nim "skończyła" Anne, ale powieści Austen tak oczywiście nie działają. Trudno jednak kibicować romansowi, w który trudno uwierzyć.

Dakota Johnson nie jest winna

"Perswazje" to uroczy filmik, który ogląda się miło, ale szybko się o nim zapomni. Jest jednak wizualnie przepiękny: zdjęcia są skąpane w ciepłym świetle, a każdy kadr zasługuje na oprawę. Wnętrza i stroje olśniewają, muzyka jest miła dla ucha, a aktorzy są bardzo dobrzy (Richard E. Grant jest znakomity jako ojciec Anne). To nie jest jednak dobra ekranizacja powieści Jane Austen.

To jednak nie jest wina Dakoty Johnson, która jest naprawdę wyśmienita. Zabawna, charyzmatyczna, świeża. Cieszmy się, że "Pięćdziesiąt twarzy Greya" jej nie zaszufladkowało i możemy odkryć talent tej amerykańskiej aktorki. Szkoda tylko, że Johnson nie trafiła na lepszą ekranizację Jane Austen, a "Perswazje" nie będą dla niej tym, czym "Duma i uprzedzenie" była dla Keiry Knightley.

Chcecie lekko uwspółcześnioną Jane Austen, ale znacznie lepszą? Obejrzyjcie "Emmę" z Anyą Taylor-Joy. Tak to się robi.

Czytaj także: https://natemat.pl/344973,seriale-w-stylu-sanditon-i-bridgertonow-przedstawiamy-podobne-produkcje