Fabijański, Królikowski, Opozda, Rafalala, brat, siostra, matka, kochanka i teściowa. Zewsząd słyszę te same hasła. W internecie od kilku tygodni trwa medialna opera mydlana. Naprawdę nie staram się jej śledzić, ale i tak pierwsze, co widzę po odpaleniu telefonu, to facjata jednej z postaci uwikłanych w aferę. I mam wrażenie, że jej uczestnicy sami starają się, by nie schodzić z pierwszych stron portali plotkarskich. Robiąc krzywdę sobie i bliskim. Po raz pierwszy wyrażenie "pierz swoje brudy w domu" nie jest toksyczne.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Każdego dnia dochodzą do nas nowe informacje na temat prywatnego życia dwóch polskich aktorów.
Dopóki nie postanowią odciąć się od sieci ani oni sami, ani ich bliscy nie zaznają spokoju.
Ten jeden raz toksyczne stwierdzenie "pierz swoje brudy w domu" może okazać się dobrą radą.
Fabijański, Królikowski i reszta ferajny - "Moda na sukces"
By wyjaśnić, co jest w tych medialnych aferach szczególnie złego, trzeba je z grubsza przywołać. Zróbmy to w kilku zdaniach, bo zainteresowani mogą znaleźć masę naprawdę rozbudowanych artykułów, które (podejrzewam) w druku mogłyby zająć parę tomów.
Sebastian Fabijański miał zdradzić swoją żonę z Rafalalą, ale zrobił to (lub nie — nie pamięta, ale ponoć na słynnych taśmach tego nie widać) pod wpływem narkotyków. Udzielił też wywiadu, który miał sprawę wyjaśnić i uciąć. Zdecydowanie się to nie udało, bo każdego dnia pojawiają się na temat jego żony i Rafalali nowe informacje.
Jakiś czas temu Jakub Rzeźniczak zostawił swoją ciężarną partnerkę, by już na porodówce odwiedzić ją z nową dziewczyną. Gdy okazało się, że dziecko jest chore, ex dziewczyna piłkarza założyła nawet internetową zbiórkę na leczenie, podkreślając, że od niego nie dostaje ani grosza. Fani wypomnieli jej, że chwilę wcześniej chwaliła się drogimi egzotycznymi wakacjami i nie narzekała na brak finansów.
Trzecim z bohaterów, ale numerem jeden w portalach plotkarskich jest natomiast Antoni Królikowski, który także zdradzał swoją partnerkę (Joannę Opozdę), gdy ta była w ciąży i odszedł do kochanki. Od kilku dni możemy oglądać konflikt byłej pary od każdej strony, a Antoni zdecydowanie dostarcza do tego materiałów.
Dowiadujemy się, dlaczego Królikowski nie przyszedł na chrzciny dziecka, że nie płaci alimentów, żona publikuje jego SMS-y z kochanką, która za grożenie Joannie traci pracę w kancelarii prawniczej, a teściowa Opozdy na negatywne komentarze pod artykułami o swojej rodzinie odpisuje groźbami o "opłaceniu słów życiem".
Wcale nie dziwi mnie fakt, że media relacjonują każdą z batalii między ex partnerami — portale dostarczają informacji, które ludzi żywo interesują. Dziwi mnie fakt, że "bohaterowie dramatu" sami robią wszystko, by ich nazwiska były cytowane jak największa ilość razy. A przecież ciągle podkreślają, że właśnie z tym starają się walczyć.
Nadążacie? Słyszycie już w tle muzyczne intro z "Mody na sukces"?
Kwintesencją tego, jak skomplikowaną historię mamy szansę oglądać, stał się dla mnie nagłówek w jednym z portali plotkarskich, który (dotyczył akurat sprawy Królikowskiego) brzmiał: "Matka żony brata Antka Królikowskiego komentuje aferę z Joanną Opozdą".
Skojarzyło mi się to już tylko z jedną sytuacją, którą miałam okazję oglądać na filmowym ekranie, czyli słowami: "stryjeczny wuj szwagra mego drugiego męża" wypowiadanymi przez babcię Wolańską z "Kogla-mogla", która próbowała wyjaśnić, czy raczej zmyślić nie mniej skomplikowane konotacje rodzinne.
Nie wiadomo już, o co komu chodzi i dlaczego, a połapać się w tym muszą (na szczęście jedynie) redaktorzy portali plotkarskich. Jak i sami zainteresowani. I ci ostatni chyba orientują się w tym najsłabiej.
Polski proces dekady a'la Amber Heard i Johnny Deep
Gdy w mediach pojawiły się pierwsze informacje o Rzeźniczaku, Królikowskim czy Fabijańskim krytykowani byli oczywiście oni. Zaczęto dyskutować o upadku mężczyzn, o chłopcach nieprzygotowanych do ról mężów i ojców, którzy zdradzali, oszukiwali i opuszczali swoje partnerki w tak kluczowym momencie, jak ciąża czy wychowanie małego dziecka.
I zdecydowanie byli winni, do czego przyznał się właściwie chyba jedynie Sebastian Fabijański w głośnym wywiadzie udzielonym Pudelkowi. By także w nim podkreślić: "wszystkie błędy popełniłbym znowu"...
Nie chodzi jednak o ocenianie i moralizowanie, ale też nie o wybielanie — gdyby nie ich pierwszy ruch, żadna z afer nawet by się nie rozpoczęła, ale zdecydowanie gorsze jest to, co stało się potem.
Mam wrażenie, że od kilku tygodni obserwujemy w Polsce naszą własną wersję procesu Amber Heard i Johnny'ego Deepa. Różnica jest jednak taka, że w tamtym przedstawieniu udział brały dwie osoby, które wyraziły pełną zgodę na publiczne zeznania.
W aferach Królikowskiego czy Fabijańskiego występuje o wiele więcej postaci, które na co dzień cierpią z powodu każdej kolejnej awantury. Jednocześnie same przykładają do niej rękę.
Maffashion odpowiada Rafalali, Opozda publikuje SMS-y z kochanką męża, a Małgorzata Królikowska niczym lwica publicznie broni swojego synka Antka do tego stopnia, że grozi autorom negatywnych komentarzy. Rodzina Królikowskich zresztą zdecydowanie wyprzedza sprawę Sebastiana Fabijańskiego, samemu lejąc wodę na młyn medialnych afer.
Konflikt Opozdy i Królikowskiego skomentowała nawet żona brata Antoniego, która z jakiegoś powodu postanowiła dorzucić swoje trzy grosze słowami, że inni ludzie nie wiedzą, jaka naprawdę jest Joanna. I cyk. Kolejny artykuł do wysmażenia, przeczytania i skomentowania. Dzień bez dramy dniem straconym.
Brudy pierze się w swoim domu?
Powiedzenie, że "swoje brudy pierze się w domu" zazwyczaj jest toksyczne. Kojarzy mi się z "Moralnością Pani Dulskiej", z rozkazem kierowanym do ofiar przemocy domowej, by na swój los się nie skarżyły, a raczej za wszelką cenę unikały plotek i znaczących spojrzeń sąsiadów. W XXI wieku, gdy pojawił się ruch #metoo zachęcamy ofiary do tego, by wychodziły ze swoim świadectwem. Ale to ma swój cel. Piętnowanie przemocy, pomoc ofierze, zwrócenie uwagi na problem.
Szopka, która trwa od tygodni wokół polskich aktorów i ich rodzin krzywdzi zarówno ich samych, jak i ich bliskich. Publika ogląda go jak serial na Netfliksie, a raczej telewizyjny tasiemiec, który dawno stracił puentę, ale chodzi tylko o obietnicę mocniejszych wrażeń w każdym odcinku. Codziennie pojawiają się nowe memy wyśmiewające osoby dramatu.
To jest ten moment, żeby wyłączyć internet. Rozumiem, że pokrzywdzone kobiety chcą mieć okazję, by pokazać swoją perspektywę, rozumiem, że jeden jadowity komentarz czy wbita szpila powoduje chęć odpowiedzi, a osoba, która została właśnie czarnym charakterem, za wszelką cenę chce się usprawiedliwić i wrócić do łask. Ale wybielanie się już nic nie da. To błędne koło, które zatrzymać można tylko odłączeniem się od sieci.
I to ten jedyny raz, gdy uczestnikom afery można z pełnym przekonaniem powiedzieć, że własne brudy pierze się w swoim domu. I to wreszcie posłuży zarówno im, jak i ich rodzinom i dzieciom, które mogą w przyszłości płacić za rzeczy, na które (jako jedyne ze wszystkich uczestników dramy) nie miały żadnego wpływu. Tak, męczy mnie czasem czytanie o Królikowskich i Fabijańskich. Ale jeszcze bardziej musi to męczyć ich samych, a raczej ich bliskich. Czas zrobić reset.