Rafalala wyrasta na największą zadymiarę polskiego show-biznesu i to mimo że od dawna od niego stroni. On wręcz przeciwnie - jest u niej częstym gościem. Co przyciąga do niej kolejnych mężczyzn, którzy wolą przyznać się do zażywania nielegalnych substancji niż do tego, że w ogóle ją znają? Rafalala może i jest okropną osobą, ale na pewno nie jest groźnym drapieżnikiem, wabiącym do swojej jaskini niewinne owieczki.
Od lat poruszała się na obrzeżach show-biznesu. Początkowo była znana głównie bywalcom warszawskich klubów i imprez queerowych, na których występowała, lub też je prowadziła. Nie była wówczas jeszcze pełnoetatową Rafalalą, zdarzało się jej wychodzić na ulicę w męskim stroju. W nim łatwiej było zrobić w spokoju zakupy, czy dostać pracę.
Pseudonim, który z czasem przylgnął do niej w miejsce "martwego imienia", wymyślił dla niej pierwszy chłopak, gdy byli jeszcze nastolatkami. On pierwszy zobaczył w niej kobietę. Byli razem 15 lat.
I Krystyna Janda poznała Rafalalę
W 2007 roku Rafalala, która z dala od rodzinnych Siedlec ma coraz więcej odwagi, by raz na zawsze porzucić uwierające ją męskie wcielenie, wysyła list do Krystyny Jandy i załącza zrealizowany przez siebie film dokumentalny - "I bóg stworzył transwestytę". Pokazuje w nim urywki z życia i przeprowadzane przez siebie sondy uliczne, podczas których pyta przechodniów m.in. o to, co sądzą o kobietach z penisami.
Jandzie film bardzo się podoba, ma za to pewne zastrzeżenia co do scenariusza monodramu, który chce pokazać w jej teatrze Rafalala po projekcji filmu. W końcu godzi się ze względu na współpracę Rafalali z Moniką Powalisz - późniejszą scenarzystką serialu "Belfer", w którym grał m.in. Sebastian Fabijański.
"Złapałam się na tym, że kiedy wychodziła (Rafalala - red.) w samo południe na plac Konstytucji, to się o nią bałam. A potem nabrałam podziwu dla jej odwagi i determinacji… Na szczęście jest duża, więc mogłaby nieźle przywalić” - będzie wspominała spotkanie Janda. Jej słowa okażą się prorocze - i co do lęku o Rafalalę i co do stwierdzenia, że mogłaby nieźle przywalić.
Również w 2007 roku zaledwie 26-letnia Rafalala debiutuje na Pudelku, gdzie jest określana jako "najbardziej znany polski transwestyta". Bardzo długo polskie media będą miały poważny problem z rozróżnieniem między transwestytami (osobami przebierającymi się w ubrania stereotypowo kojarzące się z płcią przeciwną do ich własnej) a osobami transpłciowymi, które nigdy nie utożsamiały się ze swoją płcią biologiczną. Do dziś Rafalala jest zresztą (oprócz Anny Grodzkiej) bodajże najbardziej rozpoznawalną kobietą transpłciową w Polsce.
W tym samym czasie ukazują się i poważniejsze artykuły, jak reportaż Tomasza Kwaśniewskiego, w którym Rafalala po raz pierwszy i bodajże ostatni nie skrywała się za wykreowaną przez siebie personą medialną. Mówi o dzieciństwie w domu, w którym często nie było prądu, a zimą ogrzewania, bo rodzice wiecznie zalegali z rachunkami, o siódemce rodzeństwa, kilkuletnim pobycie w domu dziecka, skąd została zabrana przez babcię należącą do zboru świadków Jehowy.
Kiedy Rafalala z radosnej i otwartej - jak wspinała ją Janda - stała się postacią kojarzoną z agresją, nakręcaniem kolejnych afer i udostępnianiem nagrań pokazujących osoby, które niekoniecznie wyraziły na to zgodę, trudno powiedzieć.
Wiadomo jednak, że wkrótce operuje biust i na zawsze żegna się z dawnym imieniem. Wkrótce zostaje zaatakowana na ulicy - chłopak, którego prosi, żeby przestał ją wyzywać, psika jej w twarz gazem pieprzowym i odchodzi, wyśmiewając ją z przyjaciółmi. W pobliskiej knajpie, gdzie Rafalala idzie przemyć oczy, wpie*dol chce jej spuścić facet, którego dziewczynie "zajęła" umywalkę. Słyszy, że jest "pedofilem i zboczeńcem". Nie reagują ani ochrona, ani straż miejska, którą prosi o pomoc po kolejnych groźbach ze strony mężczyzny, który dzwoni po kolegów.
"A jeśli skończę jako zgorzkniała baba, która nienawidzi ludzi? Boję się, że kolejne spojrzenie, kolejne 'transwestyta' zmieni mnie w plującego jadem potwora. Powtarzałam w mediach, że Polacy są tolerancyjni, ale to trochę na wyrost. Chciałam, żeby tak było" - pisze Rafalala o tym dniu.
Kilka lat później pod jej oknem ktoś nabazgrze sprayem napis "pedał". Nikogo to nie rusza, to jeszcze nie 2021 rok i czasy potępianej społecznie nagonki na osoby LGBT+. Rafalala zamaluje napis sama. To nie będzie jej pierwszy ani ostatni problem z mieszkaniem.
Policzek za policzek
W 2014 roku robi się o niej po raz pierwszy głośno - do sieci trafia nagranie, na którym szarpie się z mężczyzną, od którego miała wynająć mieszkanie. Facet, widząc ją, odmawia i nazywa "tym czymś". Filmik staje się viralem, a Rafalala zaczyna być zapraszana do stacji telewizyjnych.
Publika dzieli się na jej przeciwników i zwolenników. Ci drudzy uważają, że agresja w odpowiedzi na poniżenie była usprawiedliwiona. Trudno wezwać policję do faceta rzucającego obelgami. No i może osoby LGBT+ zamiast udawać, że nie słyszały, powinny zacząć reagować na zaczepki, może to by coś zmieniło?
Wkrótce Rafalalę czeka powtórka z dehumanizacji, tym razem na oczach milionów widzów. W studiu Polsat News ma dyskutować z posłem Zawiszą, który już na wstępie mówi, że "jest zażenowany, że siedzi w studio z tym czymś". Rafalala oblewa go wodą, a Zawisza wychodzi ze studia, wyzywając ją od "męskich dziwek".
Z dnia na dzień staje się celebrytką i ochoczo z tego korzysta. Podobnie jak kilka lat wcześniej Michał Witkowski nie traktuje ścianek i rosnącej liczby obserwujących poważnie, to raczej zabawa konwencją. Jej znakiem rozpoznawczym staje się absurdalne poczucie humoru, czy nakręcanie dziwnych afer jak rzekoma przyjaźń z Izabelą Kisio-Skorupą, która ze względu na odklejone od rzeczywistości wypowiedzi jest wówczas internetowym kuriozum na miarę Gracjana Roztockiego.
Just a snap
Na fali popularności Rafalala zakłada konto na modnym wówczas Snapchacie, gdzie rozmawia z fanami, ale też umieszcza krótkie filmiki przedstawiające przypadkowe osoby. Trafia tam m.in. Quebonafide, niedaleko którego Rafalala siedzi w McDonaldzie. Raper, któremu fani podsyłają jej profil, wyśmiewa Rafalalę w wulgarny sposób, a ona po raz pierwszy tłumaczy, dlaczego filmuje bez wiedzy osoby, która trafia na nagranie.
Mówi, że to ciekawe obserwować, jak zachowują się ludzie, gdy nie wiedzą, że ktoś patrzy. Tłumaczy też, że przecież nie robi nic złego - nie podgląda sąsiada przez lornetkę, ani nie wchodzi ludziom do domów, zaś projekt traktuje dokumentalnie. Po aferze z Sebastianem Fabijańskim będzie z kolei opowiadała, że nagrywa mężczyzn przychodzących do jej mieszkania, bo ma poczucie zagrożenia.
A mężczyźni w intymnych momentach w pewnym momencie zaczynają gościć na Snapie Rafalali niemal co dnia. Można liczyć na nieco męskiej golizny, a czasem i fragmenty rozmów z roznegliżowanymi "gośćmi". Sądząc po kadrach - bez wiedzy aktorów tego spektaklu. Jeśliby spojrzeć na to z perspektywy socjologicznej, odsuwając na chwilę ocenę moralną na bok, to jak bogate życie seksualne prowadzi transpłciowa kobieta w transfobicznym kraju, wydaje się więcej niż interesujące. Bo co jak co, ale na brak zainteresowania swoimi wdziękami narzekać nie może.
Wkrótce okazuje się, że ulegają im i osoby medialne. Bodajże pierwszą z tych, które zostały rozpoznane lub ujawnione był narzeczony Eweliny Lisowskiej, z którym Rafalala miała spotykać się całkiem na poważnie.
Co zabawne, mężczyzna miał podarować obu paniom taki sam prezent - drogą świecę zapachową, która zresztą obie pokazały na swoich social mediach. "Nie wiedziałam jeszcze, że to znicz" - skomentowała aferę Rafalala, w przypadku której stało się już tradycją, że trudno ocenić, czy żartuje. Faktem jest jednak, że zaręczyny zostały zerwane, a Lisowska wyjechała na kilka miesięcy do Stanów.
Dziecko wylane z kąpielą
W 2019 roku wybuchła kolejna seksafera z Rafalalą za kamerą. Jej odbiorcy zdążyli się już przyzwyczaić do plejady kochanków, ale tym razem w chłopaku kąpiącym się w wannie kobiety rozpoznali rapera Belmondo.
Jak na ironię, Rafalala zakryła jego twarz - zdradził go tatuaż na nodze. Sebastian Fabijański również nie został przez nią pokazany - jej obserwujący rozpoznali go po charakterystycznym głosie.
26-letni wówczas Belmondo tłumaczył się, że tylko dostarczał Rafalali narkotyki, zaś internauci kpili, że postanowił się przy okazji wykąpać. Zapowiedział, że pójdzie na odwyk. W efekcie afery został wyrzucony przez kumpli ze składu raperskiego Mobbyn, ale oberwało się i Rafalali, która została pobita w centrum handlowym.
Biorąc pod uwagę powszechnie znane praktyki nagrywania przez nią facetów w dość intymnych chwilach i publikowania tego na stories, trudno nie zastanawiać się, dlaczego osoby publiczne wciąż się z nią spotykają. Czy chodzi tu o zastrzyk adrenaliny? Niespotykany magnetyzm?
Mimo kolejnej afery nic nie wskazuje na to, żeby Rafalala miała zamiar porzucić zwyczaj nagrywania obcych ludzi. Na jej Instagramie, pomimo dość powszechnego tym razem potępienia, wciąż lądują także uliczne kadry. Trudno też przypuszczać, żeby groźby i wyzwiska robiły dziś na niej wrażenie - w końcu to dla niej nie pierwszyzna.
Sytuacja prawna jest tu dość ciekawa - ujęcia dodawane przez Rafalalę rzeczywiście są dokumentalne, trudno więc, żeby same w sobie uznać je za obraźliwe. Zdjęcie nagich męskich pośladków? Bez twarzy posiadacza są właściwie nie do identyfikacji. Jeśli zaś chodzi o nagrania robione na ulicy, trudno wyobrazić sobie sytuację, w której ktoś idzie do sądu z 15-sekundowym filmikiem pokazującym, jak je frytki. Tym bardziej że instastories znikają z sieci po 24 godzinach.
Jaka jest Rafalala - każdy widzi
Postawmy jednak sprawę jasno - tego, że Rafalala nagrywa mężczyzn w intymnych sytuacjach bez ich wiedzy i zgody, nie można nazwać inaczej niż świństwem.
Wyobraźmy sobie czwartą randkę pary, która nie wie jeszcze, czy coś z tego będzie. Schodzi butelka wina i lądują w łóżku - są wolni, podobają się sobie, więc dlaczego nie. Tyle że następnego dnia na Instagramie chłopaka lądują migawki z sypialni i ujęcia piersi śpiącej dziewczyny. Że to obrzydliwe naruszenie jej intymności i prywatności, nikt nie miałby raczej wątpliwości. Trudno wyobrazić mi też sobie sytuację, w której to w pierwszej kolejności dziewczyna jest mieszana z błotem (no okej, może wśród inceli).
Najciekawsze w tej nieustannie powtarzającej się historii wydaje się jednak pytanie, dlaczego Rafalala to robi. Nasuwającym się wyjaśnieniem byłby tu oczywiście szantaż dla jakiegoś rodzaju korzyści. Że był szantażowany napisał zresztą Sebastian Fabijański, tyle że w ostatnim wywiadzie wycofał się z tego zarzutu, mówiąc, że ustalą to dopiero prawnicy.
Można też na to spojrzeć od zupełnie innej strony. Nagrania, ale przede wszystkim afery z udziałem Rafalali pokazują hipokryzję i głęboką homofobię naszego społeczeństwa. Znani panowie tak bardzo trzęsą się przed byciem kojarzonymi z transpłciową kobietą, że wolą opowiadać o tym, jak bardzo byli naćpani. Wybierają przyznanie się do czegoś nielegalnego, czy - jak w przypadku Belmondo - opowiedzieć o uzależnieniu, niż powiedzieć, że spotkali się z nią z własnej woli.
W tych wielkich medialnych aferach nie chodzi przecież o ewentualną zdradę partnerki czy domniemanie korzystania z usług seksualnych - to szybko rozeszłoby się po kościach - ale o odium, jakie budzi sam fakt spotkania się z osobą transpłciową.
Czy dlatego Rafalala, zamiast zamilknąć na jakiś czas i wycofać się z mediów społecznościowych, dalej nakręca aferę - tym razem ujawniając domniemany romans partnerki Fabijańskiego z innym raperem, który miał dla niej nawet zostawić swoją dziewczynę.
Najsmutniejsze w odcinku tej dramy z udziałem Sebastiana Fabijańskiego jest to, że aktor wydaje się skakać, jak Rafalala mu zagra. Najpierw udziela fatalnego PR-owo wywiadu, a następnie wydaje w nocy oświadczenie, w którym usiłuje bronić matki swojego dziecka, de facto jeszcze bardziej mocząc ją w całej sprawie.
W wywiadzie sprzed lat Rafalala mówiła, że dla osoby transpłciowej w Polsce jedyną strategią na funkcjonowanie w społeczeństwie jest opowiadanie o cierpieniu w "nieswoim" ciele i wywoływanie współczucia. I że długo chciała być za wszelką cenę lubiana i akceptowana.
Widać, że dawno już jej przeszło. I bawi się znakomicie.