Nowa wystawa w Instytucie Polski w Düsseldorfie wywołała niemałe poruszenie w konserwatywnej części internetu, w tym u Krzysztofa Bosaka z Konfederacji. Wszystko przez kilka zwykłych zdjęć golasów. Porozmawialiśmy z autorką "kontrowersyjnych" prac Magą Ćwieluch.
Instytut Polski w niemieckim Düsseldorfie zajmuje się promocją rodzimych artystów. Jego szefem jest Wojciech Poczachowski. Działacz PiS ze Śląska.
Na wystawie "Verwachsungen" ("Zrosty"), która trwa od maja, pokazywane są prace Magi Ćwieluch, Magdy Hueckel i Marty Zgierskiej.
Największe zgorszenie wywołały zdjęcia nagich mężczyzn, których autorką jest właśnie Maga Ćwieluch. Niektórzy nazwali to "skandalem".
Z Magą Ćwieluch rozmawiamy m.in. o tym, dlaczego nagie ciało bez żadnego seksualnego kontekstu wciąż nas oburza.
Wszystko zaczęło się od tweeta dziennikarki Agnieszki Wolskiej, która była na wystawie w Düsseldorfie i oburzona dodała kilka zdjęć. I pewnie przeszłoby to bez większego echa, gdyby nie Krzysztof Bosak z Konfederacji. Przekazał dalej post i użył go do politycznej zaczepki. "Pytanie do wyborców PiS: czy na to głosowaliście?" - zapytał.
Chodziło rzecz jasna o to, dyrektorem Instytutu Polski w niemieckim Düsseldorfie jest Wojciech Poczachowski, działacz PiS ze Śląska, a sama placówka podlega rządowi (a konkretnie MSZ). Jak mógł pozwolić na taką formę promocji polskiej sztuki? Maga Ćwieluch jest jednak uznaną artystką, a te same prace były już wystawiane w galeriach. I nie wywołały burzy, do teraz.
Zdjęcia z nagimi facetami w galerii sztuki oburzyły Krzysztofa Bosaka. Wywiad z autorką prac.
Maga Ćwieluch jest kuratorką, fotografką i artystką, która wystawia swoje prace w Polsce i za granicą. Zajmuje się też projektowaniem. Jest absolwentką Instytutu Twórczej Fotografii w Opavie. Współpracuje z Czytelnią Sztuki w Gliwicach od momentu jej powstania w 2010 roku. M.in. tam były wystawione jej prace z cyklu "Elegant", które teraz możemy oglądać w Düsseldorfie.
Dlaczego w 2022 roku ludzi oburza widok golasa?
Mnie nie oburza. Pana widocznie również nie, skoro rozmawiamy.
Widziałem, że wystawy z pani pracami odbywają się od kilku lat. Czy zawsze wywoływały takie reakcje?
Pierwszy raz "Eleganta" pokazałam w gliwickiej Czytelni Sztuki. Wtedy nikogo nie obraził, ani nie zbulwersował. Ale był to jeszcze ten czas, kiedy o wystawach się ewentualnie rozmawiało, a nie je cenzurowało. Co spotkało moje prace pod koniec 2017 roku w Instytucie Polskim w Bratysławie.
W Polsce działy się wówczas gorsze rzeczy, niż usunięcie z wystawy kilku moich prac. Z niezrozumiałych zresztą dla mnie powodów. To, że w XXI w. pokazuje się nagie ciała, nie jest chyba czymś niezwykłym. Przynajmniej nie w sztuce. W tym wypadku pokazuję męską nagość, która może rzeczywiście jest mniej eksponowana niż kobieca.
Z tym też nie do końca można się zgodzić, bo przecież każdy zna rzeźbę Dawida czy "Stworzenie Adama", które są jednymi z najważniejszych dzieł sztuki w historii.
To prawda, ale sztuka antyczna ma już na sobie pieczątkę "sztuka", więc nawet największy ignorant jej nie zakwestionuje. Prawa strona polityczna bardzo chętnie wykorzystuje współczesną sztukę w roli straszaka, rzekomo broniąc młodzież przed deprawacją.
Tymczasem np. "Eleganta" obejrzała już masa ludzi, w tym wielu młodych i nikt nie wyglądał na zdemoralizowanego. Najśmieszniejsze jest to, że Krzysztof Bosak, który teraz rozpętał burzę wokół moich prac, w ogóle, zdaje się, nie widział tej wystawy. Podchwycił parę przefotografowanych przez kogoś prac, by instrumentalnie wykorzystać je do politycznej gry.
O czym tak naprawdę jest wystawa "Elegant"?
Cieszę się, że pada to pytanie i można mówić o meritum. Ten cykl ma oczywiście tyle odczytań, ilu odbiorców. Dla mnie to była próba zmierzenia się z pytaniami dotyczącymi figury, postawy, roli mężczyzny. Zadawałam sobie pytanie kim jest, jak wchodzi w tę rolę. Nagość jest tylko powierzchownością, jednym z wątków tego cyklu. Dodatkiem do kwestii dużo ważniejszych.
Chodziło o to, by pokazać, że pod tymi, że tak powiem, "nadętymi" portretami, kryje się zwykły facet?
Tak. To też pewien rodzaj gry wizualnej, poruszenia wyobraźni, niż coś, co miałoby być obrazoburcze. Słowa jednak tego tak dobrze nie oddają. Kiedy zobaczymy prace na żywo, w przestrzeni galerii sztuki, to myślę, że oburzenie jest ostatnią rzeczą, jaka przyjdzie nam do głowy. Na wystawie widziałam wiele osób, które oglądając te prace, szeroko się uśmiechały.
A jeśli chodzi o same zdjęcia z nagimi mężczyznami, to skąd one pochodzą?
Te portrety są kolażami. Połączyłam ze sobą współcześnie wykonane przeze mnie akty ze starymi zdjęciami archiwalnymi pochodzącymi z różnych źródeł, głównie anonimowych.
Sądząc po tym oburzeniu na prawicy te prace były i są potrzebne.
To oburzenie jest moim zdaniem zwykłą polityczną zagrywką. PIS słabnie, traci władzę, a Konfederaci to widzą i zaczynają się rozpychać łokciami, żeby przejąć skrajnie prawicowy elektorat. Sztuka ich nic nie obchodzi. To cyniczni ludzie.
A odpowiadając na pana pytanie - tak uważam, że poruszanie takich tematów jest potrzebne. Każdy dialog w obrębie trudnych spraw jest potrzebny, zwłaszcza w Polsce, gdzie wiele tematów ciągle nie zostało przerobionych. Od tego jest sztuka, żeby ten dialog uruchamiać.
Na tych zdjęciach naprawdę nie ma niczego niezwykłego. To po prostu męskie ciała.
Podobna rozmowa odbyła przy okazji otwarcia wystawy "Zrosty" w Instytucie Polskim, której częścią są moje prace. Pracuje tam zespół profesjonalistów, którzy znają się na rzeczy i przez lata współpracowali ze światowej klasy artystami. Żartowaliśmy, że wstydzić powinien się tylko ten, kto czuje się zmieszany.
Czy będzie pani kontynuować ten cykl?
"Elegant" to już zamknięty rozdział. Oczywiście dalej interesuje mnie ta tematyka. Choć teraz chciałabym się skupić bardziej na kwestiach tożsamości płciowej, które są niezwykle ważne i aktualne. W jakimś sensie będzie to nawiązanie do "Eleganta".
Czy prace będzie można gdzieś jeszcze zobaczyć?
Zapraszam wszystkich, rzecz jasna, do Düsseldorfu, gdzie wystawę można zobaczyć do 5 sierpnia. Zapraszam na wystawę i do poważnej rozmowy, a nie politycznej popisówki.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.