Jakub Rzeźniczak i Magdalena Stępień – rodzice zaledwie rocznego Oliwiera przekazali w czwartek tragiczną wiadomość. Chłopiec zmarł po kilkumiesięcznej walce z rakiem. Jak przebiegała jego choroba?
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Syna piłkarza Jakuba Rzeźniczaka i modelki Magdaleny Stępień zmarł pod koniec lipca 2022 roku.
Kilka miesięcy temu u chłopca zdiagnozowano rzadkiego guza wątroby.
Oto jak przebiegało choroba i leczenie Oliwiera Rzeźniczaka.
Choroba Oliwiera Rzeźniczaka. Pierwsze objawy i diagnoza
Przypomnijmy, że jeszcze przed narodzinami Oliwiera jego rodzice rozstali się w atmosferze skandalu. Magdalena Stępień o chorobie dziecka powiedziała tymczasem mediom na początku 2022 roku.
"Usłyszałam straszną wiadomość, diagnozę – nowotwór" – zdradziła młoda mama. Był to bardzo rzadko występujący guz wątroby, który miał aż 12 centymetrów. W rozmowie z serwisem cozatydzien.tvn.pl opowiedziała, jak wykryto chorobę u jej synka.
– Jestem, jak to mówią, nadgorliwą mamusią. Przed szczepieniem zrobiłam małemu badania krwi, bo chciałam oznaczyć CRP. Wyniki były dziwne. Byliśmy akurat w Warszawie, podjechałam do pierwszego lepszego szpitala, żeby je skonsultować. Lekarze zobaczyli wyniki, dotknęli brzuch i zlecili zrobienie USG. I na tym USG to wyszło. Dlatego tak ważne jest, żeby badać małe dzieci – relacjonowała. I zaapelowała do rodziców.
– Każda matka powinna tego pilnować i robić swojemu dziecku od razu po urodzeniu USG jamy brzusznej. Powinno się to robić nawet raz w miesiącu. My nie robiliśmy tych badań po urodzeniu Oliwiera. Być może to pozwoliłoby wykryć zmiany wcześniej. Być może nie. Być może za późno. Ale ważne jest, aby tego pilnować i upierać się przy swoim, choć pewnych rzeczy nie jesteśmy w stanie przewidzieć – mówiła.
Stępień podkreśliła również, że duży brzuszek dziecka może być niebezpiecznym symptomem. – Ludzie zawsze mówią, że dziecko ma duży brzuszek, bo ładnie je. "Duży brzuszek, duży brzuszek. Nic nie szkodzi". Ale właśnie te duże brzuszki są najbardziej niebezpieczne. Trzeba na to patrzeć, obserwować i badań. Podobnie jest z morfologią u takich maluszków. To może dużo zmienić i pomóc we właściwej diagnozie – zaznaczyła.
Niedługo później malec przyjął pierwszą chemioterapię. Jednak z relacji młodej mamy wynikało, że lekarze w Polsce dają mu zaledwie 2 proc. na przeżycie. Celebrytka znalazła więc specjalistę i placówkę, która chciała się podjąć leczenia Oliwiera, ale potrzebna była znaczna suma pieniędzy. Stępień zdecydowała się na uruchomienie internetowej zrzutki.
Choć nie brakowało osób, które chciały pomóc, to znalazła się też spora grupa krytykująca Stępień. Oburzeni wytykali, że przecież prowadzi dostatnie życie i zwracali uwagę na rolę ojca w tej sytuacji. Modelka twierdziła wówczas, że nie może liczyć na pomoc ze strony Jakuba Rzeźniczaka.
Sam piłkarz przez długi czas milczał. W końcu jednak zdecydował się zabrać głos. "To nie jest prosta sytuacja dla nikogo. Szczególnie dla mnie, kiedy dziecko mi umiera, a ja muszę zajmować się takimi rzeczami" - mogliśmy przeczytać w jego oświadczeniu.
"Wolałbym w tej chwili skupić się na ratowaniu dziecka, a nie na kopaniu się z jakimiś ludźmi z internetu" - zaznaczył. Jednoczenie poinformował, że maluch dobrze przyjął pierwszą "chemię".
Leczenie w Izraelu i ponowna zbiórka
Stępień po zebraniu ponad 350 tys. złotych ruszyła z Oliwierem do Izraela. Na Instagramie przekazywała informacje o przebiegu leczenia. "Oliwier miał robione badania potwierdzające diagnozę postawioną przez lekarzy w Polsce. Pierwsze trzy tygodnie to czas spędzony całkowicie w szpitalu bez przepustek. Jak się okazało z wyników badań, jest to jeszcze rzadsza odmiana nowotworu wątroby, niż początkowo sądziliśmy" - relacjonowała.
"Jak dobrze wiecie, u mojego syna Oliwiera na badaniach w Polsce wykryto w guzie MRT gen SMARTCB1. Ta diagnoza musiała zostać potwierdzona i był to mój priorytet. Musiałam zrobić absolutnie wszystko, co w mojej mocy, żeby potwierdzić diagnozę i pozbyć się wszelkich wątpliwości, dlatego zdecydowałam się na powtórzenie badań w Izraelu" – wyjaśniała.
"Przyjazd tutaj był najlepszą decyzją, jaką mogłam podjąć, bo okazało się, że Oliwier nie ma śmiertelnego genu SMARTCB1, który został znaleziony w Polsce" – opisywała.
"Lekarze w Izraelu robią wszystko, aby ustalić najlepszą metodę leczenia, co nie jest łatwe ze względu na bardzo małą liczbę takich przypadków. Szukamy rozwiązania tutaj (...), do momentu, kiedy nie znajdziemy miejsca na świecie, gdzie lekarze mieli już doświadczenia z tego rodzaju nowotworem u dzieci" - dodała.
Po kilku dniach objaśniała dalej: "W tej chwili nie przebywamy stale w szpitalu, jednak co dwa dni pojawiamy się na oddziale onkologicznym celem podania kolejnej dawki chemii lub przeprowadzenia badań kontrolnych. U mojego syna pojawiły się również przerzuty, ale na szczęście nie powiększają się dzięki chemioterapii".
"Tu też pojawia się temat taty Oliwiera. Pracujemy nad naszymi relacjami, nasze dziecko jest dla nas najważniejsze. Jego dobro jest ponad wszystko. Jesteśmy w stałym kontakcie. Kuba zadeklarował również, że się zaangażuje w leczenie Olisia. Cieszy mnie to, że potrafiliśmy wznieść się ponad sprawy, które nas dzielą i skupić się na tym, co naprawdę ważne" - przyznała. Mimo tych oświadczeń niebawem uruchomiła kolejną zbiórkę na leczenie Oliwiera, bowiem okazało się, że dalsze kroki będą kosztowały aż 600 tys. złotych.
Rzeźniczak był przeciwny leczeniu w Izraelu. Twierdził, że w Polsce Oliwier miałby lepszą opiekę
Rzeźniczak nie wypowiadał się tak często w mediach o synu. Gdy już komentował tę sprawę, starał się przekonać, że pobyt chłopca w Izraelu nie ma sensu. Jego zdaniem wiele innych placówek oferuje równie skuteczną terapię.
"Nie byłem za wyjazdem Oliwiera do Izraela i nie jestem za tym, żeby tam kontynuował leczenie. Wszystkie osoby i instytucje, zajmujące się leczeniem nowotworów u dzieci, u których zasięgałem opinii, nie znały placówki w Izraelu, a w leczeniu tak rzadkich typów nowotworu doświadczenie jest najważniejsze" - podkreślał.
"Lekarze z Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie, gdzie Oliwier był leczony od momentu wykrycia choroby, nalegali, by nie robić przerwy w podawaniu chemii i ewentualny wyjazd za granicę odłożyć w czasie, bo guzy nowotworowe u dzieci (...) namnażają się w błyskawicznym tempie" - wspominał.
Jego wersję odparła jednak Stępień. "Po przylocie diagnoza, która została postawiona w Polsce, nie pokryła się z tą postawioną w Izraelu. (...) Oliwier jest prawdopodobnie pierwszym takim przypadkiem na świecie" - informowała.
W lipcu Rzeźniczak nie miał dobrych wieści. - Wyniki niestety nie wyglądają dobrze - mówił w rozmowie z "Przeglądem Sportowym". - Kontaktowałem się z najlepszą kliniką na świecie St. Jude zajmującą się guzami wątroby u dzieci. Zobaczyli wyniki Oliwiera, po czym powiedzieli, że nie podejmą się leczenia, gdyż mogą zaproponować to samo leczenie, co w Europie - podkreślił.
28 lipca do mediów trafiła wiadomość, że stało się najgorsze. Oliwier Rzeźniczak zmarł w Izraelu. Rodzice chłopca wydali oświadczenie, w którym poinformowali o szczegółach pogrzebu.
W naTemat jestem dziennikarką i lubię pisać o show-biznesie. O tym, co nowego i zaskakującego dzieje się u polskich i zagranicznych gwiazd. Internetowe dramy, kontrowersyjne wypowiedzi, a także ciekawostki z życia codziennego znanych twarzy – śledzę je wszystkie i informuję o nich w swoich artykułach.