nt_logo

Naczelna aktywistka antyprzemocowa wystąpi w MMA. Czy tylko mi tu coś nie gra? [OPINIA]

Anna Dryjańska

04 sierpnia 2022, 20:19 · 3 minuty czytania
Tęsknię za czasami, gdy myślałam, że MMA to nazwa jakiejś choroby genetycznej. Niestety wiem już, że to lukratywna patorozrywka, która polega na tym, że celebryci biją się ku uciesze widzów. Bardzo zasmuciło mnie, że udział w tym widowisku zadeklarowała Maja Staśko – znana aktywistka przeciwko przemocy. Uważam to za hipokryzję – z kilku powodów.


Naczelna aktywistka antyprzemocowa wystąpi w MMA. Czy tylko mi tu coś nie gra? [OPINIA]

Anna Dryjańska
04 sierpnia 2022, 20:19 • 1 minuta czytania
Tęsknię za czasami, gdy myślałam, że MMA to nazwa jakiejś choroby genetycznej. Niestety wiem już, że to lukratywna patorozrywka, która polega na tym, że celebryci biją się ku uciesze widzów. Bardzo zasmuciło mnie, że udział w tym widowisku zadeklarowała Maja Staśko – znana aktywistka przeciwko przemocy. Uważam to za hipokryzję – z kilku powodów.
Plakat zapowiadający freak fight Mai Staśko. fot. Maja Staśko / Twitter
  • Maja Staśko będzie się bić za pieniądze w High League
  • Aktywistka antyprzemocowa i antykapitalistyczna twierdzi, że robi to dla ofiar przemocy

Początkowo nie chciałam odnosić się do tej sprawy. Oczyma wyobraźni już widziałam komentarze w stylu "feministki w (wirtualnym) kisielu", "starsza koleżanka atakuje młodszą (pewnie z zazdrości)", "dziennikarka hejtuje aktywistkę". 

Jednak feminizm nie polega na tym, by zamilczać coś, co nam się nie podoba, dlatego, że robi to kobieta. Skoro na co dzień punktujemy hipokryzję facetów – polityków i biskupów – wytknięcie jej kobiecie to po prostu równe traktowanie. I tyle.

Wiem też, że rzucą się na mnie (na szczęście nie w oktagonie) ci fani Mai, którzy pozytywną ocenę jej pomocy ofiarom zgwałcenia rozciągają – in blanco – na wszelkie jej działania, w tym także przyszłe. Klaskać mogą za to internauci, którzy od rana do wieczora zalewają Maję zoologicznym hejtem. To niszczycielska plemienność połączona z fałszywym wyborem: uwielbienia lub nienawiści. 

Maja Staśko na gali High League

Do rzeczy jednak. Maja Staśko weźmie udział we freak fight (ang. walce dziwaków) na gali High League. Jak podkreśla, to jej decyzja, jej prawo – oczywiście, zgoda. Jednak prawem opinii publicznej jest tę decyzję ocenić. 

Liga należy do popularnego rapera Malika Montany. Ten muzyk – delikatnie rzecz ujmując – nie słynie z szacunku do kobiet. Swego czasu głośno było o tym, jak napisał na Instagramie jednej ze swoich zawodniczek, że jest "wierną suką swojego pana". Innym razem nazwał feminizm chorobą psychiczną. Najwyraźniej za zdrowe uważa te kobiety, które z radością chodzą na męskiej smyczy.

Stosunek Montany do kobiet nie jest czymś, co mogło umknąć Staśko. Przecież jeszcze niedawno sama krytykowała go za seksizm, a nawet zarzucała mu molestowanie znanej influencerki. Teraz, jak gdyby nigdy nic, u niego wystąpi (choć zarzeka się, że poglądów nie zmieniła). Z jakiejkolwiek strony by na to nie spojrzeć, to po prostu hipokryzja. 

Cel nie uświęca środków 

Staśko tłumaczy, że będzie się bić po to, by pomóc ofiarom przemocy. Samozwańcza wojowniczka zadeklarowała, że przeznaczy po 20 tys. złotych na dwie organizacje pozarządowe, które zajmują się tym, co rząd ma w głębokim poważaniu. 

Dobrze, że NGO-sy dostaną tak potrzebne pieniądze. Tyle tylko, że można je było zdobyć w inny sposób. Cel nie uświęca środków.

Okładanie się pięściami dla ofiar przemocy jest jak picie wódki dla alkoholików albo bicie seksualnego rekordu dla ofiar gwałtu. Można – wszystko można – ale dlaczego tak? 

To po prostu dorabianie ideologii do tego, że Staśko chce w kilka minut zgarnąć spory hajs, czyli zrobić dokładnie to, za co od dawna krytykuje na przykład Roberta Lewandowskiego

Żeby było jasne: nie uważam chęci zarobienia pieniędzy – także dużych pieniędzy – za coś złego. To normalne, że (prawie) każda i każdy z nas chce ich mieć jak najwięcej. Normalne jest też, że (prawie) wszyscy chcielibyśmy je zdobyć jak najmniejszym wysiłkiem. Kluczowy jest jednak kontekst.

Jeśli robisz karierę na tym, że krytykujesz sportowców za gaże, które są wielokrotnością zarobków nauczycielki czy pielęgniarki, a potem sama planujesz taką gażę przyjąć, to jest to hipokryzja – także wtedy, gdy część zapłaty przeznaczysz na cele charytatywne. 

I nie przemawia do mnie argument Mai, że krytykowanie jej to przerzucanie odpowiedzialności (za kapitalizm) na jednostkę. Równie wiarygodnie byłoby dla mnie zachowanie dyżurnego wegetarianina, który zapisałby się na zawody w jedzeniu steków, tłumacząc, że przecież gospodarka opiera się na konsumpcji mięsa.

Nie ma obowiązku lubienia mordobicia

Nie przekonują mnie też oskarżenia o elitaryzm, które Maja wysyła w kierunku krytyków MMA i jej decyzji o wzięciu w tym udziału.

– Wchodzę w to miejsce, bo uważam, że odwracanie wzroku od rozrywki, która skupia uwagę tylu osób, jest po prostu elitarystyczne i nie jest sposobem, który jest mi bliski – powiedziała Staśko w rozmowie z Vogule Poland

Sorry, ale myślenie na zasadzie "nie wchodzisz do klatki, jesteś klasistą", nie ma nic wspólnego z logiką, za to dużo z próbą zamykania ust. Jest wiele powodów, dla których ludzie – o zróżnicowanym kapitale kulturowym – nie gustują w mordobiciu (z boksem włącznie).

Gdyby Maja powiedziała, że będzie się bić dla kasy i sławy, byłoby to przynajmniej szczere. A tak? Mamy przycelebrycenie nieudolnie przykryte Ważną Sprawą. Niestety mam wrażenie, że od jakiegoś czasu najważniejszą sprawą dla Mai Staśko jest Maja Staśko. 

Gdyby nie towarzysząca temu hipokryzja – powiedziałabym “you go girl!”. Teraz jest mi po prostu przykro.