Szyc załamany wzrostem cen. "Z miesiąca na miesiąc coraz mniej zostaje na życie"
redakcja naTemat
10 sierpnia 2022, 16:37·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 10 sierpnia 2022, 16:37
Borys Szyc udzielił ostatnio wywiadu, w którym przyznał, że i on odczuwa galopującą inflację. - Próbowałem nie przejmować się wzrostem cen, czyli oszukiwać sam siebie, ale dalej już nie da rady - wyznał. Zdradził, z czego musiał przez to zrezygnować.
Reklama.
Reklama.
Borys Szyc poruszył temat drożyzny w sklepach
Aktor zwierzył się, że musiał odpuścić sobie w tym roku remont mieszkania i wyjazdy za granicę
Borys Szyc gorzko o skutkach inflacji
Okazuje się, że skutki kryzysu na własnej skórze odczuwają nie tylko "zwykli śmiertelnicy", ale i największe gwiazdy polskiego show-biznesu. W obliczu obecnego stanu gospodarki zatrwożeni celebryci coraz śmielej otwierają się w temacie problemów finansowych. Do tego grona dołączył właśnie Borys Szyc.
Aktor w ostatniej rozmowie z "Gazetą Wyborczą" opowiedział, że na ten rok miał sprecyzowane plany na temat remontu domu. Niestety, przez wysokie ceny w sklepach nie mógł sobie na to pozwolić.
- Mamy dom zasilany gazem i prądem, więc z miesiąca na miesiąc coraz mniej nam zostaje na życie. Odpuszczam postanowiony wcześniej remont. Materiały budowlane zdrożały co najmniej dwa razy. Może za rok ceny spadną? - zapytał.
Borys Szyc dodał, że w ramach oszczędności nie zdecydował się w tym roku na zagraniczne wakacje. Wybrał się z rodziną na camping. Jednocześnie podkreślił, że wakacje w Polsce nie należą do najtańszych.
- Kocham Mazury, widzę przy tym, jak pusto się tutaj zrobiło. Kiedyś były ceny warszawskie i mazurskie - teraz jest równie drogo tu i tam. Ludzi nie stać już nie tylko na luksusy typu czartery jachtów, ale i na noclegi. Głupie pójście z dziećmi na lody w marinie to prawie stówa. Rolę restauracji, a nawet budek z frytkami, przejęły tutejsze Biedronki. Wieczorem półki w dyskontach są tak samo puste, jak mazurskie knajpy - powiedział.
Richardson przerażona kryzysem. Dziennikarka uderza w rząd
Pod koniec czerwca ten temat poruszyła też Monika Richardson. Nie szczędziła przy tym gorzkich słów w kierunku rządzących.
- Skandalem jest to, jak wysokie są ceny w Polsce, jak wysoka jest inflacja. I nie wygląda na to, żeby ktoś się tym szczególnie przejmował – mówię tu o sferze rządzącej. Uważam, że stoimy na skraju katastrofy. Prowadzę bardzo wiele kongresów, seminariów poświęconych gospodarce szeroko pojętej i wszyscy biją na alarm, oprócz rządku - stwierdziła w rozmowie z Jastrząb Post.
Zachowanie polityków jest dla niej niezrozumiałe. - Bo jesteśmy u progu poważnego kryzysu gospodarczego, który to kryzys dotknie nie ministrów, tylko nas – kobiety, ludzi tworzących normalne gospodarstwa domowe, płacących kredyty frankowe i nie tylko frankowe. Kupujących chleb i kiełbasę za 35 złotych. To jest coś, co będzie miało dalekosiężne konsekwencje w naszym codziennym życiu. Jest mi bardzo źle z tym, że nikt w moim kraju tego nie widzi - oceniła.
Była prezenterka ujawniła, że od lat musi korzystać z odłożonych oszczędności: - Ja od wielu lat żyję z tzw. kupki. To jest i tak o niebo lepiej, od większości kobiet, które zapie*****ą na trzech etatach i wracają do domu po to, żeby ogarnąć dzieci i męża. Ale ta kupka już niedługo się skończy.
- Ja jestem pełna nadziei i optymizmu na temat mojej cudownej szkoły językowej, mam nadzieję, że to odpali i już się to zaczyna, ale póki co codziennie rano budzę się spocona, bo nie wiem co będzie dalej i czy będę musiała iść na jakąś specjalną jarską dietę, czy będę jeść chrust - powiedziała ironicznie gwiazda.