Robert Karaś przerwał walkę o rekord świata "w obawie o życie". Zadecydowali lekarze
Krzysztof Gaweł
18 sierpnia 2022, 18:16·2 minuty czytania
Publikacja artykułu: 18 sierpnia 2022, 18:16
Robert Karaś nie pobije rekordu świata w dziesięciokrotnym Iron Manie, o czym poinformował jego zespół. Polak dostał zakaz dalszej rywalizacji od lekarzy, którzy obawiali się o jego życie. Na trasie w Szwajcarii zdołał pokonać 38 km pływania, 1800 km na rowerze i 65 km biegu. Do mety zostało 386 km morderczego biegu. "Wrócimy jeszcze silniejsi!" - zapewnili ludzie z ekipy sportowca.
Reklama.
Reklama.
Robert Karaś nie pobije rekordu świata w dziesięciokrotnym Iron Manie
Polak został wycofany z rywalizacji przez lekarzy, bali się o jego zdrowie
Nasz zawodnik ukończył pływanie i jazdę rowerem, był na trasie biegu
Robert Karaś był liderem zmagań i miał wielką przewagę nad rywalami w walce o rekord świata w dziesięciokrotnym Iron Manie. W czwartek nasz człowiek ze stali ruszył na trasę biegu, czyli ostatniej konkurencji. Musiał pokonać "raptem" 422 kilometry, czyli 350 okrążeń po 1,2 kilometra każde. "Jest maszyną, której nie da się zatrzymać, chce dobiec do mety i zapamiętać to uczycie do końca życia!" - informował team Polaka z wielką euforią.
A ta nie pojawiła się przypadkiem, Robert Karaś w Sankt Gallen pisał historię i prowadził w zmaganiach najtwardszych z najtwardszych. Wypracował gigantyczną przewagę, gdy po północy ze środy na czwartek ruszał do biegu, drugi zawodnik miał do pokonania jeszcze 360 km na rowerze. Polak pracował w pocie czoła na sukces, dość wspomnieć, że rowerem jechał 68 godzin, 46 minut oraz 40 sekund. Jechał ze średnią prędkością aż 26,2 km na godzinę. Niebywałe.
"Biegnie ze stalowym spojrzeniem!" – czytaliśmy w ostatnim wpisie zespołu Roberta Karasia. Polak od dłuższego czasu jest liderem zmagań w Szwajcarii. Jego tempo jest imponujące, bowiem na pierwszą przerwę udał się dopiero po 40 godzinach rywalizacji. "Po czterech dniach niemal ciągłego wysiłku Robert kończy część kolarską. Do tej pory przepłynął 38 km i przejechał 1800 km na rowerze! Przed nim 422 km biegu!" – relacjonował zespół Karasia w nocy z 17 na 18 sierpnia.
Niestety, to była ostatnia dobra wiadomość z trasy. Ekipa Polaka i lekarze nadzorujący wyścig zdecydowali, że to koniec rywalizacji dla lidera morderczego triathlonu. Robert Karaś akurat odpoczywał w swoim kamperze i spał. Lekarze zaprosli go do karetki pogotowia i zabrali do szpitala. Nic nie zagraża jego zdrowiu, przeprowadzono rutynowe badania.
"Po 38 km pływania, 1800 km na rowerze i 65 km biegu lekarze zakazali kontynuowania wyścigu w obawie o życie! Był na granicy, a to wiąże się z ryzykiem... Ból po operacji, którą odbył tylko 3 tygodnie temu okazał się nie do zniesienia nawet dla Niego! Dziękujemy za te emocje, wrócimy jeszcze silniejsi!" - przekazał team Polaka na Instagramie.
O zdrowie 33-latka drżała jego partnerka, aktorka Agnieszka Włodarczyk. "Czy się denerwuję? No jasne, jak cholera! Ciężko patrzeć na cierpienie ukochanego, ale tłumaczę sobie, że przecież on sam tego chciał. To jest jego życie i pasja. (...) Ale serio widząc, jak on wygląda, chciałabym go zatrzymać, zdjąć z tej trasy, przytulić i zabrać do domu..." – wyznała opisując rywalizację naszego człowieka ze stali.
A my jesteśmy i tak pod wrażeniem niezłomnej woli i niesamowitego startu Polaka. Na zdjęciach widać było, jak cierpi na trasie i jak wiele kosztuje go rywalizacja w Szwajcarii Robert Karaś wróci silniejszy i w końcu poprawi i ten rekord świata. Tego jesteśmy pewni!