"Aniołki" o krok od piekła, udało się uratować finał ME. "Za coś takiego jest dyskwalifikacja"
Krzysztof Gaweł
19 sierpnia 2022, 20:19·2 minuty czytania
Publikacja artykułu: 19 sierpnia 2022, 20:19
Polska sztafeta 4x400 metrów kobiet wywalczyła w piątek awans do finału mistrzostw Europy, ale nie obyło bez nerwów. A wszystko przez Czeszki, które weszły nam w paradę i niemal doprowadziły do dyskwalifikacji Biało-Czerwonych. "Za coś takiego z automatu jest dyskwalifikacja. Byłam przerażona" - mówiła dziennikarzom Małgorzata Hołub-Kowalik. Nasz zespół pobiegnie po medal w sobotę o 21:45.
Reklama.
Reklama.
Polska sztafeta 4x400 metrów pobiegnie w sobotę w finale ME
"Aniołki Matusińskiego" miały duże problemy podczas zmiany pałeczki
Wszystko mogło się zakończyć fatalnie przez błąd czeskiej kadry
Polska sztafeta 4x400 metrów wywalczyła w piątek awans do finału mistrzostw Europy, ale nie obyło bez nerwów. A wszystko przez Czeszki, które weszły nam w paradę podczas drugiej zmiany. Gdy pałeczkę miała przekazać Małgorzata Hołub-Kowalik, drogę zagrodziła Justynie Święty-Ersetic rywalka i niemal doszło do koszmarnej pomyłki. Polki zdołały w ostatniej chwili ustrzec się błędu.
- Już biegłam do podania pałeczki z wyprostowaną ręką do Justyny, ale nagle przed swoją twarzą zobaczyłam rękę z inną pałeczką. Było zatem podanie na krzyż, co jest niezgodne z przepisami. Za coś takiego z automatu jest dyskwalifikacja. Byłam przerażona tą sytuacją, zresztą Justyna też. Przez to bardzo dużo straciłyśmy - opisała całą sytuację Małgorzata Hołub-Kowalik w rozmowie z "Przeglądem Sportowym".
Sytuacja zmroziła też naszą liderkę, Justynę Święty-Ersetic, która musiała odrabiać straty i przyprowadziła nasz zespół na piątej pozycji na czwartą zmianę. - To był dziwny bieg. Czekałam na pałeczkę z wyciągniętą ręką, ale wtedy swoją rękę przełożyła na krzyż Czeszka. Nie wiedziałam, co się dzieje. Przez to wykonałyśmy zmianę niemal w miejscu. Musiałam zatem gonić i to spowodowało, że w końcówce zabrakło mi sił - tłumaczyła.
Stratę odrobiła wicemistrzyni Europy, niesamowita Natalia Kaczmarek.
- Nasza zmiana z Justyną też nie była najlepsza, bo wystraszyłam się tego, co stało się przy zmianie z Gosią. Zastanawiałam się, czy przewieźć się za dziewczynami i atakować je na końcu. Rywalki jednak wolno ruszyły, więc postanowiłam wyprzedzić je od razu na początku. Na końcu zastanawiałam się, czy atakować jeszcze drugą pozycję, ale ostatecznie wybrałam wariant oszczędzania energii - opisywała dla "Przeglądu Sportowego".
Kinga Gacka, Małgorzata Hołub-Kowalik, Justyna Święty-Ersetic i Natalia Kaczmarek uzyskały ostatecznie czas 3.26,05 minuty i awansowały z trzeciego miejsca do biegu medalowego. Biało-Czerwone zgodnie twierdzą, że stać je na podium, a my liczymy na złoty medal ME w Monachium. Wszak aż trzy Polki pobiegły w finale rywalizacji indywidualnej, a medale zdobyły dwie.
- W tym roku przyciągam całego pecha do tej sztafety, ale spokojnie, bo zabieram go już ze sobą - zapewniła pół żartem, a pół serio Małgorzata Hołub-Kowalik, która w sobotę nie pobiegnie w finale. Zmieniona zostanie również Kinga Gacka, trener Aleksander Matusiński da szansę Idze Baumgart-Witan oraz Annie Kiełbasińskiej, które odpoczywały w piątek po trudach finałowego biegu na 400 metrów.
Finał rywalizacji sztafet na 4x400 metrów kobiet odbędzie się w sobotę o godzinie 21:45.