Polak na podium morderczego Ironmana. Rekord świata poprawiony aż o siedem godzin
Krzysztof Gaweł
22 sierpnia 2022, 20:36·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 22 sierpnia 2022, 20:36
Belg Kenneth Vanthuyne wygrał zmagania w dziesięciokrotnym Ironmanie w okolicach Sankt Gallen. Triathlonista ukończył zmagania w czasie 182 godzin, 43 minut oraz 43 sekund, bijąc rekord świata o ponad siedem godzin. Dotychczasowy rekordzista, Niemiec Richard Jung był drugi, a trzecie miejsce wyszarpał niesamowity Adrian Kostera. Na trasie wciąż jest Tomasz Lus, zmagań nie udało się ukończyć Robertowi Karasiowi.
Reklama.
Reklama.
Rywalizacja o zwycięstwo w Swiss Ultra Triathlon dobiegła końca i trzeba przyznać, że za nami tydzień niesamowitych emocji. Ludzie z żelaza wystartowali do walki ze swoimi słabościami 14 sierpnia, pokonanie dystansu dziesięciokrotnego Ironmana zajęło im ponad tydzień. Mieli do pokonania 38 kilometrów pływania, 1800 kilometrów jazdy rowerem, a potem jeszcze 422 kilometry biegu.
Wygrał Belg Kenneth Vanthuyne, który ukończył tasę w czasie 182 godzin, 43 minut oraz 43 sekund, bijąc rekord świata o ponad siedem godzin. Poprawił dotychczasowy wynik Niemca Richarda Junga, który tym razem był drugi i też osiągnął wynik lepszy od swojego rekordu, ale nie zdołał dopaść Belga. Niemiec finiszował z czasem 187 godzin, 49 minut i 24 sekund. Metę przekroczył w towarzystwie żony i córeczki, był szczęśliwy i niesamowicie zmęczony.
W szwajcarskim Buchs rywalizowało trzech Polaków, a Deca Ultra Triathlon na podium zakończył ten, który długo był w cieniu Roberta Karasia, bohatera mediów i celebryty. Ale to Adrian Kostera, chłopak trenujący i pracujący w Holandii, okazał się lepszy. Dotarł do mety po niesamowitej walce, przez chwilę był nawet przed Richardem Jungiem, ale nie zdołał utrzymać przewagi. Finiszował z czasem 189 godzin, 55 minut oraz 20 sekund.
"Zrobił to! Meta i trzecie miejsce w Deca Ultra Triathlon. Więcej niebawem, bo emocji jest tu masa" - przekazał zespół Polaka tuż po przekroczeniu przez niego linii mety. Kolejny krok w niesamowitej przygodzie Adriana Kostery z Ironmanem został wykonany. A przecież raptem kilka lat temu zaczynał przygodę ze sportem, a na trasie miał wiele przeciwności. Zepsuł się rower, potem miał problem ze stopami i biegł w... klapkach.
Chłopak, który zaczął trenować, by rzucić palenie, zaczynał od zera mając 30 lat. "Nie miałem roweru, nie potrafiłem pływać, nie biegałem" - wspominał. A teraz zmierza po marzenia i bije rekordy. "O tym by móc spędzać więcej czasu ze swoim synem, a nie tylko odbierać go ze żłobka, o tym by móc zapewnić żonie to na co zasługuje i móc wyjechać na długie wakacje. I w końcu marzeń o tym, by udowodnić sobie, że to on jest panem swego losu" - czytamy na profilu Polaka w social mediach.
Długo liderem zmagań był faworyzowany Robert Karaś, który miał dużą przewagę nad resztą stawki, ale przegrał z urazem. Walczył z raną, która otworzyła mu się podczas jazdy rowerem i dawała mocno we znaki. Jak zdradził, po wizycie lekarzy chciał wrócić do rywalizacji, ale nie było na to szans. Medycy zalecili zabieg. "Rana się rozerwała, zaczęła lecieć ropa, więc wezwaliśmy karetkę" - opisywał na Instagramie.
Na trasie wciąż jest dwunastu zawodników, bo rywalizację ukończyła na razie czołowa trójka. Jedenastu triathlonistów nadal biegnie, mają do pokonania ponad sto okrążeń trasy. Wśród nich jest Polak Tomasz Lus, który zajmuje miejsce 12. Jeden śmiałek wciąż walczy z trasą rowerową, przed nim trzy okrążenia, a potem 422 km biegu. A Polak walczy i wciąż ma szansę na miejsce w czołowej dziesiątce zawodów.
Tymczasem zwycięzca zainkasuje 1000 euro (około 4750 złotych), za drugie miejsce dostać można nagrodę w wysokości 600 euro (około 2850 złotych), a za trzecie raptem 400 euro (około 1900 złotych). Szału nie ma, prawda? I jeszcze jedno: w pakiecie startowym nie ma koszulki, buffki oraz gadżetów, a na mecie medalu i koszulki finishera. Ale Swiss Ultra Triathlon to nie jest pierwsza, lepsza impreza. To start tylko dla orłów.