Rzeź niewiniątek w Liverpoolu. Dziewięć bramek i popisowy mecz The Reds na przełamanie
Krzysztof Gaweł
27 sierpnia 2022, 19:46·2 minuty czytania
Publikacja artykułu: 27 sierpnia 2022, 19:46
Piłkarze Liverpoolu rozpoczęli sezon Premier League najgorzej w historii, od kiedy trenerem jest Juergen Klopp. Na pierwsze zwycięstwo czekać musieli do 4. kolejki rozgrywek, ale gdy już wygrali, od razu wyrównali rekord rozgrywek. I zrównali z ziemią ekipę AFC Bournemouth, które zdeklasowali 9:0 (5:0). W sobotę wygrywały też Manchester City, Chelsea Londyn oraz Manchester United.
Reklama.
Reklama.
Liverpool zdeklasował Bournemouth, wbijając rywalom aż dziewięć bramek
Swoje mecze w sobotę wygrały także Chelsea oraz Manchester United
Manchester City odrobił dwie bramki straty, a triumf dał mu Erling Haaland
Piłkarze Liverpoolu bardzo długo wchodzili w sezon Premier League, a media od razu napisały o kryzysie i końcu szans na mistrzostwo. Wszak nigdy pod wodzą Juergena Kloppa The Reds nie czekali na triumf aż do 4. kolejki rozgrywek. Ale jak już wygrali, to tak, że przeszli do historii wyrównując rekord rozgrywek. To była prawdziwa rzeź niewiniątek na Anfield.
Strzelanie rozpoczął w 3. minucie Luis Diaz, a już trzy minuty później mogliśmy obejrzeć pierwszą w lidze bramkę 19-letniego Harveya Eliotta. Jeszcze przed przerwą kolejne ciosy zadali Trent Alexander-Arnold, Roberto Firmino i Holender Virgil van Dijk. Liverpoolczycy nie mieli jednak dość, po zmianie stron dalej znęcali się nad bezradnymi graczami AFC Bournemouth, a niewiele zabrakło, by ustanowili dwucyfrowy rekord rozgrywek.
Kolejne gole dołożyli po zmianie stron Chris Mepham (trafił do własnej siatki), Fabio Carvalho oraz po raz drugi w meczu Roberto Firmino i Luis Diaz. Co ciekawe, w sobotę nie strzelił nic Mohamed Salah, który grał 90 minut. A w składzie The Reds zabrakło przecież zawieszonego za czerwoną kartkę Darwina Nuneza. Roberto Firmino do goli dorzucił trzy asysty, a dwie miał na koncie Kostas Tsimikas. Do szczęścia zabrakło jednego.
Czego? Utraty punktów przez mistrzów Anglii, czyli Manchester City. The Citizens zagrali na Etihad Stadium z Crystal Palace i po golach Johna Stonesa (samobójczy) oraz Joachima Andersena sensacyjnie przegrali już w 21. minucie 0:2. Giganta odmienił jednak Erling Haaland. Najpierw, w 53. minucie trafił na 1:2 Bernardo Silva. A Norweg między 62. a 81. minutą skompletował hat-tricka i poprowadził zespół do triumfu. Na koncie ma już sześć ligowych bramek.
Wygrała też druga drużyna z Manchesteru, podnoszący się z kryzysu United. Czerwone Diabły gościły w Southampton, gdzie trzy punkty zapewniła im bramka Bruno Fernandesa z 55. minuty spotkania. W ekipie MU zadebiutował Brazylijczyk Casemiro, a od 68. minuty grał też Cristiano Ronaldo, znów tylko jako zmiennik, tym razem Jadona Sancho. Czy odejdzie? Wciąż tego nie wiadomo.
Chelsea Londyn po dwóch golach Raheema Sterlinga wygrała na swoim boisku z Leicester City, choć od 28. minuty była osłabiona, bo z boiska wyleciał Conor Gallagher. Lisy odpowiedziały tylko trafieniem Herveya Barnesa. "Polski" mecz dla Brighton and Hove Albion, które po bramce Pascala Grossa okazało się lepsze od Leeds United. Mateusz Klich wszedł na murawę w 59. minucie. Brentford FC zremisował 1:1 z Evertonem.