- Stoję tutaj teraz i się uśmiecham. To dowód, że wygraliśmy życie - powiedział Adam Darski przed spotkaniem ze swoim dawcą. Dwa lata temu liderowi zespołu Behemoth przeszczepiono szpik kostny. Nergal uściskał dziś mężczyznę, któremu zawdzięcza życie i zdrowie. - Masz brata? - zapytał wzruszony muzyk. - Od teraz podobno tak - odpowiedział dawca.
Adam Darski poznał dziś osobę, której zawdzięcza życie. Dwa lata temu lider zespołu Behemoth przeszedł operację przeszczepu szpiku kostnego, po tym, jak zdiagnozowano u niego białaczkę. Dawcą okazał się młody mężczyzna o imieniu Grzegorz. Nergal wiedział o nim tylko tyle, że ma dwadzieścia pięć lat, jest zdrowy i postawny. Dziś po raz pierwszy uściskał mu rękę. - Dzięki za życie - powiedział wzruszony Nergal. - Można za to dziękować? - zapytał Grzegorz. - Trzeba! - odpowiedział Darski.
Oboje nie kryli zdenerwowania. Nergal przyznał, że spotkanie to dla niego wielkie przeżycie. Obserwującym spotkanie dziennikarzom powiedział, że już dziś ma się dobrze i jest bardzo podekscytowany. - Stoję tutaj i się uśmiecham. To dowód, że wygraliśmy życie. Najważniejszej, że są lekarze, dawcy i sztab ludzi, którzy na przekór wszystkiemu walczą i chcą wygrywać życie. Totalny szacun - mówił wyraźnie wzruszony Nergal.
Mężczyźni uściskali się. Padły wtedy poruszające słowa. - Masz jakieś rodzeństwo? - zapytał Darski. - Teraz podobno tak. Mam brata - odpowiedział Grzegorz.
Nergal nie ukrywał, że bardzo stresuje się spotkaniem ze swoim "genetycznym bliźniakiem". Czekał bowiem na nie prawie dwa lata. Zapowiadał też, że chce poznać człowieka, któremu dziś zawdzięcza życie.
Do spotkania doszło dziś w Sopocie. Dawca ma dwadzieścia pięć lat, pochodzi z południa Polski. W krótkim filmiku wyemitowanym na konferencji tłumaczył, że do bazy dawców szpiku zgłosił się za namową kolegi. Już po dwóch tygodniach zaproszono go na badanie. Wkrótce potem przeszedł zabieg pobrania komórek. Przyznał, że zabieg nie był bardzo uciążliwy i zapomniał o nim już kilka dni po jego wykonaniu.
Dziękują za życie
Decyzja o oddaniu szpiku nie jest łatwa. Potencjalni dawcy obawiają się bólu przy zabiegu, ewentualnych powikłań zdrowotnych. Coraz więcej osób podejmuje jednak taką decyzję i zgłasza się do banku dawców szpiku. W tym roku do fundacji DKMS zgłosiło się aż 100 tys. osób chętnych do pomocy chorym na białaczkę.
- Zgłosiłam się za namową koleżanki. Zarejestrowałam się jeszcze jako studentka, później o tym zapomniałam. Ukończyłam studia i pewnego dnia dostałam telefon, że mogę komuś pomóc - tak swoją drogę do bycia dawcą wspomina Renata Rafa. Przyznaje, że nie obyło się bez strachu. Poznała jednak inną dawczynię, która rozwiała jej obawy. Przekonała, że zabieg jest właściwie bezbolesny i nie odbija się na zdrowiu. We wrześniu 2009 r. Renata oddała swoje komórki macierzyste dla pacjenta ze Stanów Zjednoczonych.
Chcesz zostać dawcą szpiku? Zgłoś się do fundacji DKMS, wypełnij formularz i zarejestruj się jako potencjalny dawca. Wszystkie wskazówki znajdziesz na stronie fundacji DKMS. Przyłącz się więc do walki z białaczką. Ty też możesz uratować komuś życie! CZYTAJ WIĘCEJ
Przyznaje, że bardzo chciała dowiedzieć się czegoś o chłopaku, którego uratowano dzięki komórkom pobranym z jej szpiku. - Po roku napisałam do niego list. Zapytałam, czy wszystko z nim dobrze. Chciałam wiedzieć, jak się czuje, co robi, czym się interesuje. Dostałam bardzo wzruszający list od niego i jego mamy. Mama napisała mi, że uratowałam życie jej jedynego dziecka, że chłopak powoli wraca do zdrowia. On podziękował mi, że uratowałam mu życie - mówi Renata.
Czasem potrzebny jest impuls
Fundacja DKMS Polska, która pośredniczy pomiędzy dawcami a biorcami komórek macierzystych ma ściśle określone zasady, według których skojarzeni pacjenci mogą się ze sobą kontaktować. Do pierwszego spotkania może dojść po dwóch latach. Tak zresztą stało się dziś w przypadku Adama Darskiego i jego dawcy ze Śląska. Wcześniej pacjenci mogą kontaktować się listownie. Korespondencja przechodzi jednak przez fundację, która czuwa, by w listach nie pojawiały się prywatne dane pacjentów.
Wielu pacjentów chce się jednak spotkać osobiście.
Do tej pory fundacja "skojarzyła" sześć takich par. Dzisiejsze spotkanie w Sopocie jest siódmym z kolei. To jak do tej pory niewiele, ale wielu dawców i biorców deklaruje chęć uczestnictwa w kolejnych.
Agata Maraszek, koordynatorka ds. rekrutacji dawców fundacji DKMS przyznaje, że nie jest łatwo takie spotkanie zorganizować. Przede wszystkim obie strony muszą chcieć się na nie stawić. Niektórym brakuje odwagi, niektórzy czekają na ten idealny moment. Czasem potrzebny jest impuls, żeby się spotkać.
- W przypadku Adama i Grzegorza taka chęć była po obu stronach - mówi. Dziś po raz pierwszy od dwóch lat spotkali się osobiście. Obaj nie kryli wzruszenia. Maraszek nie jest tym zdziwiona. Obserwowała bowiem takie spotkania i zapewnia, że zawsze towarzyszą im ogromne emocje. - Spotykają się ludzie, którzy są genetycznymi bliźniakami i biorcy mogą podziękować, `że na wzajem stali się cząstka siebie - mówi.
Zobacz także: Nergal: Wykreowany prowokator czy szczery nonkonformista? Adam Darski i "Spowiedź heretyka"
Maraszek przekonuje, że w dawcy i biorcy zawierają przyjaźnie, które czasem przypominają więzy rodzinne. - Oni bardzo często sami mówią o sobie: mam nową siostrę albo brata. Jeśli osoba dorosła oddaje szpik dla dziecka, to mówi o sobie jak o drugim rodzicu, który podarował temu dziecku nowe życie - dodaje.
Zdarzają się sytuacje, w którym jedna ze stron odmówiła takiego spotkania. Zdaniem koordynatorki z DKMS nie można się dziwić takim decyzjom. Niektóre osoby nie są bowiem gotowe, by poznać człowieka od którego zależy ich życie. Biorcy czasem unikają dawców z obawy o ewentualne pretensje lub roszczenia. Boją się też, że nie będą umieli znaleźć wspólnego języka ze swoim "bliźniakiem". - Trzeba to uszanować - przekonuje Maraszek.
Może ktoś się zgłosi
Na taki problem zwraca też uwagę dr Dariusz Patrzałek, dolnośląski konsultant ds transplantologii. To są jednak bardzo emocjonalne sytuacje. Może więc się zdarzyć, że strony mogą mieć do siebie jakieś roszczenia. Podkreśla też, że jest przeciwnikiem spotkań pomiędzy biorcą, a rodziną zmarłego, któremu pobrano organy do przeszczepu. - Ludzie myślą, że takie spotkanie ulży im w bólu po stracie bliskiej osoby. To jednak przynosi więcej z złego niż dobrego - tłumaczy. Takich problemów jest mniej w przypadku przeszczepu szpiku. Nie ma wówczas poczucia straty. Obie strony czują głównie radość i satysfakcję.
Agata Maraszek z DKMS przekonuje, że warto nagłaśniać spotkania, jak te dzisiejsze w Sopocie. - Może kilka osób się zarejestruję i uratuję komuś życie - mówi z nadzieją.
Nerwy przed takim spotkaniem są bardzo duże. Widać, że to były bardzo długo wyczekiwane momenty. Strony zastanawiają się, jaka będzie ta druga osoba, czy się zrozumieją, czy znajdą wspólny język. Ta magia, która jest między tymi ludźmi jest bardzo odczuwalna