Jako 25-latka miała już własną działalność gospodarczą. Dziś jest przedsiębiorczynią zarządzającą prestiżową firmą szkoleniową z wydawnictwem i autorką 8 książek. Na Facebooku obserwuje ją 193 000 osób, a na Instagramie – blisko 87 000. Jest też szczęśliwą żoną i mamą, a nade wszystko spełnioną kobietą, która, aby dać siłę i odwagę Polkom, popularyzuje w całym kraju autorski koncept pod nazwą "Kobieta Niezależna".
Reklama.
Reklama.
W październiku tego roku wystąpi, obok Kayah, Gosi Baczyńskiej, Katarzyny Puzyńskiej i Anny Henckiej-Zyser, w serialu dokumentalnym "Powerwomen Polska" na platformie Viaplay. Produkcja przedstawi inspirujące sylwetki niezależnych i silnych kobiet, którym dzięki zaangażowaniu, ciężkiej pracy, nieugiętemu charakterowi i konsekwentnemu postępowaniu udało się osiągnąć sukces.
– Chcę pokazać kobietom, że godzenie wielu ról, choć trudne, jest możliwe. Bez zbędnego lukru opowiedzieć o tym, jak staram się to wszystko połączyć – mówi w wywiadzie dla naszego serwisu Kamila Rowińska, trenerka biznesu, bizneswoman, inwestorka, właścicielka firmy szkoleniowej Rowińska Business Coaching, autorka książek z dziedziny biznesu i rozwoju osobistego, w tym bestsellera "Kobieta Niezależna", założycielka Fundacji "Kobieta Niezależna" i jedna z bohaterek programu "Powerwomen Polska".
Kobieta Niezależna, czyli jaka? Co stanowi fundament konceptu stworzonego i popularyzowanego przez Panią w Polsce?
Kamila Rowińska: Kobieta Niezależna jest przeze mnie rozumiana jako kobieta niezależna mentalnie i finansowo.
Mentalnie, czyli jak?
Tak, że jest w stanie podążać w życiu zgodnie ze swoimi wartościami (przy założeniu oczywiście, że jej intencją nie jest ranienie innych). Ma odwagę do tego, żeby żyć po swojemu, realizować swoje marzenia, plany, bez obaw o presje społeczne, które będą często na nią narzucane, i bez pytania kogokolwiek o zgodę.
A finansowo?
Niezależna finansowo kobieta to taka, która jest w stanie samodzielnie odpowiadać za finanse swoje czy swojej rodziny, jeżeli ma dzieci, partnera albo partnerkę. To, że jest samodzielna i stabilna finansowo, oznacza, że nie prosi kogoś o pieniądze, jak często jest to wciąż w Polsce spotykane.
Rozumiem, że model "Kobiety Niezależnej" zakłada walkę z przemocą ekonomiczną, często bagatelizowaną w naszym kraju?
W rzeczy samej. Przemoc ekonomiczna to właśnie wynik tego, że kobiety nie są niezależne finansowo, że całkowicie powierzają życie finansowe swoje i swoich dzieci w ręce najczęściej mężczyzny, męża, partnera. Później, jeśli nie mają swoich pieniędzy, a zarazem nie zdają sobie sprawy, że pieniądze zarobione przez małżonka są wspólnymi pieniędzmi (przy założeniu braku rozdzielności majątkowej w małżeństwie), to w wielu rodzinach pojawiają się bardzo przykre i krzywdzące je komentarze.
Jakie?
"Przecież to ja zarabiam, to są moje pieniądze, ty nie zarabiasz, ty siedzisz w domu". A przecież za tym siedzeniem kryje się "gotowanie, sprzątanie, zajmowanie się dziećmi". To ciężka praca, ale praca nieodpłatna, przez co kobieta nie ma później świadczeń emerytalnych. Tymczasem ta druga strona w związku rozwija swoją karierę zawodową, swój biznes, a kiedy przychodzi, co do czego, to kobieta zostaje na lodzie.
Im dłużej taki stan się utrzymuje, tym problem się pogłębia.
Tak. Bardzo dużo kobiet w starszym wieku znajduje się w dramatycznej sytuacji finansowej. Z kolei powrót na rynek pracy czy tworzenie własnego biznesu jest dla nich niezwykle trudne, biorąc pod uwagę, że pozostawały nieaktywne zawodowo przez 5-10, a nawet i więcej lat.
Proszę powiedzieć, z jakim odzewem spotyka się Pani koncept wśród kobiet i mężczyzn?
Są dwie strony. Jedna strona kobiet i mężczyzn to ta, której ta zmiana nie odpowiada. Nie chcą oni i one zobaczyć, że ten problem istnieje, uznać, że świat idzie do przodu, że żyjemy coraz dłużej, więc są przeciwni i uważają, że tak jak było, tak powinno zostać. Opowiadają się za takim jasnym ich zdaniem podziałem ról – kobieta zajmuje się domem, a mężczyzna zarabianiem pieniędzy. Przekonują, że mężczyzna będzie w stanie zadbać o kobietę, więc po co te wszystkie feministyczne "wymysły". Często też posługują się argumentem biednych, niezaopiekowanych dzieci, których matki są wyrodne, bo raczą robić karierę.
A druga grupa, która jak mniemam, patrzy zupełnie inaczej na te relacje, jak na to odpowiada?
Coraz większa grupa zarówno kobiet, jak i mężczyzn, dojrzewa do tego, żeby wprost powiedzieć: "tak, faktycznie, dziecko potrzebuje obojga rodziców, więc jeśli decydujemy się na rodzicielstwo, to decydujemy się oboje i dzielimy między siebie funkcje i obowiązki". Oczywiście, kobieta rodzi dziecko, ale później mężczyzna jak najbardziej jest w stanie sprawować rolę opiekuńczą względem dziecka, dzięki czemu kobieta nie musi się tak bardzo "odcinać się" od rynku pracy.
Mężczyznom ten model również przynosi swego rodzaju wyzwolenie?
Tak. Coraz częściej mężczyźni doceniają fakt, że na ich barkach nie spoczywa cała odpowiedzialność za życie finansowe rodziny, że kobieta, która towarzyszy im w życiu, jest ambitna, chce się rozwijać, wnosi finansowy wkład w życie rodziny. Ci, którzy dorastali, interesując się rolą ojca, bardziej widzą siebie w roli takiego aktywnego taty, który od najmłodszych lat towarzyszy dziecku, interesuje się jego sprawami i potrafi z nim spędzać czas, a nie jest takim tatą, który tylko jest dopuszczany do dziecka od pewnego wieku po to, aby pograć z nim w piłkę lub pojeździć na rowerze, jak to jeszcze w wielu domach wciąż funkcjonuje.
A jak to było z Panią? Czy może Pani w "telegraficznym skrócie" opowiedzieć swoją drogę do niezależności?
Ja swoją niezależność zaczęłam bardzo wcześnie. Już jako nastolatka szukałam dorywczych zajęć. Będąc młodą dziewczyną, wiedziałam, że jeżeli będę chciała pójść na studia, to będę musiała na nie sama zarobić, ponieważ od rodziców (pochodzę z niezamożnej rodziny) nie będę mogła liczyć na finansowy start i wsparcie. Dlatego bardzo szybko zaczęłam zarabiać pieniądze. Jako studentka byłam stale aktywna zawodowo.
Kiedy pojawiła się własna działalność, a kiedy własna rodzina w Pani życiu?
Jako 25-latka po raz pierwszy zostałam mamą. Byłam zamężna od roku i miałam już wtedy swoją działalność gospodarczą. Bardzo szybko wróciłam też do pracy. Pracowałam tak długo, jak tylko mogłam. Drugi raz zostałam mamą, kiedy miałam 33 lata, i wtedy już byłam stabilna finansowo. Decydując się ponownie na urlop macierzyński, mogłam pozwolić sobie na to, żeby zwolnić, ale szczerze mówiąc, przez te wszystkie lata rodzicielstwa (mam 17-letniego i 9-letniego syna), zawsze byłam aktywna zawodowo i miałam swoje pieniądze.
A mąż?
Oczywiście mąż pracuje i też zarabia na dom, ale jednocześnie trzymamy się zasady, że oboje podejmujemy decyzje finansowe, inwestujemy pieniądze, nie żyjemy ponad stan i budujemy swoją stabilizację.
Jak układają sobie Państwo życie rodzinne?
Od męża oczekuję, że będzie aktywny w wychowywaniu dzieci, że nie będzie normą to, że jeżeli dziecko jest chore, to ja zawsze jestem tym rodzicem, który zostaje w domu i rezygnuje ze swoich planów zawodowych. Staramy się uzupełniać, jak tylko możemy. Są takie lata, w których to mój mąż bardzo mocno inwestuje w rozwój swojej kariery czy edukację, a są takie momenty, kiedy oboje stawiamy bardziej na moją karierę, na mój biznes, ponieważ akurat tego wymaga czas. Staramy się więc grać w rodzinie do jednej bramki.
Mąż też jest przedsiębiorcą?
Nie, w tym związku tylko ja mam własną firmę. Mój mąż pracuje natomiast na etacie w Komisji Europejskiej, ale zapewnia mi wsparcie w mojej działalności, abym realizowała swoje biznesowe cele. Dużo rozmawiamy o moich planach biznesowych, zawodowych, na czym mi zależy, no i mój mąż to szanuję. W moim rozwoju zawodowym stara się mnie wspierać tak mocno, jak tylko potrafi.
Jak wygląda Pani życie zawodowe?
Aktualnie prowadzę firmę szkoleniową, która znajduje się w Polsce. Ze względu na życie zawodowe mojego męża obecnie mieszkam w Belgii, w Brukseli. Dlatego w taki sposób układam swoją pracę, aby raz w miesiącu móc np. na tydzień polecieć do Polski. W trakcie takiej "delegacji" załatwiam wszystkie sprawy, jakie tylko mogę, łącząc szkolenia z różnymi spotkaniami, sesjami konsultacyjnymi, zdjęciowymi czy nagraniowymi.
A tak na co dzień, kiedy nie jest Pani w Polsce, tylko w Belgii?
W pozostałym czasie pracuję trochę już mniej, ale zdalnie z domu i wtedy robię te rzeczy, które po prostu można robić przez internet. Z reguły pracuję od 8 do 16. Dzieci zaś chodzą do szkoły, mąż chodzi do pracy. Oprócz tego każdy z nas ma swoje pasje i zajęcia dodatkowe. Ja chodzę na treningi sportowe z trenerem personalnym oraz zajęcia z zumby. Jak już to wszystko zrobimy i połączymy z jakimiś wyjazdami czy spotkaniami z przyjaciółmi, to ta doba nam się kończy [śmiech].
Proszę opowiedzieć więcej o swojej działalności biznesowej. Do kogo skierowane są szkolenia?
Prowadzę firmę szkoleniową. Zatrudniam 16 osób, piszę też książki, mam też swoje wydawnictwo, wydaję kursy online. Szkolenia są skierowane zarówno do mężczyzn, jak i do kobiet. Mowa tu o tych warsztatach, które poruszają tematy sprzedaży, budowania zespołu, komunikacji asertywnej i wzmacniania pewności siebie. Natomiast flagowym szkoleniem, które już prowadzę od blisko 10 lat, jest właśnie "Kobieta Niezależna".
I na nim jest już komplet pań?
To są szkolenia, w których 90 proc. sali zajmują kobiety, ale oczywiście mężczyźni też czasami na nie przychodzą, bo też uczymy na nich zarządzania budżetem domowym, własnym czasem, szukania drogi zawodowej. Bardzo często mężczyźni chcą też towarzyszyć swoim partnerkom w tym, czego się one uczą, albo poznać lepiej ich punkt widzenia.
Jakie są jeszcze powody wizyty panów na tych szkoleniach?
Niektórzy mężczyźni, ci, którzy zatrudniają kobiety albo pracują w mocno sfeminizowanych środowiskach, przychodzą z ciekawości, aby lepiej poznać, z czym zmagają się panie na swojej drodze zawodowej. Choć to jedyne szkolenie, które jest stricte dedykowane kobietom, to panowie są jak najbardziej mile widziani. Żadnego mężczyzny z żadnego spotkania nigdy nie wyprosiłam [śmiech].
Spójrzmy może teraz na to zagadnienie w wymiarze społecznym. Jakie zmiany Pani zdaniem powinny nastąpić w Polsce, aby model szeroko rozumianej niezależności kobiet został faktycznie wzmocniony?
Na to zagadnienie warto byłoby spojrzeć z dwóch stron. Przede wszystkim potrzebna jest u kobiet większa pewność siebie i zmiana oczekiwań względem siebie. Bo one bardzo często oczekują od siebie, że będą nieistniejącymi superbohaterkami, które pracują zawodowo, sprzątają dom w szpilkach po nocy, potem robią testy "białej rękawiczki", gotują dwudaniowe obiady, codziennie nowe, i przygotowują podwieczorki.
Sporo tych wyzwań.
To jeszcze nie koniec, bo przy tym są supermatkami, które odbierają dzieci jako pierwsze ze szkoły i od razu odrabiają z nimi prace domowe. I jeszcze są najbardziej zaangażowanymi pracownicami w firmach, które codziennie wyglądają pięknie, jakby uciekły z sesji zdjęciowej z supermodelkami.
Jak dużą krzywdę wyrządza kobietom ten mit o potrzebie bycia perfekcjonistką?
W Polsce kobiety chcą być we wszystkim jednocześnie doskonałe i idealne, przez co dużo od siebie wymagają. To powoduje, że połączenie tych wszystkich ról jest dla nich trudne, ponieważ jeśli wszystko chcą zrobić same, to śmiem twierdzić, że jest to wręcz niemożliwe, albo zapłacą za to wcześniej czy później wycieńczeniem fizycznym i psychicznym. Dlatego powinny przestać oczekiwać od siebie bycia mistrzynią w każdej z tych dziedzin i zdać sobie sprawę, że nie same założyły rodziny, w związku z czym jest to zadanie na dwie osoby, jak nie więcej, jeśli dzieci już są w stanie pewne rzeczy robić same.
Wspomniała Pani, że jest jeszcze drugi aspekt wsparcia dla budowania niezależności kobiet w społeczeństwie.
Tak. Wszyscy musimy też zrozumieć, że rola ojca w rodzinie jest niezwykle ważna i nie kończy się na przykręceniu czegoś, co odpada, zarobieniu pieniędzy i wymyciu samochodu, tylko oznacza pełne uczestnictwo w życiu rodzinnym i w życiu dzieci. Musimy przyjąć do wiadomości, że mężczyzna jest w stanie zostać, nawet z najmłodszym dzieckiem, zaopiekować się nim, zadbać o posiłki, o zakupy, o poukładanie ubrań w szafie, i to nie jest wyłącznie tak, że tylko kobieta potrafi to robić. Jeśli zmienimy te przekonania, to wtedy kobiety będą w ogóle przejmowały odpowiedzialność za coś więcej niż tylko to, czy w domu jest czysto.
Te zmiana mentalności musiałaby nastąpić nie tylko w czterech ścianach, w domach, ale też w biurach, firmach, instytucjach, wszędzie.
Na pewno w świecie pracodawców czy też w świecie biznesu potrzeba zrozumienia, że to nie tylko kobieta po urodzeniu dziecka powinna zostać w domu, by się nim zaopiekować, bo przecież mężczyzna może również odrobinę spowolnić czy zastopować swoją karierę, aby ta kobieta np. po pół roku mogła na spokojnie wrócić do pracy, nawet jeśli na początku będzie to mniejszy wymiar godziny. W Belgii, gdzie mieszkam, kobiety po 6. miesiącach od urodzenia dziecka wracają do pracy. Dziecko spędza czas w żłobku (tak, te żłobki są, jest do nich dostęp), a kobietom nikt nie mówi, że są wyrodnymi matkami i z kim w ogóle zostawiły dziecko.
To jest ten niesławny mechanizm powodowania wyrzutów sumienia u pracujących zawodowo matek?
W Polsce wiele kobiet żyje w poczuciu winy, że idą do pracy, a nawet mi się zdarzało, że dostawałam pytania, z kim zostawiłaś dziecko, nawet jeżeli obok mnie stał ojciec dziecka. Wtedy upominałam taką osobę, że jeżeli chce zadać takie pytanie, to niech zapyta: "z kim zostawiliście dziecko?". To przecież nasze wspólne dziecko, jeśli już ktoś pyta. Także na pewno przedszkola i żłobki powinny być bardziej dostępne, a na chwilę obecną nie są. I ta presja na kobiety i to poczucie winy, że są złymi matkami, ponieważ zajmują się sobą, ponieważ dbają o siebie, powinna się skończyć. Także na tych dwóch płaszczyznach powinniśmy popracować.
A co z równością urlopów dla rodziców?
W Belgii, gdzie pracuje mój mąż, ma on urlop tacierzyński, który może sobie wybierać – UWAGA – do 12 roku życia dziecka! Wprawdzie od pewnego wieku dziecka jest on bezpłatny, ale ważne, że jest dostępny w sytuacjach, w których może być to konieczne. I nikogo nie dziwi, że mąż ten urlop bierze, że nie jest tylko urlop macierzyński, ale także ojcowski. W niektórych krajach jest nawet tak, że nie można go przekazać mamie, tylko tata musi go po prostu wziąć. Poniekąd z góry jest narzucone to, że ojciec zajmuje się dzieckiem.
Gdzie jeszcze dostrzega Pani nierównowagę w sytuacji kobiet i mężczyzn w Polsce?
Nie zapominajmy też o coraz częściej spotykanych rodzinach, które się rozwodzą. Na Zachodzie jednak bardzo często występuje opieka naprzemienna, która sprawia, że rozwiedziony ojciec też dużo opiekuje się dzieckiem. W Polsce dziecko najczęściej po rozwodzie rodziców zostaje z mamą i wtedy mama nie dość, że zajmuje się dzieckiem przez większość czasu, to jeszcze walczy bardzo często o alimenty. W Polsce mamy bardzo duży wskaźnik nieściągalności alimentów, więc kobieta musi pracować za dwóch, żeby utrzymać siebie i dziecko. A jak te alimenty nawet są, to często nie pokrywają kosztów, które mama musi ponosić.
A ojciec w tym czasie...
Może sobie mieszkać w jakieś najmniejszej kawalerce i nawet nie martwić się tym, aby mieć pokój dla dziecka. Nie zabiera też dziecka na połowę wakacji, tylko na weekendy albo na tydzień czy dwa. Jest więc w stanie więcej czasu poświęcić, czy to swoim przyjemnościom, czy swojej karierze zawodowej.
Jak dużo zmienia model opieki naprzemiennej?
W przypadku opieki naprzemiennej, która często występuje na Zachodzie, sytuacja wygląda tak, że kobieta przez ten dłuższy czas, gdy jej dziecko znajduje się pod opieką ojca, może nadrobić pewne sprawy służące jej potrzebom, rozrywce, ale też pracy. Dzięki temu staje się równym partnerem na rynku pracy co jej były mąż, ponieważ też może skorzystać z delegacji, jest bardziej dostępna. Może też się dokształcać, zapisać na jakieś studia podyplomowe, ponieważ wie, że w tym czasie dziecko będzie miało zapewnioną przez ojca opiekę.
Wróćmy do Pani osoby. W październiku wystartuje polska odsłona serialu dokumentalnego "Powerwomen", w którym będzie Pani jedną z bohaterek. Czego możemy spodziewać się po Pani występie?
Jeszcze nie wiem, jak to wszystko zostanie zmontowane [śmiech]. Po moim udziale widzowie mogą spodziewać się lekcji, jak łączyć wszystkie role życiowe: rodzinne, towarzyskie i zawodowe. Dla mnie te zawodowe są bardzo wymagające, ponieważ moja praca, moje środowisko, kierunek, który wybrałam, wymaga dyspozycyjności, dużo energii i wysiłku. Pokazuję też to, że staramy się z mężem połączyć swoje marzenia o rodzinie, o stabilizacji finansowej, a jednocześnie wszystko to scalić z życiem dzieci. W programie występuje w roli i przyjaciółki, i kobiety, która chce poświęcić czas sobie, i szefowej, i mentorki dla klientów, i żony, i mamy, więc można zobaczyć mnie w całej okazałości: w domu, w pracy i po pracy.
A dlaczego w ogóle zdecydowała się Pani wystąpić w tym programie?
Chcę pokazać kobietom, że godzenie tych ról, choć trudne, jest możliwe. I zaprezentować rzeczywisty obraz takiego stylu życia. Bez zbędnego lukru opowiedzieć o tym, jak to wygląda i jak staram się to wszystko połączyć, bo w grę wchodzi tu bardzo trudna sztuka zarządzania sobą w czasie, w której nie ma miejsca na puste przebiegi. Mam nadzieję, że to się w tym programie uda. I chcę też pokazać cenę takiego życia, aby ci, którzy ewentualnie by się na nie zdecydowali, zobaczyli, czy to jest dla nich, czy są w stanie tak funkcjonować.
Czy oprócz występu w programie może się Pani podzielić swoimi najbliższymi planami na przyszłość?
Oczywiście dalej planuję rozwijać koncept "Kobiety Niezależnej". W przyszłym roku, 2023, będę świętowała 10-lecie powstania mojej firmy, jak również wydania książki. Wszystko, co teraz robię, będę robiła nadal, ale będę starała się robić to na większą skalę, ponieważ chciałabym, żeby wreszcie ten koncept w Polsce nie był już potrzebny [śmiech]. Innymi słowy, żeby "Kobieta Niezależna" stała się normą.
Co będzie pilnym wyzwaniem w realizacji tego projektu w nadchodzącej perspektywie czasowej?
W kolejnych latach prawdopodobnie trzeba będzie zadbać o te kobiety, które dzisiaj nie myślą, że jest to im potrzebne, ale za 5-10 lat, będą w takim wieku, będą miały 50-60 lat, i okaże się, że jednak potrzebują tego wsparcia. Będą takimi tzw. silverkami, którymi trzeba będzie pokazać, że mogą jeszcze o siebie zadbać, zachęcić je do własnego rozwoju, do zmiany pracy, do tego, że jeśli nawet nie mają teraz po 30. lat, to żeby jednak przejęły odpowiedzialność za siebie. Podsumowując, żadnych rewolucji nie przewiduję, może poza taką, że chciałabym więcej czasu w najbliższych latach poświęcać sobie [śmiech].
Czyli też trochę zwolnić?
W tym roku kupiliśmy z mężem dom w Hiszpanii i chcielibyśmy trochę zacząć odcinać kupony od pracy [śmiech]. Przedsiębiorczynią jestem od 1999 roku. To już prawie 25 lat prowadzenia biznesu, w związku z czym chciałabym zadbać o większą równowagę work-life i o swoje zdrowie, bo przecież jestem coraz starsza i tego będzie potrzebował mój organizm. Jednocześnie, wykorzystując swoje doświadczenie, pragnę, żeby mój biznes rósł i mógł rozwijać się, ale nie z większym, tylko mniejszym nakładem mojej pracy.
A co z pisaniem książek?
Szczerze mówiąc, teraz głównie koncentruję się na nagrywaniu kursów online, ponieważ zauważyłam, że nowe pokolenie, do którego obecnie docieram, bazuje głównie na materiałach wideo. To jest forma, która najlepiej do niego trafia. Dotąd napisałam 8 książek, mogłabym oczywiście napisać kolejne, natomiast widzę większy i szerszy efekt, kiedy moje przemyślenia podaję w "pigułkach" wideo i mocniej angażuję się w działalność na Instagramie czy TikToku, gdzie to właśnie pokolenie spędza najwięcej czasu.
A gdyby ktoś chciał poznać, kim jest "Kobieta Niezależna", to gdzie mógłby Panią spotkać?
Cały grafik moich wystąpień jest dostępny na mojej stronie kamilarowinska.pl. Wszystkich chętnych zapraszam na nią, ponieważ tam na bieżąco można zobaczyć, kiedy występuję. Każdego miesiąca można wziąć udział w jakimś wydarzeniu ze mną w roli głównej na żywo. Regularnie jeżdżę też po Polsce ze szkoleniem "Kobieta Niezależna". Odbędzie się ono niedługo w Rzeszowie, Białymstoku i Warszawie. A jeśli chodzi o szkolenia stricte biznesowe i rozwojowe, to one przynajmniej raz w miesiącu odbywają się w Warszawie.