Choć badań o nieskuteczności metody kar i nagród przeprowadzono już dziesiątki, a naukowcy pokazują dowody na przykładach, wielu rodziców nadal uważa, że krzyk, klaps i kara to najlepsze metody by "poradzić sobie z niegrzecznym dzieckiem". Ani najlepsze, ani skuteczne, za to odciskające piętno na całe życie.
Reklama.
Reklama.
Wielu rodziców ciągle przekonuje, że klaps to nie przemoc i deklaruje, że stosuje taką formę kary wobec swoich dzieci
Badania pokazują, że przemoc w dzieciństwie może doprowadzić do poważnych skutków w dorosłym życiu
Osoby, które doświadczyły przemocy, mają problemy z samoakceptacją, a także często powielają schematy rodziców
Niedawno opublikowaliśmy artykuł dotyczący zaburzeń cybernetycznych u dzieci. Zaniedbane przez rodziców relacje skutkowały tym, że dzieci wykazywały wysoki poziom agresji, która często odbijała się na rodzicach.
Przykładem był dziesięcioletni Karol, który mówił matce "wypier***aj, gdy ta przynosiła mu obiad. Komentarze pod tekstem zwaliły mnie z nóg.
"Za taką odzywkę to Karolek dostałby taką nauczkę, że zapamiętałby ją do końca życia" – grzmiał jeden z internautów. Inny sam dokonywał oceny: "Stara metoda (i tu mnie nazwą sadystą) zajrzeć pasem do d**ska."
O "biciu w tyłek", które miało uniemożliwić siadanie, było jeszcze kilka, ale mój faworyt to:
"Ja tam dostałam w d**sko pasem od rodziców jak było trzeba, ale wiem, że na tym dobrze wyszłam i przede wszystkim jestem dobrym człowiekiem", co internautka zilustrowała jeszcze uśmiechniętą emotką.
Niechętnie, ale bijemy
W 2010 roku wszedł przepis, zgodnie z którym stosowanie kar cielesnych w Polsce, choć nieusankcjonowane, jest zabronione. Mimo to, jak wynika z raportu RPO z badań przeprowadzonych w 2018 roku, blisko 43 proc. Polaków nadal akceptuje formę przemocy, jaką są klapsy.
19 proc. respondentów uznało, że zbicie dziecka w niektórych sytuacjach jest najbardziej skuteczną metodą wychowawczą, a 24 proc. ankietowanych zgodziło się ze stwierdzeniem, że "lanie jeszcze nikomu specjalnie nie zaszkodziło".
Statystycznie rzadziej biją osoby lepiej wykształcone, w tym mieszkańcy wielkich miast, zwłaszcza poniżej 30 roku życia. Wraz z wiekiem rośnie aprobata dla tej "metody wychowawczej".
Przemoc w rodzinach wysoko funkcjonujących
Choć przemoc w rodzinie jest sytuacją, która najlepiej kojarzy się z rodzinami określanymi jako dysfunkcyjne, w których dorośli borykają się nałogami, nie pracują oraz dochód opierają na świadczeniach socjalnych, nie oznacza to, że problem przemocy nie dotyczy również pozostałych rodzin.
Pracownik socjalny Andrzej Falkiewicz wspomina sytuacje z domów, o których nigdy nie powiedziałoby się, że "mogą być patologiczne".
– Pamiętam dokładnie interwencję w domu policjanta, który terroryzował rodzinę. Dzieci były do tego stopnia wykończone psychicznie, że po zabezpieczeniu ich przed agresorem w placówce, nie chciały wracać do domu. Sytuacja, w której dziecko z tzw. "dobrej rodziny" nie chciało wrócić ze szkoły do domu, zdarzyła mi się niedawno jeszcze raz. Wówczas zabezpieczamy takie dziecko w placówce – tłumaczy pracownik socjalny.
Jak mówi Andrzej Falkiewicz, w takiej sytuacji scenariusze są dwa: albo dziecko chce zostać z dala od rodziców za wszelką cenę, byle nie wracać do domu, albo orientuje się, że "placówka to nie wakacje" i wówczas przyznaje się, że skłamało.
– Wielokrotnie zdarzyło mi się, że dziecko zeznając, że zostało pobite lub molestowane seksualnie, chciało w ten sposób zaszantażować rodziców, którzy na przykład nie chcieli się na coś zgodzić. Takie sytuacje zdarzają się regularnie, choć postępowanie w takich sprawach musi być prowadzone bardzo delikatnie – tłumaczy Andrzej Falkiewicz.
Sygnał ze szkoły
Na przemoc w rodzinach coraz bardziej wyczulone są szkoły czy nawet placówki dla młodszych dzieci. Wśród interwencji Andrzeja Falkiewicza była również ta, dotycząca przedszkolaka, który miał odbitą na pupie rękę rodzica.
W rozmowie z pracownikiem ojciec kajał się i przekonywał, że to sytuacja jednostkowa, która wynikała z reakcji na histerię dziecka przed wyjściem do placówki.
– To są sytuacje, w których trudno podejmuje się decyzję o tym, czy odbierać dziecko, czy dać rodzicowi szansę. To oczywiście przemoc, ale gdy zestawić to z sytuacjami regularnego znęcania się nad bliskimi i przede wszystkim stresem, które takie dziecko będzie odczuwało odizolowane od najbliższych, decyzja jest jeszcze trudniejsza – tłumaczy Falkiewicz.
Dorosłe dzieci przemocowców
Maja dzieciństwo wspomina pogodnie, choć ma świadomość, że "jej matkę ponosiło". Jej rodzina absolutnie nie była dysfunkcyjna, w klasycznym rozumieniu tego pojęcia. Jak na lata 90. i trudne czasy, rodzice byli nawet lepiej sytuowani od innych. Może właśnie dlatego uświadomiła sobie skalę przemocy, której doświadczała, dopiero w wieku 22 lat.
– Mama biła mnie po twarzy, potrafiła mnie zamknąć w piwnicy, a nawet zbić patykiem tak, że miałam wielkie siniaki na udach. Robiła to też przy koleżankach i kolegach. To nie były otrzeźwiające policzki. To było regularne bicie, które trwało latami. Gdy dorosłam, mówiłam "to mnie uderz". Wówczas zamieniła bicie na szantaże emocjonalne – tłumaczy dziewczyna.
Wszystko ustało, gdy jako nastolatka wyprowadziła się z domu, najpierw do internatu, później na studia. Wraz z końcem bicia, umarła jakakolwiek relacja. Został wyłącznie kontakt na zasadzie "czy wszystko ok?".
Po latach uważa, że matka traktowała ją w ten sposób nie dlatego, że jej nie kochała, czy miała ochotę się nad nią znęcać, ale zwyczajnie wyładowywała na niej trudności i frustracje codzienności, których nie miała na kogo przelać.
– Byłam słabsza, nie miałam odwagi się postawić, ani oddać. Wychowano mnie w duchu, że "na matkę ręki się nie podnosi, bo uschnie" – śmieje się przez łzy i dodaje, że żałuje, że nikt wówczas nie interweniował.
– Broń boże, nie chciałabym zostać odebrana z domu, bo to nie o to chodziło, ale gdyby ktoś uświadomił mamie zawczasu, że to nie jest żadna metoda na okiełznanie dziecka, ale przemoc, która odbija piętno, trochę by się zreflektowała. Może nasza relacja dziś byłaby zupełnie inna. Nie musiałabym latami przerabiać syndromów bitego dziecka i walczyć o tworzenie więzi z najbliższą osobą – tłumaczy.
Gabinety psychologiczne pełne "bitych dzieci"
Psychoterapeutka Cecylia Bieganowska mówi, że większość jej pacjentów to osoby w wieku 30-40 lat. Jak tłumaczy, to pokolenie, wobec którego stosowanie przemocy było normą.
– Co ciekawe, gdy zaczynam pytać o relacje z rodzicami i z rozmowy wychodzą informacje, że pacjent w dzieciństwie "dostawał klapsy" czy doświadczał innej formy przemocy, mierzę się ze ścianą. Zresztą samo nazwanie zachowań rodziców "przemocą" wywołuje często zaprzeczenie, a nawet agresję – tłumaczy psychoterapeutka.
Sytuacja zmienia się po tygodniach terapii, kiedy dorosłe dzieci przemocowych rodziców uświadamiają sobie, że wyidealizowany obraz rodzica zaczyna się drastycznie zmieniać.
– Poszkodowani przemocą, uświadamiając sobie swoją sytuację, zaczynają pękać pod naporem żalu, z którego latami nie zdawali sobie sprawy – mówi Cecylia Bieganowska.
"Wyrosłem na porządnego człowieka"
Jak mówi psychoterapeutka, usprawiedliwianie postępowania rodziców (czy własnego) nie ma poparcia w nauce.
– Nie ma żadnych badań, które mówią o jakichkolwiek pozytywnych wpływach przemocy na wychowanie, za to wiadomo o szeregu negatywnych konsekwencji. Agresja oczywiście jest reakcją naturalną, która tkwi w człowieku, ale korzyści, które osiągamy, są bardzo krótkotrwałe i kompletnie nieskuteczne w procesie wychowawczym – tłumaczy psycholożka.
Wówczas na terapiach pojawia się koronny argument, który brzmi podobnie do komentarza, który pojawił się pod tekstem o zachowaniu uzależnionego od sieci dziecka: "Ja tam dostawałem pasem i jestem dobrym człowiekiem".
– Zawsze w takich chwilach pytam pacjenta, czy zastanawiał się kiedykolwiek, jakim człowiekiem byłby, gdyby nauczono go szacunku do jego emocji, potrzeb i buntu, czy radzenia sobie z napięciem i frustracją – opowiada psychoterapeutka.
Jak pokazują badania, ofiary przemocy w dzieciństwie albo same zostają przemocowcami, przekładając model wyniesiony z dzieciństwa na bliskich, albo kontynuują bycie w roli ofiary przemocy, zarówno w związkach, jak i sferze zawodowej.