Edging pomaga wzmocnić doznania seksualne, zintensyfikować orgazm i wydłużyć stosunek (niektórzy twierdzą, że nawet do kilku godzin). O tym, na czym polega ta technika i dla kogo może być świetnym rozwiązaniem, mówi w naTemat seksuolog, psycholog kliniczny i psychoterapeuta Andrzej Gryżewski.
Reklama.
Reklama.
Co właściwie oznacza edging? Jakie techniki?
Pod tym kryje się takie balansowanie na granicy orgazmu, które ma za zadanie wzmocnić doświadczenia erotyczne i emocjonalne, po to, aby – jak to moi pacjenci mówią – były fajerwerki.
Czy to doskonały sposób na zintensyfikowanie doznań seksualnych?
Rzeczywiście jest to doświadczenie, które bardzo podkręca satysfakcję erotyczną. Wydłuża dojście do orgazmu, przyjemność się kumuluje i w końcu mamy jej wybuch – rozlewające się po ciele ciepło, dreszcze, ekscytacja, radość, nasycenie. Niektórzy mówią, że wystrzeliło ich w kosmos. Szerzej opisałem to we właśnie wydanej "Sztuce obsługi waginy".
Jednak edging nie jest dla każdego. Okazuje się, że wiele osób traci cierpliwość, nie potrafi odwlec orgazmu. Większość pacjentów z mojego gabinetu ma taką podświadomą zasadę, że gdy się masturbują, kochają, to biegną do orgazmu. Są niecierpliwi, chcieliby doświadczyć go od razu.
U wielu Polek i Polaków, mniej więcej u 3/4 moich pacjentów, seks jest właśnie bardzo pospieszny. Powody tego są różne. Jedni pędzą, bo ktoś jest za ścianą – rodzice, teściowie – inni, bo dzieci przez 20 minut będą zajęte grą na tablecie, oglądaniem bajek. Nie mają również czasu, bo przecież trzeba rano wstać do pracy itd.
Większości osób wchodzi to w krew na tyle, że później, kiedy próbują czegoś nowego – bo np. przeczytali o edgingu, słyszeli coś o tantrze seksualnej – to mocują się z tym. A kiedy nie wychodzi, trafiają do mnie z wyrzutami sumienia. Skoro w ich przypadku to nie działa, chcą złotego środka, pytają o metodę, która gwarantuje powodzenie.
Co pan wtedy odpowiada?
Metoda jest jedna – roboczogodziny. Trzeba po prostu ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć.
Czy w przypadku edgingu, żeby uniknąć frustracji, istotna jest świadomość własnego ciała, świadomość siebie?
Edging wymaga wirtuozerii. Rzeczywiście wiele osób nie jest na to gotowych, dlatego kończy się to dużą frustracją. Jeśli jednak zie do tego lekko, z dystansem, a nie na poważnie, to stwierdzi "Ok, nie wyszło, ale fajnie, że czegoś nowego spróbowałem/spróbowałam". Warto mieć właśnie takie nastawienie, potraktować to jako urozmaicenie.
Jest jeszcze jedna grupa, która ten edging uprawia, ale robi to w sposób, nazwałbym to, trochę zaoczny. Mianowicie większość seksoholików ma tak, że jeśli uzależnienie od seksu trwa u nich wiele miesięcy, a nawet lat, to potrzebują dużej ilości bodźców. W innym przypadku masturbują się, uprawiają seks i nic się nie dzieje. To jest grupa, która uprawia edging, ale nie jest z niego zadowolona, tak już po prostu ma. Oni traktują to bardziej jako klątwę.
Może być też tak, że ktoś jest podniecony, próbuje edgingu, więc wstrzymuje się przed szczytowaniem i... nie potrafi wrócić?
W dużej mierze znaczenie ma genetyka. Są osoby multiorgazmiczne, które potrafią balansować na granicy orgazmu. Po orgazmie łatwo się regenerują, potrafią mieć drugi i trzeci. Takie osoby dosyć łatwo praktykują edging.
Są jednak i takie osoby, które po jednym orgazmie wygaszają się seksualnie, nie mają już możliwości uprawiania seksu dalej, masturbowania się. Są też osoby, które jeśli wahnie im się podniecenie – ze 100 lub 90 proc. obniży się do jakichś 20-30 proc. – to nie są już w stanie uratować tego.
Zaczynają się lękowo nakręcać, że są słabi, że się nie nadają, że partnerka lub partner coś złego o nich pomyśli. W Terapii Schamatów nazywamy to aktywnym schematem wadliwości. Popęd u nich się resetuje i tego dnia już nic się nie wydarzy.
A jeśli jedna osoba dochodzi szybciej, druga wolniej, to edging pozwala im się zsynchronizować?
Z mojego gabinetowego doświadczenia wynika, że ludzie za bardzo tego nie potrafią. Najczęściej jest tak, że jeśli jedna osoba dochodzi szybciej, druga wolniej, to robią tzw. dzień króla, dzień królowej. Dzisiaj ty dochodzisz szybciej, ja staram się gonić, a jutro ty dochodzisz wolniej i ja staram się hamować swoje podniecenie.
Są też takie informacje, że edging pozwala wydłużyć stosunek nawet o kilka godzin. Tak jest rzeczywiście?
Trochę boję się przekazywać taką informację czytelnikom. Owszem są takie przypadki, ale to nawet nie jest procent moich pacjentów, tylko promil – oni są wytrawnymi kochankami. A ktoś, kto jest ambicjonalny, może to odebrać jako normę i próbować uprawiać seks godzinami.
Seksualność człowieka jest bardziej nastawiona na kilkanaście minut, góra kilkadziesiąt. Genitalia, i członek, i wagina, nie są przygotowane do tego, żeby seks uprawiać godzinami. Po prostu skończyłoby się to mikrourazami genitaliów.
Podsumowując, jeśli ktoś chce poprawić życie łóżkowe, musi ćwiczyć i tym samym sprawdzać, w czym się odnajduje?
Tak, ale nie warto się spinać, nie warto czegoś sobie obiecywać. Natomiast warto traktować to jako kolejne urozmaicenie – jak wyjdzie, to wyjdzie, jak nie to i tak fajnie, bo próbowałem, próbowałam.
Andrzej Gryżewski – psycholog kliniczny, seksuolog, psychoterapeuta poznawczo-behawioralny (CBT), certyfikowany edukator seksualny, terapeuta schematów. Założyciel Instytutu Psychoterapii i Seksuologii „Arte Vita”. Autor bestsellerowych książek m.in. "Sztuki obsługi penisa" oraz "Niekochalni. Lęk przed bliskością." Prowadził liczne wykłady z seksuologii i psychologii na SWPS, na UW i na WUM. Wieloletni współpracownik prof. dr hab. Zbigniewa Lew-Starowicza w Instytucie Seksuologii. Ekspert w wielu audycjach i programach telewizyjnych poświęconych seksualności człowieka. Współautor podcastu "Dialogi waginy i penisa". IG: @andrzejgryzewski