Prezydent Komorowski pogratulował Władimirowi Putinowi zwycięstwa w wyborach. Spotkał się za to z falą krytyki. Minister Sprawiedliwości Jarosław Gowin tłumaczył potem, że "nie ma sensu eskalować napięć z powodu tak błahych spraw jak gratulacje". Czy faktycznie gratulacje to drobnostka? O ich roli w polityce rozmawiamy z dr Ireną Kamińską-Radomską, specjalistką od protokołu dyplomatycznego.
naTemat: Czy w języku dyplomacji złożenie gratulacji jest równoznaczne z poparciem?
Dr Irena Kamińska-Radomska: Pamiętajmy, że gratulacje to przede wszystkim uznanie osiągnięcia, na przykład właśnie zwycięstwa. Jest więc to pozytywny gest, który niewątpliwie będzie rozpatrywany przez kontekst wydarzeń.
A co oznacza niezłożenie gratulacji? Żaden lider z Unii Europejskie nie gratuluje wygranych wyborów np. Robertowi Mugabe czy Aleksandrowi Łukaszence.
Dr Irena Kamińska-Radomska
Za: wieszjak.pl
Ekspert etykiety biznesu, protokołu dyplomatycznego oraz wystąpień publicznych; trener (12 lat doświadczeń), wykładowca i konsultant,założyciel firmy szkoleniowej The Protocol School of Poland; przeszkoliła kilkanaście tysięcy osób.
To także jest wyrażeniem swojego stosunku do danej sytuacji, i do tego stanowi bardzo mocny gest, manifestację. Niektórzy mówią nawet, że gesty są silniejsze niż słowa. Dlatego przywódcy, decydując się na niezłożenie gratulacji pamiętają, że może być to kiedyś niewygodne. Najchętniej starają się więc w ogóle nie dopuszczać do sytuacji, w których muszą dokonywać takiego wyboru.
W przypadku rosyjskich wyborów nie mieli jednak na to wpływu. Co może zatem zrobić prezydent demokratycznego państwa, gdy przychodzi czas na składanie gratulacji, które wywołują bunt dużej części jego rodaków?
To jest bardzo ważny aspekt. W demokratycznym państwie należałoby zrobić po prostu badanie. Prezydenta wybiera większość i powinien być on wyrazicielem głosu narodu. Internet daje dziś bardzo duże możliwości przeprowadzania takich szybkich, anonimowych ankiet o dużym zasięgu. A zwycięstwo rosyjskiego premiera nie było zaskoczeniem, więc kancelaria prezydenta miała dużo czasu, by się na nie przygotować.
Barack Obama również zadzwonił do Władimira Putina, ale swoje gratulacje zaadresował nie do niego, lecz do „narodu rosyjskiego”.
I to było bardzo sprytne, nawet nieco wykrętne. Taka rozmowa to nigdy nie jest jedno zdanie, liczy się też to, czym te gratulacje są poparte; forma, entuzjazm, można wiele przez to przekazać. Pamiętajmy, że politycy nie są niewolnikami protokołu dyplomatycznego. On jest narzędziem, które ma ułatwiać takie sytuacje, ale niczego nie narzuca.