nt_logo

Biało-Czerwone powróciły na salony. Polskie siatkarki wygrały na MŚ dużo więcej niż "ósemkę"

Maciej Piasecki

11 października 2022, 23:28 · 3 minuty czytania
Polskie siatkarki na ćwierćfinale zakończyły MŚ 2022. Biało-Czerwone w pojedynku z mistrzyniami świata Serbkami przegrały w pięciu setach. Na przestrzeni całego turnieju wygrały jednak dużo więcej. Coś, czego nie ma w statystykach, narodził się bowiem zespół. Drużyna Stefano Lavariniego z intrygującą przyszłością.


Biało-Czerwone powróciły na salony. Polskie siatkarki wygrały na MŚ dużo więcej niż "ósemkę"

Maciej Piasecki
11 października 2022, 23:28 • 1 minuta czytania
Polskie siatkarki na ćwierćfinale zakończyły MŚ 2022. Biało-Czerwone w pojedynku z mistrzyniami świata Serbkami przegrały w pięciu setach. Na przestrzeni całego turnieju wygrały jednak dużo więcej. Coś, czego nie ma w statystykach, narodził się bowiem zespół. Drużyna Stefano Lavariniego z intrygującą przyszłością.
Polskie siatkarki podczas MŚ 2022 osiągnęły sukces, którego mało kto się spodziewał. Nawet najwięksi optymiści. Fot. Volleyball World / FIVB
  • Polskie siatkarki po raz pierwszy od 60 lat awansowały do ósemki MŚ
  • Polska kadra w ćwierćfinale zmierzyła się z mistrzyniami świata Serbkami
  • Mecz Polska-Serbia w Arenie Gliwice oglądało ok. 9 tysięcy kibiców

Nie sądziłem, że wieczór 11 października spędzę, oglądając mecz ćwierćfinału mistrzostw świata z udziałem polskich siatkarek. Biało-Czerwone po 60 latach powróciły do najlepszej ósemki świata, osiągając podczas polsko-holenderskiego turnieju niespodziewany sukces. Trudno jest bowiem w łatwy sposób wyjaśnić, co wydarzyło się z drużyną, którą w styczniu 2022 roku przejął Włoch Stefano Lavarini.

Jacek Nawrocki prowadził żeńską kadrę w latach 2015-21. Najbliżej sukcesu reprezentacja Polski pod okiem doświadczonego trenera była podczas mistrzostw Europy w 2019 roku. Biało-Czerwone ostatecznie zakończyły granie na czwartym miejscu, ze sporym niedosytem. Wydawało się, że siatkarki pokroju Malwiny Smarzek czy Magdaleny Stysiak stać na to, żeby zastąpić na podium najważniejszych imprez legendarne zawodniczki z drużyn nieodżałowanego selekcjonera Andrzeja Niemczyka.

Problem z drużyną Nawrockiego był jednak taki, że choć panie trafiły na doświadczonego trenera, to nie miał on doświadczeń w pracy z kobiecymi zespołami. A to było stąpaniem po cienkim lodzie, który w końcu musiał pęknąć. Pojawiły się problemy, a kiedy są problemy, to nie ma wyników. Nie ma wyników? Kolejne problemy czekają w kolejce.

Lavarini jednak prochu nie wymyślił. Włoch opakował się nowymi ludźmi w sztabie, do tego dorzucił metodę prób i błędów, a efekty zobaczyliśmy już w trakcie docelowej imprezy tego roku. Zdecydowanie trudno było być optymistą po występach w siatkarskiej Lidze Narodów. Włoch szukał rozwiązań, które dadzą nie tylko poziom sportowy, ale dodatkowo przekonanie, że można na MŚ zrobić coś więcej niż dobre wrażenie. Trwało mozolne układanie klocków układanki charakterologicznej, wymieszanej z potencjałem.

Efekt? Polki na 16 meczów wygrały w VNL tylko cztery. Skończyło się na 13 miejscu na szesnaście zespołów. Do drużyny powróciło jednak kilka zawodniczek, które jeszcze rok wcześniej o kadrze mogły raczej pomarzyć. Przykład? Duet środkowych, Kamila Witkowska oraz Agnieszka Korneluk, bardziej znana pod panieńskim nazwiskiem Kąkolewska.

Pierwsza długo walczyła ze sporymi problemami z plecami. Druga za to była nawet swego czasu panią kapitan kadry, ale np. nie pojechała na ME 2021. Zarówno Witkowska jak i Korneluk, dokładając do tego jeszcze Klaudię Alagierską-Szczepaniak, zostały firmową bronią Biało-Czerwonych na MŚ, przywracając wiarę w polską szkołę bloku.

Najważniejsze jednak, że polskie siatkarki uwierzyły w trakcie MŚ, że mogą nie tylko grać, ale wygrywać z najlepszymi. Żeby nie było tak słodko, Biało-Czerwone zaczęły od trzech zwycięstw z rzędu (3:1 Chorwacja, 3:0 Tajlandia, 3:0 Korea Południowa), żeby następnie zaliczyć trzy porażki w serii (1:3 z Dominikaną, 2:3 z Turcją, 0:3 z Serbią).

Kobieta zmienną jest. Trzy wygrane, trzy przegrane i znowu... kolejne trzy wygrane. W tym niezwykle cenne 3:0 z USA, czyli aktualnymi mistrzyniami olimpijskimi. Żeby nie zmarnować zwycięstwa nad Amerykankami, Polki musiały domknąć fazę grupową wygranymi z Kanadą oraz Niemcami. Po morderczych pięciosetówkach, w obu przypadkach, Polki zdołały ponownie dać radość polskim kibicom. Egzamin z dojrzałości zaliczony.

Biało-Czerwone zebrały również owoce wyczerpującego turnieju. W Arenie Gliwice pojawiło się około 9000 kibiców. Podobny wynik na trybunach meczu Polek zanotowano przeciwko Niemkom w łódzkiej Atlas Arenie. A to są rezultaty, które można porównywać z meczami męskiej kadry. Czyli bądź co bądź, najlepszej wg rankingu FIVB reprezentacji na świecie.

Lavarini i jego zespół zbudował wiarę kibiców, którą młodemu zespołowi Polek może tylko pomóc. Mając na rozegraniu Joannę Wołosz, coraz lepszą atakującą Stysiak, solidną od lat libero Marię Stenzel czy przyjmującą Olivię Różański, jedno z odkryć turnieju, z nadziejami można patrzeć w przyszłość. W odwodzie są jeszcze przecież Zuzanna Górecka, czy kontuzjowane przed MŚ Martyny - Czyrniańska oraz Łukasik. Większa rotacja, to coś, co z pewnością będzie drużynie Lavariniego potrzebne.

Smarzek? Również jest, ale to już temat na zupełnie inną dyskusję.

W ćwierćfinale w Gliwicach mistrzynie świata okazały się zbyt mocne. Ale to była porażka o włos, a nawet pół włosa. Skoro jednak na etapie budowy pod hasłem "Paryż 2024" jesteśmy w stanie postawić Serbki pod ścianą.

I chociaż skończyło się na porażce, można... głęboko odetchnąć.

Żeńska siatkówka w Polsce potrzebowała takiego impulsu. Reszta już w rękach drużyny. Właśnie, słowo klucz. To pojęcie również powróciło do łask polskiej reprezentacji siatkarek.