Wielka Brytania poza Unią Europejską to wizja, która spędza sen z powiek nie tylko Jose Manuelowi Barroso, Angeli Merkel, czy Donaldowi Tuskowi. Ten pomysł, o którym coraz poważniej mówi się na Downing Street, nie znajduje zrozumienia nawet wśród tych, którzy do UE nie należą. - Nas też nie ma przy stole, gdy decyzje są podejmowane - ostrzega szef norweskiej dyplomacji. Wysp poza UE nie widzi także Biały Dom.
Już w niedzielę popołudniu donoszono o krytycznym stanowisku Białego Domu wobec słów brytyjskiego primera Davida Camerona, który podkreślił, iż opuszczenie przez jego kraj struktur europejskich jest "wyobrażalne", a jemu nie podobają się "niektóre elementy tego partnerstwa".
Amerykańska administracja szybko przekazała brytyjskim mediom jasny sygnał, że w ocenie Waszyngtonu, Wielka Brytania będzie silna tylko w UE. Do Amerykanów nie przemawia też argument lansowany przez lidera europsceptyków na Wyspach, Nigela Farage'a, który twierdzi, iż wyjście z Unii umocni sojusz Londynu z USA.
Szybko na słowa Camerona zareagowali jednak także partnerzy z Europy. Również pozostający poza Unią Europejską. Wyjątkowo krytycznie pomysł opuszczenia UE przez Wielką Brytanię ocenia też rząd w Oslo. Władze Norwegii dobrze wiedzą bowiem na czym polega funkcjonowanie zachodniej demokracji na uboczu Unii. Niestety do euroentuzjastów wśród Norwegów należą głównie politycy, a zwykli obywatele dwukrotnie odrzucili już w referendum możliwość przyłączenia się w pełni do struktur europejskich.
Norwegia jest jednak częścią Europejskiego Obszaru Gospodarczego i należy do strefy Schengen. De facto państwo funkcjonuje więc w realiach unijnych. Szef norweskiej dyplomacji Espen Eide podkreśla jednak, że jego kraj może tylko decydować, czy przyjąć dane rozwiązania czy nie. Nie ma tymczasem wpływu na ich kształt.
- Nie ma nas przy stole, gdy decyzje są podejmowane - stwierdził Eide na antenie BBC Radio 4. Norweski dyplomata dodał, iż na pełnienie jedynie podobnej roli byłaby skazana Wielka Brytania po wystąpieniu z UE.