Dzieci najważniejszych polskich biznesmenów dobiegają trzydziestki i powoli szykują się do tego, by przejąć stery firm prowadzonych przez rodziców. Czy uda się im pomyślnie kontynuować dzieło, które rozpoczęło wiele lat temu poprzednie pokolenie?
“Nadchodzi pierwsza masowa zmiana pokoleniowa w polskim biznesie” – pisze Katarzyna Dębek w najnowszym numerze magazynu Forbes. Dziennikarka prezentuje w swoim artykule panoramę procesów dziedziczenia w rodzinach najbardziej znanych polskich przedsiębiorców: Voelkelów, Kulczyków, Pazganów, Kruków, Niemczyckich, Cupiałów, Wejchertów i Gudzowatych. Czy przejmowanie biznesu po rodzicach to sprawa prosta? Zarówno opisane losy bohaterów tekstu, jak i statystyki poświadczają, że nie do końca.
Skazani na sukces?
Profesor Andrzej Blikle, bloger naTemat i przedstawiciel czwartego pokolenia rodziny prowadzącej słynną cukiernię, tak mówił nam o problemie sukcesji w polskich przedsiębiorcach:
Wyjątkiem od tej reguły z całą pewnością jest opisana w Forbesie rodzina Voelkelów. Aby proces sukcesji przebiegł prawidłowo, senior rodu dokładnie zaplanował wyjazd syna do pracy w jednej z fabryk należących do firm, a nawet zatrudnił coacha, który miał czuwać nad płynnością zmiany.
Stopniowe wdrażanie dzieci w rodzinny biznes to częsta strategia przyjmowana przez polskich przedsiębiorców. Tak też było w przypadku właściciela drobiarskiej firmy Konspol, Kazimierza Pazgana, którego syn od młodych lat poznawał tajniki rodzinnego biznesu. Głowa rodu tak mówi o swoim synu:
Także Wojciech Kruk junior już w dzieciństwie pracował od czasu do czasu w firmie rodziców. Okazuje się jednak, że w wielu przypadkach sukcesja nie jest tak prostą i oczywistą sprawą. Dominika Kulczyk-Lubomirska pracuje w dziale komunikacji Kulczyk Holding, podczas gdy to jej brat uznawany jest za "następcę" ojca Jana Kulczyka. Niektórzy odcinają się jednak dość wyraźnie od biznesowych działań rodziców. Syn Aleksandra Gudzowatego, Tomasz, postanowił wybrać karierę fotografa, a potomek Ryszarda Krauzego, Aleksander, został koszykarzem. Inni “dziedzice” biznesowych fortun starają się natomiast zakładać swoje własne, niezależne od rodziców firmy.
Nic na siłę
– Jeśli dzieci nie są zainteresowane pracą w branży, w której rodzice odnieśli sukces, to nic w tym złego – mówi Urszula Ciołeszyńska, przewodnicząca rady Ambasady Przedsiębiorczości Kobiet, założycielka i prezeska Fundacji Promocji Innowacji Gospodarczych. Jej zdaniem najważniejsze jest to, że dzieci biznesmenów przejmują od nich swoisty “gen przedsiębiorczości”.
– Przykład rodziców ośmiela je do tego, by realizować swoje marzenia, swoje pasje i brać na siebie odpowiedzialność. Nie jest ważne, co dokładnie będą robić zawodowo. Istotniejsze jest to, że mają swoich mentorów, przewodników, dzięki którym łatwiej im będzie dążyć do osiągnięcia sukcesu – twierdzi. – W żadnym jednak wypadku nie powinno się wywierać na dzieci presji i “przymuszać” je do przejmowania firmy – mówi Ciołeszyńska.
Jak mówił nam prof. Blikle, takie działania mogą powodować realne problemy w rodzinnych “spółkach, które kierowane są przez ludzi nie tylko niekompetentnych, ale i niechętnych prowadzeniu przedsiębiorstwa. Co często potem przybiera formę "wysysania" spółki ile się da przez marnotrawnych synów, a następnie – upadku całej firmy”.
Autorka artykułu w Forbesie twierdzi jednak, że z perspektywy czasu "nawet podział majątku i sprzedaż firmy nie jest żadną katastrofą". Swój tekst Katarzyna Dębek kończy przypominając historię rodziny Guggenheimów.
Okazuje się więc, że czasami ciągłość funkcjonowania rodzinnej firmy nie jest wcale najważniejszą sprawą. Przepustką do sukcesu, a nawet do wdzięcznej pamięci przyszłych pokoleń, staje się przedsiębiorczość i pasja. Na te same aspekty kładzie nacisk także Urszula Ciołeszyńska, gdy pytam ją o szczególne uprzywilejowanie dzieci odnoszących sukcesy biznesmenów. Jej zdaniem ich największym kapitałem nie jest bowiem pieniądz, ale właśnie filozofia przedsiębiorczego myślenia wpajana im od dziecka. – Polakom bardzo jej brakuje. Wciąż dominuje u nas przekonanie, że najlepszym rozwiązaniem zawodowym jest praca na etacie – ocenia przewodnicząca rady Ambasady Przedsiębiorczości Kobiet.
Według szacunków amerykańskiego Family Business Institute jedynie 30 procent rodzinnych biznesów „przeżywa” pierwszą zmianę warty, 12 proc. z sukcesem prowadzą wnuki założyciela i jedynie 3 proc. przetrwa w rękach rodziny do czwartego i dalszych pokoleń. Same geny i dobre chęci to za mało, by udźwignąć schedę po rodzicach. CZYTAJ WIĘCEJ
prof. Andrzej Blikle
Obecnie tylko 30 proc. firm ma plan sukcesyjny. Większość spółek takiego planu nie ma i często się zdarza w rodzinnych interesach tak, że nawet jeśli np. syn nie wykazuje chęci do przejęcia biznesu, to ojciec i tak mu go zostawia. Bo woli tak, niż oddać wszystko w obce ręce, którym nie ufa. CZYTAJ WIĘCEJ
Kazimierz Pazgan
dla Forbes.pl
– Wie, jak rozebrać kurczaka, zrobić kiełbasę, pracował fizycznie i jako doradca zarządu. Dzięki temu zdobył autorytet w oczach pracowników i potrafi usprawniać działanie firmy, z której miesięcznie wychodzi 10 tys. ton kurczaków. CZYTAJ WIĘCEJ
Forbes.pl
Kto dzisiaj pamięta, że Meyer Guggenheim, budowniczy fortuny rodziny Guggenheimów, najwięcej pieniędzy zarobił na przetwórstwie metali? Po śmierci biznesmena jego synowie podzielili między siebie majątek, a sławę, głównie dzięki działaniom twórcy rodzinnej fundacji – Solomona, przyniosło im wspieranie kultury i sztuki. CZYTAJ WIĘCEJ