
Dzieci najważniejszych polskich biznesmenów dobiegają trzydziestki i powoli szykują się do tego, by przejąć stery firm prowadzonych przez rodziców. Czy uda się im pomyślnie kontynuować dzieło, które rozpoczęło wiele lat temu poprzednie pokolenie?
Według szacunków amerykańskiego Family Business Institute jedynie 30 procent rodzinnych biznesów „przeżywa” pierwszą zmianę warty, 12 proc. z sukcesem prowadzą wnuki założyciela i jedynie 3 proc. przetrwa w rękach rodziny do czwartego i dalszych pokoleń. Same geny i dobre chęci to za mało, by udźwignąć schedę po rodzicach. CZYTAJ WIĘCEJ
Skazani na sukces?
Profesor Andrzej Blikle, bloger naTemat i przedstawiciel czwartego pokolenia rodziny prowadzącej słynną cukiernię, tak mówił nam o problemie sukcesji w polskich przedsiębiorcach:
Obecnie tylko 30 proc. firm ma plan sukcesyjny. Większość spółek takiego planu nie ma i często się zdarza w rodzinnych interesach tak, że nawet jeśli np. syn nie wykazuje chęci do przejęcia biznesu, to ojciec i tak mu go zostawia. Bo woli tak, niż oddać wszystko w obce ręce, którym nie ufa. CZYTAJ WIĘCEJ
Wyjątkiem od tej reguły z całą pewnością jest opisana w Forbesie rodzina Voelkelów. Aby proces sukcesji przebiegł prawidłowo, senior rodu dokładnie zaplanował wyjazd syna do pracy w jednej z fabryk należących do firm, a nawet zatrudnił coacha, który miał czuwać nad płynnością zmiany.
– Wie, jak rozebrać kurczaka, zrobić kiełbasę, pracował fizycznie i jako doradca zarządu. Dzięki temu zdobył autorytet w oczach pracowników i potrafi usprawniać działanie firmy, z której miesięcznie wychodzi 10 tys. ton kurczaków. CZYTAJ WIĘCEJ
Także Wojciech Kruk junior już w dzieciństwie pracował od czasu do czasu w firmie rodziców. Okazuje się jednak, że w wielu przypadkach sukcesja nie jest tak prostą i oczywistą sprawą. Dominika Kulczyk-Lubomirska pracuje w dziale komunikacji Kulczyk Holding, podczas gdy to jej brat uznawany jest za "następcę" ojca Jana Kulczyka. Niektórzy odcinają się jednak dość wyraźnie od biznesowych działań rodziców. Syn Aleksandra Gudzowatego, Tomasz, postanowił wybrać karierę fotografa, a potomek Ryszarda Krauzego, Aleksander, został koszykarzem. Inni “dziedzice” biznesowych fortun starają się natomiast zakładać swoje własne, niezależne od rodziców firmy.
– Jeśli dzieci nie są zainteresowane pracą w branży, w której rodzice odnieśli sukces, to nic w tym złego – mówi Urszula Ciołeszyńska, przewodnicząca rady Ambasady Przedsiębiorczości Kobiet, założycielka i prezeska Fundacji Promocji Innowacji Gospodarczych. Jej zdaniem najważniejsze jest to, że dzieci biznesmenów przejmują od nich swoisty “gen przedsiębiorczości”.
Kto dzisiaj pamięta, że Meyer Guggenheim, budowniczy fortuny rodziny Guggenheimów, najwięcej pieniędzy zarobił na przetwórstwie metali? Po śmierci biznesmena jego synowie podzielili między siebie majątek, a sławę, głównie dzięki działaniom twórcy rodzinnej fundacji – Solomona, przyniosło im wspieranie kultury i sztuki. CZYTAJ WIĘCEJ
Okazuje się więc, że czasami ciągłość funkcjonowania rodzinnej firmy nie jest wcale najważniejszą sprawą. Przepustką do sukcesu, a nawet do wdzięcznej pamięci przyszłych pokoleń, staje się przedsiębiorczość i pasja. Na te same aspekty kładzie nacisk także Urszula Ciołeszyńska, gdy pytam ją o szczególne uprzywilejowanie dzieci odnoszących sukcesy biznesmenów. Jej zdaniem ich największym kapitałem nie jest bowiem pieniądz, ale właśnie filozofia przedsiębiorczego myślenia wpajana im od dziecka. – Polakom bardzo jej brakuje. Wciąż dominuje u nas przekonanie, że najlepszym rozwiązaniem zawodowym jest praca na etacie – ocenia przewodnicząca rady Ambasady Przedsiębiorczości Kobiet.

