"Dobry opiekun" to thriller medyczny, który podbija Netfliksa. Przedstawiona w nim historia opiera się na prawdziwych zbrodniach Charlesa Cullena, który jest prawdopodobnie najbardziej śmiercionośnym seryjnym mordercą w dziejach. Film trzyma się faktów, ale sporo rzeczy też pominął – przede wszystkim przeszłość "pielęgniarza śmierci".
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Charles Cullen przez 16 lat pracy w różnych szpitalach potajemnie wstrzykiwał insulinę i digoksynę (lek zwalniający pracę serca) do worków z solą fizjologiczną, która była potem podawana pacjentom. Ci po prostu umierali powolną śmiercią
Uznano go winnym 13 morderstw (skazywano go za 29). W 2006 roku dostał 11 wyroków dożywocia. Przyznał się do 40 zabójstw, ale eksperci szacują, że mógł odebrać życie kilkuset osobom.
Film "Dobry opiekun", który możemy obejrzeć online na Netfliksie, jest oparty na książce o tym samym tytule. Jej autorem jest Charles Graeber
Większość pokazanych w nim wątków opiera się na faktach. Niestety pominięto przeszłość pielęgniarza z piekła rodem
"Dobry opiekun" to trzymający w napięciu thriller wyreżyserowany przez Tobiasa Lindholma z Eddiem Redmaynem (gra Charlesa Cullena) oraz Jessicą Chastain (wciela się w postać pielęgniarki Amy Loughren) w rolach głównych. Film oglądamy z nadzieją, że wszystkim policjantom naprawdę zależy na rozwiązywaniu tak nietypowych i trudnych spraw oraz modlimy się w duchu, by nie wszyscy pracownicy opieki zdrowotnej zamiatali takie rzeczy pod dywan. Nie wspominając o mordowaniu pacjentów.
"Dobry opiekun". Co w filmie Netfliksa jest prawdziwe?
Czy Charles Cullen naprawdę mógł zabić aż 400 osób?
Nazwiska ofiar oraz nazwy szpitali zostały zmienione. Pierwsza rzecz jest oczywista, choć podejrzewa się, że część rodzin zmarłych dostała rekompensatę finansową w zamian za milczenie o sprawie, ale druga już nie do końca. Widzowie z Ameryki z pewnością chcieliby wiedzieć, do jakich placówek nie trafić, ale bez problemu znajdziemy takie informacji w sieci – nawet z mapką.
Cały proceder przypominał w pewien sposób tuszowanie pedofilii w Kościele – Charlie Cullen wpadał w jednym szpitalu, był zwalniany i bez problemu znajdował pracę gdzie indziej. Nie robiono z tego afery, bo przecież ucierpiałby wizerunek placówki i musiałaby płacić gigantyczne odszkodowania. Na rynku brakowało wtedy też pielęgniarek i pielęgniarzy, więc przyjmowano wszystkich jak leci.
"Pytanie brzmi: 'Dlaczego nie został złapany wcześniej?'. Zdaniem Charliego, był (przyłapywany) na okrągło. I za każdym razem pozwalano mu iść dalej z pozytywnymi lub neutralnymi referencjami i ponownie znaleźć pracę. Za swoje czyny obarczał hipokryzję systemu opieki zdrowotnej" – mówił pisarz Charles Graeber.
Na koniec filmu Netfliksa pada szacunkowa liczba ofiar – to też zostało zaczerpnięte z książki "Dobry opiekun", ale i tak podane z ostrożnością. Autor ustalił bowiem, że mogło być ich od 400 do nawet 1000. I tak duże liczby wydają się prawdopodobne ze względu na modus operandi Cullena. Działał po cichu przez 16 lat przede wszystkim na oddziałach intensywnej terapii, gdzie umieranie jest smutną codziennością i nikt nie podejrzewa, że ktoś w tym "pomaga". Stosował też leki, które są normalnie podawane w szpitalach.
Czy Cullen faktycznie przyjaźnił się z pielęgniarką Amy Loughren, a ta pomogła go schwytać?
"Dobrym opiekunem" w tej historii jest Amy Loughren (tak, naprawdę chorowała na kardiomiopatię, ale nie musiała mieć przeszczepu serca – ukrywała to, by nie stracić pracy), która pomogła schwytać "anioła śmierci", jak o Cullenie pisały amerykańskie media.
W filmie pokazane jest, że oboje się zakumplowali – i to fakt, byli najlepszymi przyjaciółmi. Amy jednak nigdy nie zaprosiła go do siebie do domu ani nie poznał jej córek. Ten wątek został dodany, by było jeszcze bardziej dramatycznie.
Kiedy pielęgniarka zaczęła współpracować z policją, rzeczywiście bała się o życie swoich i bliskich, ale też nie od razu wierzyła, że jej przyjaciel jest mordercą. Konflikt wewnętrzny bohaterki był przedstawiony w filmie zgodnie z prawdą.
"Siłowałam się z tym, jak bardzo mi jeszcze na nim zależało. On był moim przyjacielem. Nie znałam mordercy" – mówiła w wywiadzie. Scena w restauracji, gdy Amy miała ukryty podsłuch – oparto to na prawdziwym, 2-godzinnym nagraniu. Zaraz po tym spotkaniu, policjanci ruszyli za nim w pościg i go schwytali.
Czy żadna inne pielęgniarka nie zauważyła, że pacjenci umierają w tajemniczych okolicznościach?
To rzeczywiście Amy Loughren pokazała policji wyciąg listy leków pobieranych przez Cullena w centrum medycznym Somerset w New Jersey. To ona też skłoniła go do przyznania się do winy w czasie przesłuchania na komisariacie. Jest prawdziwą bohaterką, ale nie tylko ona postanowiła coś zrobić z tym zwyrodnialcem.
Interwencji było o wiele więcej. Z samego szpitala św. Łukasza w Pensylwanii aż siedem pielęgniarek zgłaszało sprawę na policję, bo ich zwolniony kolega z pracy mógł odpowiadać za śmierć kilku pacjentów. Sprawa została umorzona po ośmiu miesiącach z braku dowodów.
Nie wszystkie pielęgniarki chciały jednak to zgłaszać w obawie o utratę pracy – tajemnicze zgony miały przecież miejsce często w trakcie ich dyżurów, więc mogły być też obwiniane o ich śmierć. Np. w 1998 roku z domu opieki w Allentown, w którym pracował Cullen, przywieziono do szpitala 83-letniego pacjenta z podejrzeniem przedawkowania insuliny.
Opiekowała się nim wtedy również pielęgniarka Kimberly Pepe, ale zarzekała się, że nie podała leku. Przeczuwano, że stał za tym Cullen i początkowo przełożeni byli w tym zgodni, jednak po śmierci staruszka, to pielęgniarka została zwolniona (potem pozwała placówkę – skończyło się ugodą). Cullen zachował posadę, ale nikt oczywiście nie pisnął ani słówka policji.
Czy rodziny ofiar Cullena faktycznie wierzyły, że ich bliscy zmarli naturalnie?
Nie do końca. Jeszcze kiedy Cullen był na wolności, bliscy przynajmniej trzech ofiar domagali się dochodzenia, ale napotkali na opór ze strony szpitali i policji. Dopiero w 2004 roku (rok po aresztowaniu mordercy) pozwano w sumie pięć placówek za śmierć 22 osób. Rodziny uważały, że władze szpitali nie powstrzymały Cullena przed kradzieżą leków, a także nie powiadomiły o tym odpowiednich służb.
Sprawa ciągnęła się cztery lata i skończyła się ugodą w 2008 roku. Żaden ze szpitali nie przyznał się do winy, a ustalenia w sądzie pozostały tajne. Możliwe, że właśnie dlatego w filmie pojawiają się w zasadzie dwie rodziny. Jednak scena z ekshumacją zwłok młodej kobiety, którą chciano przebadać pod kątem insuliny, była prawdziwa. Pisarz przyznał, że miał fotografie z tego dnia i wyglądało to dokładnie tak, jak w filmie.
Dlaczego Charles Cullen mordował pacjentów?
"Dobry opiekun" jest opowiedziany z perspektywy pielęgniarki Amy Loughren, ale pozostawia wiele niedopowiedzeń w kwestii motywów zabójcy. To świadomy zabieg, bo tłumaczenia Cullena były niedorzeczne. W filmie padło stwierdzenie, że "robił to, bo mógł". To tylko jedno z możliwych wyjaśnień.
Charles Graeber pisał też, że traktował to też jako "akt miłosierdzia". Twierdził, że chciał ulżyć pacjentom i zapobiec ich "odczłowieczeniu" przez szpitalny personel. Tak naprawdę nie miało to nic wspólnego z pomocą innym, bo przed śmiercią cierpieli i nie wszyscy byli umierający. I dobrze o tym wiedział, bo wielu z nich obserwował w ostatnich chwilach życia. Chciał po prostu zaspokajać własne żądze.
Film kompletnie pomija przeszłość "anioła śmierci", która mogła stworzyć potwora – to największa wada produkcji Netfliksa. Cullen przyznawał, że miał beznadzieje dzieciństwo – był gnębiony przez kolegów w szkole i chłopaków swojej siostry. Miał za sobą liczne próby samobójcze. Pierwszy raz próbował się zabić, gdy miał zaledwie 9 lat zmieszał różne substancje z zestawu chemicznego i je wypił.
Będąc 17-latkiem, mocno przeżył śmierć matki. W pierwszej scenie "Dobrego Opiekuna" jest pokazane, jak ktoś umiera na jego oczach, a potem filmowy Cullen opowiada, jak źle obchodzono się z ciałem jego matki.
Prawdziwy Cullen nie widział go nawet na oczy. Jego matka zginęła w wypadku samochodowym i została skremowana bez jego wiedzy (jego ojciec zmarł, gdy był noworodkiem). Szpital zwlekał też z poinformowaniem go o jej śmierci. Możliwe, że w późniejszym życiu po części mścił się za to na całej opiece zdrowotnej.
Obecnie Charles Cullen ma 62 lata i siedzi w więzieniu w Trenton (stan New Jersey). Może się ubiegać o zwolnienie warunkowe dopiero 10 czerwca 2388 r. Amy Loughren ma 57 lat i już nie pracuje jako pielęgniarka, ale zajmuje się głównie medycyną niekonwencjonalną. Na jej stronie możemy przeczytać, że jest m.in. hipnoterapeutką, instruktorką medytacji, praktykuje NLP, leczy energią i kryształami.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.