Flynne Fisher pochodzi z niewielkiego amerykańskiego miasteczka dotkniętego kryzysem, gdzie niewielu obywateli stać na leki. Aby zdobyć jedną przeciwbólową tabletkę, mieszkańcy zwracają się o pomoc do lokalnych dilerów, którym płacą horrendalną kwotę za usługi. W barach przesiadują zgorzkniali weterani wojenni, a za dnia ulice są niemalże opustoszałe – obraz nędzy i rozpaczy.
Chcąc pomóc swojej schorowanej matce Flynne i jej brat Burton, który jest zagorzałym graczem, za grube pieniądze testują nowy symulator. Zakładają na głowę tajemniczy sprzęt wydrukowany w drukarni 3D, w której pracuje dziewczyna, i po kilku sekundach przenoszą się do zupełnie innej, dystopijnej rzeczywistości. Do Londynu, nad którym górują olbrzymie (dwa razy wyższy od Sharda) klasycystyczne rzeźby z białego marmuru.
Zadanie – wykraść ważną informację od złej frakcji. Niby nic nadzwyczajnego, ot quest jak w każdej innej grze. Okazuje się jednak, że Flynne zostaje wplątana w sieć intryg zasnutych przez ludzi z przyszłości. Dzięki urządzeniu peryferyjnemu czuje ból, jeśli w "symulacji" zostanie ranna. Sytuacja, w jakiej znalazła się dziewczyna, jest na tyle zła, że musi ukrywać się przed opłaconymi zabójcami z dark neta. Nie ma żadnej drogi odwrotu.
Nikogo, kto oglądał "Peryferal" ("The Peripheral"), nie powinien dziwić fakt, że serial na podstawie powieści ojca cyberpunka Williama Gibsona z 2014 roku wygryzł "Władcę Pierścieni: Pierścienie Władzy". Fanfik oparty na prozie J.R.R. Tolkiena po kilku tygodniach spędzonych na samym szczycie rankingu top produkcji Amazon Prime Video został zepchnięty przez niepozorny tytuł, który – w porównaniu z konkurencją – prawie w ogóle nie był reklamowany. A szkoda.
"Peryferal" jest serialem z niezwykle świeżym podejściem do tematyki cyberpunkowej i dystopijnej. Na pierwszy rzut oka ma w sobie coś z "Westworld" (widać to zwłaszcza w sekwencjach rozgrywających się w alternatywnej rzeczywistości; poza tym za reżyserię odpowiadają Lisa Joy i Jonathan Nolan), a nawet gry "The Last of Us", jeśli chodzi o przedstawienie zmęczonego wojnami i kapitalizmem amerykańskiego społeczeństwa w 2032 roku. Brakuje tam tylko smętnego śpiewu Johnny'ego Casha do kompletu.
Mimo że otoczka produkcji wydaje się nie mieć w sobie ani krzty oryginalności, to fenomen adaptacji Gibsona tkwi w jej subtelności. Świat za 10 lat nie różni się znacząco od tego, który znamy dziś. Owszem odkurzacze automatyczne zamieniły się w roboty, gry komputerowe przejęła technologia na wzór VR, a oferty dużych korporacji, zamiast oferować produkty wszystkim obywatelom, stały się bardziej ekskluzywne i zarezerwowane dla bogaczy.
Na małym ekranie nie widzimy fantazyjnych pomysłów w stylu filmów z lat 80., których twórcy wyobrażali sobie 2020 rok jako erę latających deskorolek czy nawet samochodów. Oglądając "Peryferal" mamy wrażenie, że granica między fikcją a rzeczywistością jest bardzo cienka i zaciera się. "Tak faktycznie może wyglądać świat za dekadę" – myślimy.
Do tego dochodzi scenariusz, który mieści w sobie pełno niewiadomych, klimat wszechogarniającego spisku, motyw podróży w czasie i łopatologicznie wyjaśniane terminy z zakresu fizyki oraz matematyki. Nie brakuje też prostych, dość hollywoodzkich wstawek, w których bohaterowie używają górnolotnych słów lub puentują wykonane zadanie słowami: "Bez ryzyka nie ma zabawy". Na szczęście nic z tego nie jest przerysowane.
"Peryferal" trzyma poziom pierwszych sezonów "Westworld", jego akcja jest wartka (twórcy nie przynudzają tak jak w "Opowieściach z Pętli"), znajdziemy tam też nutkę "Blade Runnera". Tego tytułu nie powinni odpuszczać sobie miłośnicy literatury cyberpunkowej, książek dystopijnych w stylu Aldousa Huxleya czy George'a Orwella", ale i filmów "Raport mniejszości" lub "A.I. Sztuczna inteligencja".
Pod względem aktorstwa serial również trzyma poziom. Można rzec, że wraz z premierą "Peryferal" do gry wróciła Chloë Grace Moretz ("Kick-Ass", "Carrie" i "Zostań, jeśli kochasz"), która od dawna nie wystąpiła w dobrej produkcji. Amerykanka nadaje odgrywanej przez siebie Flynne osobisty charakter – nie dramatyzuje, kwestie padające z jej ust brzmią przekonująco, podobnie jak gra ciałem. Wszystko się zgadza.
Na uwagę zasługuje także jej serialowy brat, w którego wcielił się Jack Reynor ("Midsommar. W biały dzień" i "Młodzi przebojowi"). Burton i Flynne łączy mocna więź – piękna, ale zarazem irytująca. Kłócą się, droczą ze sobą, robią wszystko to, co inni starsi bracia i ich młodsze siostry. Reynor i Moretz są w tym autentyczni.
To oczywiście dystopijna przyszłość. Ale bez względu na to, jak daleko zanurzymy się w dystopijnej przyszłości Londynu 2100 roku, zawsze wracamy do ciepła i domu, jaki stanowią razem Flynne i Burton.
Widz przywiązuje się do postaci, odnajduje w nich siebie, nie chce, by umierały. Poprzez kreację realistycznych bohaterów twórcy zdołali wytworzyć więź między publicznością a Flynne i jej paczką. O "Pierścieniach Władzy" nie można powiedzieć tego samego. To tylko jeden z powodów, dla których "Peryferal" wspiął się na pierwsze miejsce najchętniej oglądanych tytułów Amazona.
Problemem nowego serialu z pewnością jest nawarstwianie się wątków i pytań bez odpowiedzi. Dotychczas uzyskaliśmy rozwiązanie na zaledwie 1/3 zagadek. W przyszłości wielowątkowość może odbić się twórcom czkawką. Wystarczy spojrzeć na "Grę o tron". Koniec końców hit HBO nie był w stanie wypić piwa, które sam sobie nawarzył.
Twórcy "Peryferal" powinni mieć na uwadze, że labirynt wielowątkowości rzadko kiedy da się przejść bez pójścia na skróty. Pójście na skróty = pominięcie rozpoczętych wątków, odesłanie ich w zapomnienie.
"Peryferal" to solidny kąsek, który wybija się na tle innych seriali Amazona. Wybija się również na tle seriali cyberpunkowych z ostatnich lat. Jeśli twórcy tego nie zepsują, czeka nas seria pełna wrażeń, niepokoju, smutku i miłości zdominowana przez samonapędzającą się pogoń za technologią. Cyberpunk bez cyberpunka. Adaptacja godna Williama Gibsona. Czego chcieć więcej?