Bohaterem kolejnego odcinka z serii "rzeczy, których się czepiamy, ale które nikogo nie krzywdzą" są... bożonarodzeniowe dekoracje w listopadzie. Wciąż słyszę, że sklepy oszalały, że za wcześnie, że dopiero co kupowaliśmy przecież znicze, ale nie zamierzam się przyłączyć do tych głosów. Jasne, kapitalizm kapitalizmem, konsumpcja konsumpcją, kicz kiczem, ale wiecie co? Chcę, żeby było miło i sympatycznie jak najdłużej. Więcej śpiewających Mikołajów!
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Świąteczne dekoracje pojawiły się w sklepach (chyba) jeszcze wcześniej niż rok temu. Dwa tygodnie temu (w drugiej połowie października) szukałam prezentu urodzinowego dla przyjaciółki w jednym z warszawskim centrów handlowych i w rezultacie wyszłam z ulubionego sklepu wnętrzarskiego z kubkiem w renifery, rękawicą kuchenną w jemiołę i pudełkiem złotych bombek. Niczego nie żałuję.
Bożonarodzeniowy asortyment widziałam już chyba wszędzie. Podczas gdy sama chętnie go przeglądam, zauważyłam, że ludzie dzielą się na trzy grupy. Jedna to olewacze, którzy nie zwracają uwagi na choinkowe lampki oraz śpiewające Mikołaje i pędzą dalej. Druga to entuzjaści, którzy ładują do koszyków papier do pakowania i girlandy. A trzecia to hejterzy, którzy głośno mówią "PRZECIEŻ DOPIERO PAŹDZIERNIK / LISTOPAD" albo robią zdjęcie, które z pewnością opublikują na InstaStories z krytycznym komentarzem.
"Świąteczne dekoracje w listopadzie? Żałosne"
Tych świątecznych hejterów jest w Polsce najwięcej, co po części wiąże się z naszą katolicką kulturą. A w tej, chcąc nie chcąc, jesteśmy zanurzeni. W wierze naszych dziadków, rodziców lub naszej Adwent (który w tym roku zaczyna się wcześnie, bo 27 listopada) jest dopiero oczekiwaniem na narodziny Chrystusa. Te świętuje się oficjalnie 25 grudnia, chociaż w polskie tradycji gromadzimy się przy choince już dzień wcześniej.
Sama byłam wychowana w takiej tradycji. Choinkę ubiera się w moim domu rodzinnym dopiero dzień przed Wigilią, późnym wieczorem. Wtedy mama wyjmuje dekoracje: wieńce, drewniane gwiazdki, świeczniki, lampki na balkon. Jest wierna tej zasadzie od moich narodzin i współczesny świat zupełnie jej nie "skaził", co naprawdę podziwiam.
Ja jednak nie przestrzegam tych zasad. Gdy przeprowadziłam się "na swoje", moją główną bożonarodzeniową zasadą było: świętować jak najwcześniej. Pamiętam pierwsze święta, gdy ubrałam choinkę w ostatni dzień listopada i rozłożyłam oraz nawieszałam tyle dekoracji, że chyba widać je było przez okna w bloku naprzeciwko. Z jednej strony był to bunt przeciw rodzinnym tradycjom, a z drugiej wymyślanie swoich własnych.
To było jednak coś jeszcze innego: hołdowanie własnym potrzebom. Lubię święta i całą tę komercyjną, amerykańską otoczkę. Lubię świąteczne filmy, piosenki, jarmarki i durnostojki. Boże Narodzenie kojarzy mi się sympatycznie i ciepło, dlatego chcę czuć się tak jak najdłużej. Szanuję osoby, które zaczynają świętować dopiero w święta albo nie świętują w ogóle i nie znoszą "the most wonderful time of the year", ale ja chcę chłonąć tę atmosferę jak najdłużej. To właśnie to oczekiwanie w lekko festyniarskim nastroju jest dla mnie najlepsze.
Dajcie świętować
Zdają sobie z tego sprawę Amerykanie. Niektórzy zaczynają dekorować swoje domy i mieszkania od razu po Halloween, mimo że czeka ich jeszcze przecież bardzo jesienne Święto Dziękczynienia. Patrząc na dekoracje w sklepach już w październiku oraz na fakt, że ubieramy choinki coraz wcześniej, można wywnioskować, że powoli przejmujemy te zwyczaje.
Ale co komu to przeszkadza? Dlaczego niektórzy aż tak pomstują na świąteczne dekoracje w listopadzie? Stanie się coś, gdy popatrzycie na lampki choinkowe i bombki? Po prostu ich nie kupujcie i dajcie jarać się świątecznym maniakom. Dla wielu Boże Narodzenie to po prostu czas radości i przytulności, co w tym złego? Zwłaszcza że współczesne czasy są tak niespokojne, że lubimy uciekać w to, co znane, oswojone i miłe.
Oczywiście, święta to również czysty biznes. Konsumpcjonizm, pieniądze, reklamy, kapitalizm. Na Bożym Narodzeniu trzeba zarobić i to jak najwięcej, więc nie zdziwię się, gdy dekoracje pojawią się niedługo już na samym początku października, koło tych halloweenowych. Ot, prawa marketingu. Czy podoba mi się fakt, że obecnie można sprzedać wszystko, nawet świąteczną atmosferę? Nie i rozumiem, że to może irytować. Ale czy lubię tę atmosferę? Tak.
Dlatego będę ofiarą konsumpcjonistycznego stylu życia i dzisiaj zamówię (kolejną) transzę świątecznych gadżetów. Niektóre poszewki na poduszkę mi się znudziły (tak, mam bożonarodzeniowe poszewki na poduszki) i przydałyby mi się nowe kubki... Możecie hejtować, ale w sumie po co? Nikomu krzywdy nie robię.