11 rosyjskich bombowców strategicznych przy granicy Norwegii. Norwegia wzmacnia ochronę granicy lądowej z Rosją. Zacharowa ostrzega Norwegów. To tylko kilka ostatnich wiadomości, które pokazują coraz większe napięcie na linii Oslo-Moskwa. A jest ich więcej. Zwłaszcza z rejonu Arktyki. Co tam się faktycznie dzieje?
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Odległa część Europy musiała być w szoku, gdy po inwazji Rosji na Ukrainę Szwecja i Finlandia zaczęły zwiększać swoją obronność, a potem podjęły decyzję o wstąpieniu do NATO. Teraz przyszedł czas na Norwegię, która jest członkiem Sojuszu od 1949 roku. I od 1 listopada zdecydowała się na niecodzienny krok – ogłosiła podwyższony stan gotowości swoich sił zbrojnych.
– To najtrudniejsza sytuacja dotycząca polityki bezpieczeństwa od kilkudziesięciu lat – ogłosił premier Norwegii Jonas Gahr Støre. Na specjalnej konferencji prasowej mówił, że rosyjski reżim sięga po nowe środki i że kraje NATO muszą być czujne na działania Rosji.
Moskwa uznała to za ruch zmierzający do eskalacji konfliktu w regionie. Z ust rzeczniczki rosyjskiego MSZ pod adresem Oslo popłynęła groźba. Jak stwierdziła Maria Zacharowa, Norwegia to dziś jeden z najbardziej aktywnych zwolenników zaangażowania NATO w Arktyce. I zagroziła, że za nieprzyjaznymi działaniami pójdzie odpowiednia odpowiedź Moskwy.
Rosyjscy szpiedzy w Norwegii
Wydaje się, że w ostatnim czasie nie ma tygodnia, by na linii Moskwa-Oslo nie iskrzyło, a niektóre doniesienia brzmią jak scenariusze thrillerów. Był i rosyjski szpieg w Norwegii, który podawał się za Brazylijczyka, były rosyjskie statki naukowe, które pływały koło norweskich pól naftowych i gazowych, wreszcie były akcje z rosyjskimi dronami, które wywołały norweski alert.
Jak podsumował polski portal Defence24.pl, "rosyjskie drony osaczają Norwegię".
– Ostatnio obserwujemy wzrost liczby takich przypadków – przyznały norweskie służby bezpieczeństwa.
Przypomnijmy, dotyczyły one głównie infrastruktury na północy Norwegii, związanej z wydobyciem ropy i gazu i lotniskami. Z ich powodu tymczasowo zamknięto m.in. lotnisko w Bergen. Podniesiono alarm w Stavanger. I ogólnie – ruszyła fala aresztowań Rosjan podejrzanych o używanie dronów w norweskiej przestrzeni powietrznej.
Jeden został zatrzymany na norweskim lotnisku ze zdjęciami wojskowego helikoptera. Przy innym znaleziono sprzęt fotograficzny i karty pamięci. Kolejny miał przy sobie drony. W ciągu kilku tygodni zatrzymano siedmiu obywateli Rosji. Jeden z zatrzymanych okazał się synem współpracownika Władimira Putina.
A jeszcze inny miał latać dronem nas Svalbardem – norweskim archipelagiem na Oceanie Arktycznym, gdzie – na mocy Traktatu Spitsbergeńskiego z 1920 roku – Rosja, jak inne kraje, ma prawo prowadzić swoje interesy.
We Francji czy w Hiszpanii, które nie graniczą z Rosją, mogą nie zrozumieć skali tych incydentów. A przynajmniej nie tak jak inne kraje sąsiadujące z Rosją. Choć i u nas bardziej skupiamy się na Ukrainie i Kremlu niż na tym, co dzieje się na dalekiej północy.
I na granicy lądowej, i na morzu.
Krótka granica Norwegia-Rosja
Granica lądowa Norwegii z Rosją liczy ok. 198 km, dwie trzecie biegnie korytem rzeki Paatsjoki.
To zewnętrzna granica Strefy Schengen. W czasie zimnej wojny – oprócz Turcji – była to jedyną granicą NATO z ZSRR, a jeszcze kilka lat po upadku ZSRR w ogóle jedyna granica NATO z Rosją.
Ciągnie się nad Morzem Barentsa między norweską gminą Sør-Varanger i rosyjskim rejonem pieczengskim w obwodzie murmańskim. "Wzdłuż rzeki znajdują się elektrownie, część zarządzana przez Norwegów, część przez Rosjan" – opisuje "Barents Observer".
Jedyne legalne przejście graniczne znajduje się w niewielkim, norweskim Storskog, ok. 15 km od Kirkenes, największego miasta w Sør-Varanger. Niewielu Rosjan ją przekracza, ale we wrześniu zaobserwowano zwiększoną ich liczbę z wizami Schengen.
"Niektórzy płacili po 500 euro za miejsce" – opowiadał "Barents Observer" jeden z kierowców często podróżujących na linii Murmańsk-Kirkenes. Podróż zajmuje ok. czterech godzin. Portal pisał, że w Kirkenes w hotelach nie było już miejsc, bo wykupili je Rosjanie uciekający przed mobilizacją. Potem sytuacja się uspokoiła.
Ale Norwegia zaostrzyła środki ostrożności i kontrole na granicy. A potem zamknęła jeszcze większość portów dla rosyjskich statków rybackich.
Tarcia Rosja-Norwegia w Arktyce
Większe problemy dotyczą jednak sporów terytorialnych na Morzu Barentsa, które po latach rosyjsko-norweskich tarć wokół nieuregulowanej granicy udało się załagodzić w 2010 roku układem o wytyczeniu granicy morskiej i współpracy na Morzu Barentsa i Oceanie Arktycznym
Jednak latem tego roku w Moskwie nasiliły się głosy, że Rosja dużo na tych porozumieniach straciła – konkretnie 175 tys. kilometrów kwadratowych Morza Barentsa. "Ponadto dziś Norwegia uniemożliwia dostawy żywności i ładunków na Svalbard do Barentsburga" – przekonywał deputowany do Dumy Państwowej z ramienia Komunistycznej Partii Rosji, cytujemy za euractiv.pl. Michaił Matwiejew złożył nawet projekt ustawy anulującej tamte porozumienia.
Oslo szybko odrzuciło takie sugestie.
Ale z Rosji zaczęły też dochodzić głosy, że Norwegia narusza postanowienia Traktatu Spitsbergeńskiego na Svalbardzie.
Archipelag znajduje się w jurysdykcji Norwegii, ale Rosja – jak ponad 40 innych państw – może prowadzić tu swoje interesy i eksploatację zasobów naturalnych.
I tak, na największej wyspie archipelagu, Spitsbergenie, Rosjanie mają swoją kopalnię węgla, swoje osady, z których największą jest Barentsburg liczący ok. 470 osób, zwany "małą Rosją" na Svalbardzie.
To druga w ogóle osada pod względem wielkości po oddalonym o 60 km Longyearbyen (ok. 1,8 tys. mieszkańców).
Jednak oba kraje nieco różnią się w interpretacji traktatu.
"Według władz norweskich prawo do działalności gospodarczej dotyczy wyłącznie wysp i wód terytorialnych, natomiast Rosjanie wliczają w to również 200 mil morskich od linii brzegowej wokół archipelagu. Rosja twierdzi, że Svalbard to obszar zdemilitaryzowany, natomiast Norwegowie wskazują, że chociaż nie jest możliwa tam stała obecność w postaci baz wojskowych, to jednak przebywanie tam norweskich żołnierzy czy lądowanie samolotów wojskowych jest zgodne z traktatem" – mówiła w maju w rozmowie z PAP prof. Katarzyna Zyśk z Norweskiego Instytutu Studiów Obronnych.
Ostrzegała: "Svalbard może zostać wykorzystany przez Rosjan do wzniecenia konfliktu".
Latem doszło tam do zaostrzenia konfliktu, gdy Norwegia nie wpuściła na Spitsbergen rosyjskiego statku z 20 tonami ładunku. Według Rosji na statku była żywność dla rosyjskich górników. Oslo obawiało się, że chodzi o maszyny objęte sankcjami. Moskwa uznała wstrzymanie dostawy za naruszenie praw człowieka.
Z kolei zaledwie kilka dni temu rzeczniczka MSZ Rosji stwierdziła: "Odnotowujemy podejmowane przez stronę norweską próby wzmocnienia swojej obecności wojskowej na archipelagu Svalbard".
Sytuacja na dalekiej północy
Dziś analitycy cały czas bacznie przyglądają się temu regionowi.
"Jednym z głównych pytań po rosyjskiej inwazji na Ukrainę było to, jak wpłynie ona na politykę bezpieczeństwa na dalekiej północy, czyli w europejskich częściach Arktyki" – zwracał uwagę Instytut Arktyczny z siedzibą w Waszyngtonie.
W analizie z końca października czytamy:
"Bezpośrednie zagrożenie dla Norwegii – szczególnie na północy – jest proste: norweska 'daleka północ' będzie odgrywać centralną rolę w konflikcie między NATO a Rosją, ponieważ Rosja rozmieściła tam swoje siły strategiczne wycelowane w USA i NATO. Dlatego Rosja nadal organizuje ćwiczenia wojskowe przed drzwiami salonu Norwegii, aby ostrzec Norwegię, NATO i USA, by trzymały się z daleka".
Co z tego wyniknie? Nie wie nikt. "To zagrożenie nie jest nowe, ponieważ w podobnej sytuacji Norwegia była podczas zimnej wojny. Jednak teraz Rosja jest innym i coraz bardziej nieprzewidywalnym aktorem" – analizuje Instytut Arktyczny.