Pamiętacie to uczucie, kiedy wsiadaliście do Opla i po chwili żałowaliście tego kroku? Trzeszczący, wszędobylski plastik, dziwny system multimedialny i wiejąca ze środka nuda. Zapomnijcie o tym. Remedium na te mankamenty jest nowy Opel Astra i uwierzcie mi, to naprawdę udane auto.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Moje pierwsze wrażenie, kiedy gdzieś na ulicy zobaczyłem nowego Opla Astrę,to szczere: wow, to naprawdę ładne auto! Od tamtego momentu byłem ciekaw, jak prezentuje się od środka oraz jak się prowadzi. Świetnie się złożyło, że dostałem ten samochód do testów i mogłem się sprawdzić wszystko osobiście.
Czytaj także:
Od lat Opel Astra był synonimem nijakości. Nie zrozumcie mnie źle, nie oznacza to, że samochód ten był wadliwy czy kiepski. On po prostu nie zachwycał i nie zawodził. Był taki... okej i nic poza tym. Ale to wystarczyło, żeby pokochały go dziesiątki tysięcy Polaków.
Dlatego nowa Astra jest swoistą rewolucją. Opel postawił przede wszystkim na niemieckość swojego produktu. Do tej pory Astry zjeżdżały z linii produkcyjnych w Wielkiej Brytanii i Polsce. Teraz jest ona produkowana w mateczniku Opla, czyli niemieckim Rüsselsheim. Na dodatek każda Astra dostaje specjalny atest "Autobahn-proof" (sprawdzona na autostradzie). Czyli nie ma żartów!
Boskie nadwozie...
Rewolucję widać przy każdym aspekcie tego auta. Zacznijmy od jego budowy i wyglądu zewnętrznego. Nadwozie osadzone jest na platformie EMP2 v3 koncernu Stellantis. To dało niemieckim inżynierom pole do zmian, bo auto nieznacznie się wydłużyło.
Niezwykłego charakteru nabrał front nowej Astry i jej Vizor. Uwielbiam te głęboko osadzone, wyprofilowane matrycowe światła Intelli-Lux o mocy do 42 W, ale też na drugim końcu auta wygląd słupka C. Linie na masce i wzdłuż nadwozia nadają temu pojazdowi bardzo dynamiczny look. Wszystko wieńczy lekko obniżony tył i wydłużone światła stopu. Cudo!
... i jeszcze lepsze wnętrze
Jednak prawdziwy "przewrót" znajdziemy w środku nowej Astry. Jak wspomniałem na początku, Opel Astra zawsze kojarzył mi się z nudnym wnętrzem i trzeszczącym wyzierającym z każdego kąta plastikiem. Tutaj tego nie ma. Deska rozdzielcza i jej wykonanie jest bardzo solidne.
Podobnie zresztą dobrze wykonane są kierownica oraz inne elementy, jak obudowa drzwi, schowki, centralna konsola oraz słupki. Mucha nie siada.
Wiem, że powtarzam to przy każdej recenzji, ale cieszy mnie, kiedy producent nie rezygnuje w pełni z przycisków na rzecz dotykowych ekranów. Oczywiście ich zastosowanie optycznie i fizycznie powiększa nam przestrzeń w środku auta (tak jak w nowej Astrze), ale fajnie, jak możemy ustawić temperaturę czy przestawić ustawienia podgrzewania foteli manualnie przy użyciu pokrętła lub przycisku.
To, co mi nie pasuje, to przesuwane zamknięcia dwóch schowków w centralnym panelu, które z pewnością po miesiącu będą siedliskiem kurzu i brudu. Problemem może być też "Pure Panel", na którym umieszczone są dwa 10-calowe wyświetlacze (cenrtralny i ten nad kierownicą), ponieważ jest on zrobiony z błyszczącego plastiku i widać na nim każdy odcisk palca.
Tyle, jeśli chodzi o mankamenty, ponieważ reszta przestrzeni w aucie jest bardzo ładna i przemyślanie zaprojektowana (liczne schowki, gniazda USB, miłe ambientowe podświetlenia na drzwiach i desce rozdzielczej). Bardzo spodobał mi się interface komputera głównego, ponieważ jest czytelny, intuicyjny i łatwy w obsłudze.
Na pochwałę zasługują także bardzo wygodne fotele w nowej Astrze, które są idealne na długie podróże. W końcu Opel opatrzył je niemieckim certyfikatem AGR – Aktion Gesunder Rücken (działania na rzecz zdrowszych pleców).
Tylna kanapa też jest bardzo wygodna, a fakt, że nowa Astra jest nieco dłuższa, przekłada się na więcej przestrzeni na nogi w drugim rzędzie.
Fajnie, że w Astrze pomyślano o zamontowaniu head-up display'u i zmieniono przedpotopowej jakości kamerę cofania na taką, której nie powstydziłby się żaden samochód w XXI wieku.
Jak jeździ?
Jeśli miałbym określić jednym słowem, to znowu: solidnie. Naprawdę jest to bardzo praktyczna miejska hybryda plug-in (taką wersję testowaliśmy, ale istnieją także wersje typowo spalinowe, np. diesel o mocy 130 KM z manualną skrzynią biegów lub czyste "benzynówki" 1.2 o mocy 110 i 130 KM), która nadaje się także na dłuższe trasy.
Wszystko dzięki wydajnemu połączeniu dwóch silników: czterocylindrowego silnika spalinowego 1.6 turbo o mocy 150 KM i 110-konnego elektryka. Systemowa moc takiego układu to 180 KM i 360 Nm momentu obrotowego.
Bateria o pojemności 12,4 kWh daje nam zasięg 60 km wg WLTP i prędkość do 135 km/h w trybie elektrycznym. W praktyce jest to jakieś 50 km, co w jeździe po Warszawie całkowicie wystarcza.
Jeśli zaś wyjedziemy poza miasto możemy się nim rozpędzić nawet do 225 km/h (oczywiście tylko na niemieckim autobahnie), a od 0 do 100 km/h osiągniemy już w 7,6 s. Pomocna w tym jest bardzo gładko działająca ośmiostopniowa skrzynia biegów. Dla fanów szybkiej jazdy nowa Astra oferuje tryb Sport oraz manetki przy kierownicy do zmiany biegów.
Cena?
Nie jest tak wygórowana, jak na to, co dostajemy w zamian. Najsłabsza wersja silnikowa (benzyna 1.2 110 KM) z najniższym pakietem dodatków to koszt około 83 000 zł. Cena Diesla zaczyna się od 104 000 zł. Z kolei nasza testowana hybryda z takim "wypasem" na pokładzie to koszt ponad 152 000 zł.