
Rozgrywany w serbskich halach turniej miał być świętem piłki ręcznej. Tymczasem w jego trakcie więcej niż o samych meczach i ich poziomie sportowym mówiło się o kontrowersjach. O drużynach, które miały grać na konkretny wynik w sytuacji, gdy takowy jednym i drugim pasował. O podejrzanych remisach. O faworyzowaniu Serbów. Nie jestem zwolennikiem teorii spiskowych, czy to w sporcie czy to w polityce. Jednak w tym przypadku w pełni rozumiem ludzi wysuwających te oskarżenia.
Zresztą oskarżeń pod adresem azjatyckiej imprezy pojawiało się więcej. Śp. redaktor Roman Hurkowski w swojej książce "Tajemnica mundialu" pośrednio zasugerował, że turniej mógł być ułożony pod finał Niemcy - Brazylia, czyli starcie drużyn sponsorowanych przez Nike i Adidasa. Belgom nie uznano zresztą prawidłowego gola w meczu z Brazylią. Oszukano też Amerykanów w meczu z Niemcami.
Trudno się pogodzić z faktem, gdy patrzysz na Szwedów, którzy nie robią nawet pięciominutowej rozgrzewki przed meczem z Danią, albo gdy jeden z serbskich reprezentantów, doskonale mi znany, mówi, co będzie "grane" w ich meczu z Macedonią, a potem to się sprawdza na parkiecie. Proszę mnie źle mnie nie zrozumieć, to nie są tylko moje narzekania, ale takie są realia
Jedna rzecz uderzyła mnie szczególnie. To kwestia tego, czy wartości marketingowe są obecnie ważniejsze od sportowych. To, że gospodarz w każdej kolejce grał ostatni, znając wyniki innych meczów, nie jest najlepszym systemem. Trzeba się nad tym zastanowić. Odnieśliśmy takie wrażenie, że niektóre spotkania, które były rozgrywane w ostatniej serii fazy zasadniczej, nie zawsze miały coś wspólnego z wynikiem sportowym. Nie chcę stawiać tezy, że to były mecze ustawione, ale jest takie ryzyko .
Krótko przypomnijmy. Danii wygrana dała półfinał i po kilku dniach złoto. Serbia i tak zagrała w finale, a Macedonia uplasowała się na historycznej piątej pozycji. I tak już na zawsze pozostanie w annałach, kronikach sportu.


