Ukraiński prezydent kolejny raz skomentował eksplozję, do której doszło 15 listopada na Lubelszczyźnie. Tym razem zmienił zdanie w sprawie. W środę zapewniał, że nie był to ukraiński pocisk. Teraz modyfikuje stanowisko. – Najważniejsze jest to, aby przeprowadzić dochodzenie – powiedział Wołodymyr Zełenski.
Reklama.
Reklama.
15 listopada doszło do wybuchu we wsi Przewodów na Lubelszczyźnie, wskutek którego zginęło dwóch mężczyzn
Śledczy postawili pierwsze tezy, które mówią, że najprawdopodobniej była to ukraińska rakieta obrony przeciwlotniczej
Prezydent Ukrainy od początku zdarzenia zapewaniał, że rakieta nie należała do sił ukraińskich, teraz stwierdził, że "nie jest na 100 procent pewien"
Wołodymyr Zełenskido tej pory utrzymywał, że rakieta, która we wtorek spadła w Przewodowie, nie należała do sił ukraińskich.
– Nie wiem, co się wydarzyło tym razem. Nie jesteśmy pewni na 100 procent. Wydaje mi się, że świat również nie wie w 100 procentach, co tam się wydarzyło – powiedział Zełenski w wywiadzie podczas Boomberg New Economy Forum w Singapurze.
Zełenski: "nie możemy jednoznacznie powiedzieć, że była to obrona Ukrainy "
Prezydent Ukrainy powiedział, że otrzymał ze strony armii informacje o zdjęciach krateru z miejscu wybuchu, które sugerują, że nie mógł być on spowodowany wyłącznie przez pozostałości ukraińskiej rakiety przeciwlotniczej.
– Jestem jednak pewien, że był to rosyjski pocisk. Jestem też pewien, że odpaliliśmy pociski obrony przeciwlotniczej, ale nie możemy jednoznacznie powiedzieć, że była to obrona Ukrainy – dodał.
Zełenski poinformował także o tym, że ukraińscy urzędnicy udadzą się na miejsce wybuchu, ponieważ Kijów chce być częścią dochodzenia w sprawie tego incydentu. Wcześniej prezydencki minister Jakub Kumochprzekazał, że Polska nie widzi przeciwwskazań, by do zespołu ustalającego przyczyny eksplozji w Przewodowie dołączyła Ukraina.
Podczas swojego wystąpienia Zełenski wyraził wdzięczność, że Ukraina nie jest obwiniana o to zdarzenie. Zaznaczył, że "siły ukraińskie walczą z rosyjskimi rakietami broniąc terytorium Ukrainy i całej Europy".
Zmiana zdania po komentarzu USA
Jeszcze w środę prezydent Ukrainy stwierdził, że "nie ma wątpliwości", że to nie był ukraiński pocisk.
Na jego stanowisko zareagował prezydent Stanów Zjednoczonych. Joe Bidenuznał, że dotychczasowe tezy ukraińskiego przywódcy i powoływanie się na to, że rakieta była rosyjskiej produkcji, "to nie są dowody" i nie świadczą o winie Rosji.
Biden już w nocy po wybuchu informował, że rakieta, która uderzyła w Przewodów, "najprawdopodobniej nie była wystrzelona z terytorium Rosji". Głos w sprawie zabrał także prezydent Andrzej Duda, który stwierdził, że "jest wysokie prawdopodobieństwo, że była to rakieta ukraińskiej obrony".
Zebrane do tej pory ustalenia wskazują na to, że pocisk został wystrzelony przez ukraińską obronę przeciwlotniczą i znalazł się na terytorium Polski w wyniku błędu. Jego rzeczywistym celem miała być nadlatująca rakieta rosyjska.
Wybuch w Przewodowie
Do wybuchu rakiety, wskutek którego zginęło dwóch mężczyzn doszło 15 listopada we wsi Przewodów w woj. lubelskim. Jest to miejscowość oddalona o ok. 5 km od granicy z Ukrainą.
Nadal nie ma pewności co do tego, dlaczego rakieta uderzyła w Przewodów, i z jakiego kierunku przyleciała.
Okoliczności wybuchu badają polscy śledczy i amerykańscy eksperci. W czwartek szef Biura Polityki Międzynarodowej Jakub Kumochpoinformował, że Polska posiada nagrania, które pokazują „pewną sekwencję zdarzeń”, i które są dowodem w śledztwie.