Sam Greenhill przyjechał do Kataru, by wraz z innymi kibicami z całego świata cieszyć się świętowaniem mundialu. Jak już jednak wiadomo, wszelki alkohol został zakazany w obrębie wszystkich stadionów. Mężczyzna podjął więc wyzwanie. W poszukiwaniu zimnego Budweisera przemierzył całe 11 kilometrów. Z jego relacji wynika, że było warto.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Kibic z Anglii przeszedł 11 kilometrów w poszukiwaniu zimnego piwa
Inni kibice, szukając złotego trunku trafili do pałacu arabskiego szejka
Nie kończą się absurdy związane z mundialem 2022
Kibic z Anglii przeszedł 11 kilometrów dla piwa
Sam Greenhill, relacjonując swoją historię zdobycia piwa, podkreślał, że zdecydował się na pokonanie Zatoki Perskiej, bo Ad-Dauha, czyli stolica Kataru okazała się miejscem, w którym znalezienie alkoholu było niemożliwe.
- Tradycyjny Souk Waqif (targowisko w stolicy) jest wspaniałym centrum zarówno dla kibiców, jak i rodzin. Zeszłej nocy lokalni tatusiowie i mamusie z dziećmi mieszały się z tłumem podekscytowanych fanów piłkarskich z całego świata: Argentyny, Tunezji, Anglii i Portugalii – podkreślał w rozmowie z "Daily Mail".
Jednak mimo cudownej festiwalowej atmosfery nigdzie nie oferowano kufla piwa ani lampki wina. - Jest to zrozumiałe w muzułmańskim kraju, więc zgodnie z nakazem duchownych przemierzyłem prawie 5 kilometrów, by dojść na teren fan festiwalu, gdzie w jednym z rogów znalazłem dyskretnie ukryty namiot Budweisera - opowiadał.
Zdeterminowany kibic miał jednak pecha. Okazało się, że namiot jest zamknięty do jutra. Sam Greenhill miał prawo jedynie do zakupu "czterech drinków po mniej niż pół litra".
Przypomnijmy, że organizatorzy mundialu zrezygnowali z możliwości sprzedaży alkoholu w każdym z ośmiu miejsc, w których odbywa się turniej. Rozkaz ten został wykonany zgodnie z żądaniami rodziny królewskiej Al Thani z Kataru i miało to miejsce na 48 godzin przed startem mundialu. Wstępne ustalenia mówiły, że na stadionach będą strefy, gdzie będzie to dozwolone przed kilka godzin.
Samowi polecono, by wybrał wysokiej klasy hotel, by jeszcze dobrze spędzić wieczór, ale droga do niego nie była łatwa. - Centralny Katar jest opanowany przez biurokrację przerażoną myślą, że wkrótce zostaną zalani przez miliony kibiców. Aby poradzić sobie z oczekiwanym napływem, na każdym skrzyżowaniu dróg jest kilka osób wysyłających cię do celu wszelkimi możliwymi objazdami - podkreślał.
Ostatecznie dzięki swojej determinacji udało mu się dotrzeć do hotelu Best Western, gdzie sprawa kupienia alkoholu wydawała się już formalnością. Ale nią nie była. Dopiero okazanie paszportu, który potwierdzał, że mężczyzna nie jest obywatelem Kataru, pozwoliło mu kupić swój wymarzony trunek.
- Po mojej epickiej wędrówce w upale, z pęcherzami na stopach z bólu, kufel chłodnego, orzeźwiającego piwa w końcu był mój - podsumował. Mężczyzna pokonał w sumie 11 kilometrów dla jednego (albo i nie) kufla piwa.
Kibice w poszukiwaniu piwa trafili do pałacu arabskiego szejka
Wydarzenia z mundialu nie przestają zaskakiwać. Organizacja mundialu oceniana jest tragicznie, ale część kibiców bawi się całkiem nieźle. Media obiegła informacja o angielskich kibicach, którzy poszukując piwa, skończyli w pałacu arabskiego szejka. Tam zwiedzali posiadłość, oglądając jego lwy, małpy i podziwiając przepych.
Ponieważ internauci szybko zwątpili w zasadność niezwykłego spotkania, jeden z kibiców udostępnił film pokazujący go za murami pałacu szejka. - Ostatniej nocy spotkaliśmy jednego z synów szejka i zabrał nas z powrotem do pałacu. Pokazał nam swoje lwy i egzotyczne zwierzęta. Mieszkańcy Kataru bardzo dobrze nas przyjęli - podsumował.