Mat. prasowe

Philips Lumea to jedna z tych rzeczy, o których myślicie: to zbyt dobre, żeby mogło być prawdziwe. Urządzenie, które ma sprawić, że dowolna powierzchnia waszego ciała stanie się jedwabiście gładka, praktycznie bez wysiłku i z zachowaniem komfortu. Czy tak jest w rzeczywistości? Jest blisko, bardzo blisko.

REKLAMA
  • Philips Lumea działa w technologii IPL, gdzie czynnikiem niwelującym owłosienie jest wiązka światła.  
  • Niewielkich rozmiarów urządzenie jest wygodne w użytkowaniu - zabieg jest w stanie wykonać każda i każdy z nas. Kilka rzeczy nieco mnie jednak zaskoczyło.
  • Stosowanie depilacji światłem jest obwarowane kilkoma obostrzeniami, dlatego absolutnie nie ignorujcie instrukcji obsługi. 
  • Nie podzielę się z wami informacją ilu metod na pozbycie się owłosienia z różnych miejsc swojego ciała, próbowałam. Nie dlatego, że to temat tabu, ale dlatego, że musiałabym wymienić absolutnie wszystkie sposoby znane twórcom drogeryjnych katalogów. I nie uważam, aby było to w jakkolwiek sposób wyjątkowe 

    Jeśli natura obdarzyła bladą cerą i ciemnym włosem, istnieje spore prawdopodobieństwo, że nie raz i nie dwa wyrzucałyście do kosza ledwo co napoczęte pudełka plastrów z woskiem, czy tubki kremów depilujących (albo, jeśli jesteście mną, najpierw z irytacją ciskałyście nimi w okafelkowaną ścianę łazienki), a potem głowiłyście się, czy tylko na was nie działają?

    Oczywiście, zdarzały się też chwile zachwytów: depilacja woskiem, wykonana w profesjonalnym salonie potrafiła - przynajmniej u mnie - zdziałać cuda. Potrafię sobie jednak wyobrazić, że dla niektórych dyskomfort związany z tego typu procedurą jest nie do przejścia (no boli, co tu dużo mówić). Do tego należy też doliczyć ryzyko podrażnień, które, koniec końców wystąpiły również u mnie i tym samym przypieczętowały powrót do starej, niekoniecznie dobrej, maszynki. O plusach i minusach tejże rozwodzić się raczej nie ma co - tę jedną metodę (prawie) każdy sprawdził na własnej skórze. 

    I nagle, kiedy już właściwie pogodziłam się z myślą, że do końca życia będę wspierać finansowo producentów żyletek, wchodzi ona, cała na biało - Lumea, innowacje urządzenie marki Philips, które “depiluje” światłem. 

    Philips Lumea i IPL: jak działa intensywne światło pulsacyjne?

    logo

    Skrót IPL, czyli Intense Pulsed Light, tłumaczy się jako: “Intensywne światło pulsacyjne”. I tym właśnie “orężem” posługuje się Lumea. Fakt, że owłosienie można usunąć za pomocą światła, powinien dziwić tylko przez chwilę. Potem przypomnicie sobie przecież o laserze, a to przecież nic innego jak fotony pobudzone energią elektryczną. 

    Technologii IPL nie należy jednak mylić z laserem. Depilacja laserowa zarezerwowana jest dla profesjonalnych salonów, które mają przestrzeń i środki (spore!) na utrzymywanie zaawansowanych technicznie maszyn. 

    Światło wykorzystywane przez Lumeę  jest podobne do światła emitowanego przez żarówkę, które, jak się okazuje, jest równie skuteczne w usuwaniu owłosienia, jak światło “wzmocnione”, czyli laser. 

    Jak dokładnie działa IPL? Błysk świetlny, który uwalnia się z urządzenia, przenika przez skórę, aż do mieszka włosowego. Ten jest w efekcie ogrzewany, co sprawia, że cebulka traci możliwość wytwarzania nowych włosów. Nie na zawsze - to trzeba zaznaczyć od razu. Niemniej jednak zastosowanie tej metody ma zagwarantować, że na kolejne wakacje pojedziecie już lżejsze przynajmniej o maszynkę do golenia. 

    Brzmi kusząco? Zdecydowanie. Nie da się jednak ukryć, że IPL do użytku domowego to technologia względnie nowa, więc skłamałabym mówiąc, że przed pierwszym zabiegiem wiedziałam czego się spodziewać. 

    Aplikacja Philips Lumea: must have przed pierwszym zastosowaniem

    Zanim więc podzielę się wrażeniami, zareklamuję aplikację dedykowaną urządzeniom do depilacji Philips. Jeśli z reguły sceptycznie odnosicie się do wszelkich tego typu dodatków, tutaj nie wahajcie się ani chwili. 

    logo

    Nowa apka służy do kilku rzeczy: na początku ma wam wyjaśnić cały proces i rozwiać wszystkie wątpliwości, potem kontrolować wasz kalendarz i postępu w zabiegach. Nowa została wyposażona w wyjątkową technologię do śledzenia procesu redukcji owłosienia. Bazująca na AI analiza zdjęcia pozwala poinformować Cię o liczbie włosów, a później uzyskasz informacje o odrastających włoskach, aby uzyskać jeszcze lepsze wyniki depilacji. Z kolei podczas depilacji mikrofon w smartfonie zarejestruje dźwięk błysku wydawany przez Lumeę, a specjalny algorytm będzie w czasie rzeczywistym analizować ilość błysków, by informować Cię, czy prawidłowo wykonujesz zabieg i pokrywasz cały depilowany obszar.

    Sekcja informacyjna jest naprawdę dobrze zaprojektowana i napisana: bez zbędnego lania wody, dostarczy wam wszystkich najważniejszych informacji, typu: jak przygotować skórę do zabiegu (ogolić! Musi być gładka), czy wszystkie włosy zostaną od razu usunięte (nie, tylko te w fazie wzrostu) czy jak często trzeba powtarzać zabieg (najpierw co dwa, potem co sześć, osiem tygodni). 

    Co do kalendarza zabiegów - jasne, można samodzielnie zapisywać daty kolejnych sesji. Aplikacja ma jednak tę przewagę, że jeśli zdarzy wam się opuścić zabieg, weźmie to pod uwagę i samodzielnie wyliczy czas do kolejnej sesji. 

    logo

    Dodatkowo na podstawie analizy selfie dodanego do aplikacji i pomiarów np. pigmentacji tekstury, jędrności, możesz uzyskać wiedzę na temat swojej skóry i praktyczne informacje na temat tego, co zrobić, aby poprawić stan skóry twarzy.

    Jak działa Philip Lumea? Tego się nie spodziewałam

    Po wyjęciu urządzenia z pudełka byłam pozytywnie zaskoczona: Lumea jest lekka i poręczna i, jak się okazało, potrafi pracować na zasilaczu. Nie ma więc ryzyka, że podczas zabiegu zaplątacie się w kabel. 

    W pudełku znajdują się również trzy nasadki do poszczególnych części ciała. Różnią się między sobą kształtem (np. nasadka do okolic bikini jest bardziej wypukła, aby łatwiej przylegała do poszczególnych części tej okolicy) oraz kolorem szybki (końcówka do twarzy posiada dodatkowy filtr zabezpieczający wrażliwą w tym miejscu skórę).  

    Przed pierwszym użyciem oczywiście trzeba urządzenie naładować. Kolejny krok to test wrażliwości. Lumea ma pięć poziomów intensywności światła. To, jaki będzie dla was odpowiedni, zależy zarówno od odcienia waszej skóry, jak i indywidualnych preferencji. 

    Zanim więc przystąpicie do zabiegu, dzień wcześniej wykonajcie kilka próbnych “strzałów” o różnej intensywności i zobaczcie, jak zachowa się skóra. Jeśli nie będzie w żaden sposób zmieniona - możecie działać.  

    Zaraz, zaraz, skąd te “strzały”, zapytacie? Philips Lumea, choć kształtem przypomina nieco suszarkę do włosów, działa jak pistolet: przykładacie szybkę do skóry i “strzelacie” światłem. Błysk, który się wtedy pojawi, nie jest niebezpieczny dla oczu, ale trzeba zaznaczyć, że jego intensywność jest spora. Wyobraźcie sobie “strzelającą” żarówkę - to mniej więcej ten poziom intensywności światła i dźwięku. 

    Jeśli chodzi o intensywność ciepła - tu niestety nie wypowiem się obiektywnie. System wytypował dla mnie czwarty poziom intensywności, ale nawet na “piątce” czułam jedynie przyjemne ciepło - żadnego uczucia poparzenia czy nawet mrowienia. Próg bólu to jednak kwestia indywidualna. 

    Podczas wykonywania zabiegu zaskoczyły mnie dwie rzeczy: po pierwsze, urządzenie wydaje dźwięk - niezbyt głośny, ani inwazyjny, ale nie da się nie zauważyć, że jest włączone. To oczywiście nie jest wada, ale z niewiadomych względów wyobraziłam sobie, że skoro działamy światłem, to będzie temu procesowi towarzyszyć błoga cisza. Uprzedzam: tak nie jest. 

    logo

    Druga sprawa to fakt, że aplikacja błysków musi być dosyć dokładna. Podczas zabiegu przesuwacie się po skórze centymetr po centymetrze. Lumea nie działa na zasadzie “oświetlenia” danego obszaru szeroką wiązką - to zabieg na który, w zależności od powierzchni wybranego obszaru, trzeba poświęcić nawet kilkanaście minut. 

    Czy zaskoczyły mnie efekty? Tak. To niesamowite, że już po kilku sesjach włosów jest zauważalnie mniej. Na pytanie, jak długo utrzyma się ten efekt, producent odpowiada, że jeśli będziemy regularnie wykonywać zabiegi przypominające, włosy nie będą odrastać. 

    To cudowna informacja, bo prawda jest taka, że wykonanie zabiegu z Lumeą jest praktycznie bezproblemowe: żadnego żelu, żadnego moczenia - po prostu, zdejmujecie ubranie, wykonujecie kilka “strzałów” i voila! Macie spokój na kolejne kilka tygodni. 

    Kto nie może korzystać z urządzenia Lumea? 

    Bardzo ważna informacja: zanim zaczniecie korzystać z urządzenia, sprawdźcie, czy nie macie na skórze żadnych podrażnień. Przeciwwskazaniem do “błysku” w danym miejscu jest również tatuaż lub pieprzyk. Dodatkowo warto upewnić się, że nie przyjmujecie żadnych leków uwrażliwiających skórę (uwaga na uspokajające herbatki ziołowe, niektóre mają takie właściwości). 

    Lumea nie zadziała też, niestety, na osoby o bardzo jasnej karnacji i bardzo jasnych włosach, więc przed zakupem warto sprawdzić na opakowaniu lub stronie internetowej producenta, czy wasza karnacja nie będzie problematyczna. 

    Philips Lumea: czy warto?

    Powiem jeszcze raz: warto. Zabiegi nie bolą, nie zabierają masy czasu, nie wymagają dojazdów, a pierwsze efekty pojawiają się wystarczająco szybko. I są więcej niż zadowalające.

    Ważną kwestią jest też bezpieczeństwo stosowania: Lumea została zaprojektowana w taki sposób, aby “strzelać” tylko w momencie, gdy wykryje pełny kontakt z odpowiednim odcieniem skóry - nie ma mowy, aby bezwiednie posłać wiązkę światła w czyjeś okno albo, co gorsza, oko. 

    Zakup urządzenia to inwestycja - tak, dość kosztowna, ale niwelująca wszystkie inne koszty związane z usuwaniem owłosienia. Kalkulację opłacalności każdy musi wykonać sam, ale biorąc pod uwagę, że żywotność lampy obliczono na 39 lat, można być pewnym, że kupujecie jedną Lumeę, jeśli nie na całe, to na większą część życia. Maszynek kupicie przez ten czas nieco więcej.