Rydzyk to nie przewodnik duchowy, a po prostu biznesmen z niejasną przeszłością i mam nadzieję, że dziennikarze wreszcie zaczną ją dogłębnie badać. Żaden z niego torunianin z krwi i kości. On do naszego miasta przybył na początku lat 90-tych z Niemiec i nigdy się nie zasymilował – mówi #TYLKONATEMAT Joanna Scheuring-Wielgus.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Z posłanką Lewicy rozmawiamy o specyficznej sytuacji politycznej w jej rodzinnym Toruniu i wpływie o. Tadeusza Rydzyka na to miasto. Joanna Scheuring-Wielgus komentuje także rywalizację z Polską 2050 o miejsce na sondażowym podium, mówi o planie swojego ugrupowania na "wzmocnienie politycznego kręgosłupa" i zdradza, czy dziś żałuje happeningu w kościele, za który po utracie immunitetu grozi jej nawet dwuletni pobyt za kratami.
Joanna Scheuring-WIelgus: Toruń nie jest w rękach ojca Rydzyka.
Nie pamięta pani wyników ostatnich wyborów? Namaszczeni przez niego kandydaci dostali ponad 40 proc. głosów w okręgu toruńskim, czyli tyle, co KO i SLD razem wzięte...
Pamiętam o tym, ale uparcie powtarzam, że Toruń wcale nie jest w rękach prezesa Rydzyka. Bo zacznijmy od tego, że o tym człowieku nie powinno się mówić o per “ojciec”. Żaden z niego przewodnik duchowy, to po prostu biznesmen z niejasną przeszłością i mam nadzieję, że dziennikarze wreszcie zaczną ją dogłębnie badać.
Po drugie, żaden z Rydzyka torunianin z krwi i kości. On do naszego miasta przybył na początku lat 90-tych z Niemiec i nigdy się nie zasymilował. Po prostu na toruńskiej ziemi wybudował sobie imperium biznesowe. Mieszkanki i mieszkańcy Torunia nie są i nigdy nie byli tym zachwyceni.
Dlaczego? Otóż miasto tak naprawdę nie ma żadnych wielkich korzyści z tego, że prezes Rydzyk tu działa. Nawet nie przekłada się to na turystykę, bo osoby przyjeżdżające do Rydzyka pojawiają się tylko w siedzibach jego biznesów i nawet nie wychodzą na toruńską starówkę, nie korzystają z innych dobrodziejstw, po które przyjeżdżają do nas turyści.
Karierę polityczną w Toruniu trudno jednak zrobić bez dobrych relacji z "Ojcem Dyrektorem".
To kolejna powszechnie panująca w Polsce teza, z którą się nie zgadzam.
No dobrze, trudno zrobić karierę polityczną poza toruńską lewicą...
Jako rodowita torunianka i lokalna patriotka nie zgadzam się na tworzenie takiego wizerunku miasta, czy całego regionu. Toruń nie należy do Rydzyka. On niestety w jakiś sposób stał się jednym z elementów funkcjonowania naszego miasta, ale zawsze ostro protestuję, gdy ktoś mówi o Toruniu tylko i włącznie w kontekście Rydzyka.
Ze względu na pewną gdańsko-toruńską przyjaźń też mówię wszystkim, że "Toruń to nie Rydzyk", ale... potem przychodzą wybory i brakuje argumentów, aby tę tezę obronić.
Tylko trzeba pamiętać, że toruńska scena polityczna wygląda w ten sposób dopiero od dwóch sezonów wyborczych. Wcześniej tak nie było. Moim zdaniem polityka w Toruniu jest dobrym odzwierciedleniem ogólnej sytuacji w kraju. Stąd też jestem przekonana, że w kolejnych wyborach PiS-owscy politycy nie będą już mogli u nas liczyć na wielkie poparcie.
W samym Toruniu w 2019 roku PiS zajęło drugie miejsce za KO, jednak w całym okręgu wzięło o dwa mandaty więcej. Jaka to nauczka w sprawie list opozycji w 2023 roku?
Niezmiennie uważam, że mówienie o listach aktualnie jest bezsensowne. Mamy rok do wyborów, a przecież jedno zdarzenie w polityce potrafi wszystko wywrócić do górny nogami. Ktoś może nagle stać się bardzo popularny, a inny polityk zaliczy dyskwalifikującą wpadkę.
Sytuacja na dziś wygląda więc tak, że opozycja współpracuje na poziomie merytorycznym. Na przykład, składamy wspólne wnioski o wota ufności wobec członków rządu Mateusza Morawieckiego czy tworzymy projekty na konkretne sytuacje – tu przypomnijmy tylko wybory samorządowe w Rzeszowie.
Opozycyjne formacje starają się wzajemnie wspierać, ale jednocześnie każdy z nas wzmacnia swój polityczny kręgosłup. Teraz jest czas na takie właśnie działania. O tym, w jakiej formule pójdziemy do wyborów parlamentarnych w 2023 roku, powinniśmy zacząć poważnie rozmawiać najwcześniej za pół roku.
Jeśli wówczas wyborcza arytmetyka pokaże, że jedyną - czy najlepszą - możliwością jest pójście jednym blokiem, to jestem przekonana, że żaden z liderów demokratycznej opozycji nie będzie miał wątpliwości, jak należy postąpić.
Projekt w sprawie renty wdowiej to właśnie "ten" sposób na wzmocnienie kręgosłupa Lewicy w sondażach?
My plan wzmacniania mamy rozpisany właściwie dzień po dniu aż do 1 czerwca 2023 roku. Każdy w Lewicy już wie, jakie ma zadania i co ma robić przez najbliższe pół roku.
Natomiast projekt renty wdowiej złożyliśmy w Sejmie z rok temu i nadal nie został on przekazany do procedowania przez marszałek Elżbietę Witek. Stąd pomysł aby złożyć go ponownie ale już jako obywatelski, bo to jedyna szansa na wprowadzenie go do debaty publicznej i procedowanie w sejmie.
Projekt będzie składany wspólnie z organizacjami pozarządowymi i związkami zawodowymi i wspólnie zbieramy pod nim podpisy. To już drugi taki przypadek, wcześniej jako obywatelski przedstawiliśmy projekt "Legalna Aborcja. Bez kompromisów".
A walczymy o rentę wdowią - liderem tego projektu ze strony Lewicy jest poseł Arek Iwaniak -- bo bardzo zależy nam na tych wyborcach, którzy od odpłynęli od Lewicy w poprzednich latach, a mowa w dużej mierze o seniorach. Oni w Polsce wciąż czują się pomijani, a my zamierzamy walczyć o ich zaufanie i interesy. Nie tylko tym jednym projektem.
Czy pomysłu na lepsze zabezpieczenie seniorów po śmierci współmałżonka nie podkradliście przypadkiem kolegom z PSL? Władysław Kosiniak-Kamysz jakiś czas temu prezentował podobne rozwiązania.
Niczego ludowcom nie ukradliśmy. Przypominam, że nasz pierwotny projekt został złożony ponad rok temu. Jeśli PSL ma pomysł na skuteczne przeforsowanie podobnych rozwiązań, to ja chętnie ich poprę. Problem jest tylko taki, że oni wcale nie przedstawili gotowych rozwiązań, a my już zbieramy podpisy pod konkretnym projektem ustawy.
Zarówno na pomysły Lewicy, jak i PSL w PiS odpowiadają, że to "czysty PR" czy "populizm". Niektórzy dodają coś na temat odrealnienia od możliwości budżetowych...
To ja mam taką prośbę do polityków Prawa i Sprawiedliwości, żeby przekonali marszałek Witek do odmrożenia tego projektu oraz ponad 200 innych projektów ustaw, które przetrzymuje ona w tzw. zamrażarce sejmowej. Zacznijmy prace sejmowe, a wyjaśnią się wszelkie wątpliwości.
W nowych sondażach Lewica bije się z Polską 2050 o miano trzeciej siły na polskiej scenie politycznej. Macie pomysł jak tę walkę wygrać?
Ja kibicuję każdej sile demokratycznej i chciałabym, abyśmy wszyscy zdobywali kolejne grupy wyborców. Międzypartyjna rywalizacja jest oczywiście czymś naturalnym, ale nie skupiamy się na tym jakoś wyjątkowo mocno. Nie mamy planu na walkę z PL2050.
Najpierw jest "nie ma wroga na opozycji", a potem wszyscy wbijają sobie noże za plecami...
Tylko, że my naprawdę nie chcemy się w to bawić. Lewica nie ma planu na zniszczenie Polski 2050 tylko po to, aby zająć wyższe miejsce w sondażach. Jeśli ktoś uważnie śledzi polską politykę, to wie, że Lewica nie atakuje nikogo ze strony opozycji demokratycznej. Zawsze zachowujemy się fair wobec naszych koleżanek i kolegów.
Gdzie jest największy rezerwuar głosów dla Lewicy?
Przede wszystkim są to wyborcy powyżej 40 roku życia. Staramy się nie patrzeć na to, czyj to był elektorat wcześniej. Szczególnie, że najważniejszym zadaniem, jakie stawia sobie Lewica, jest znalezienie oferty dla tych, którzy na wybory nie chodzą lub chodzili, ale teraz rozważają zostanie w domach.
W dużym uproszczeniu Polska wygląda dziś tak, że mamy trzy grupy: prawicę oraz otaczających ją fundamentalistów religijnych, opozycję demokratyczną oraz ludzi, którzy nie interesują się polityką i nie chodzą na wybory. Przekonanych do opozycji już nie przekonamy bardziej, przeciąganie na stronę opozycji wyborców rozczarowanych PiS jest możliwe, ale niełatwe. Chcemy więc zawalczyć o ten zupełnie nowy elektorat.
Gdy się spojrzy na polityczną mapę Europy, wcale nie widać tego słynnego "skrętu w prawo" - w wielu państwach socjaldemokracja rządzi, w innych jest faworytką najbliższych wyborów. Dlaczego więc polska lewica zdaje się mieć ambicje tylko na 10-15 proc.?
Ależ polska lewica ma znacznie większe ambicje! Jednocześnie jesteśmy realistami i wiemy, że musimy wykonać o wiele większą pracę niż na przykład Platforma Obywatelska, która całkiem niedawno rządziła i jest lepiej osadzona w politycznej świadomości Polaków.
Natomiast my jesteśmy totalnie inną lewicą niż ta, która rządziła 20 lat temu, więc musimy cierpliwie i konsekwentnie wykonywać swoją pracę. Ja bardzo optymistycznie patrzę w przyszłość. Przecież pierwszy raz w historii mamy taką sytuacją, że młode pokolenie jest bardziej lewicowe niż konserwatywne.
A może problem lewicy jest to, że Polacy jednak rządy SLD-UP wciąż pamiętają. Na przykład, ja byłem wtedy nastolatkiem i mam raczej kiepskie wspomnienia...
To mamy trochę podobnie. Ja też zawsze miałam lewicowe poglądy, ale... na SLD w życiu nie głosowałam, tylko na konkretne osoby z różnych partii. Co do zasady nie podobało mi się w ogóle funkcjonowanie wszystkich partii razem wziętych i sama polityka. Dlatego do tej polityki weszłam i staram się ja zmieniać od wewnątrz. Nie jest łatwo ale dziś funkcjonujemy w zupełnie innych warunkach i kompletnie innych czasach.
Dzisiejsza Lewicę tworzą przede wszystkim ludzie z mojego pokolenia a coraz częściej wpływ w partii mają jeszcze młodsze pokolenia. Jest oczywiście też dużo aktywnych osób, które odgrywały jakąś rolę za czasów SLD-UP czy jeszcze wcześniej i z ich doświadczeń warto korzystać. Niemniej to już kompletnie inna Lewica.
Lewicę tworzą na przykład osoby z dawnej Wiosny Roberta Biedronia, które wcześniej przez wiele lat czynnie działały w organizacjach pozarządowych. Większość z nas jeszcze nigdy nie była u władzy, mamy zupełnie inne poglądy i praktykę działania niż dawna socjaldemokracja.
Już kiedyś zadałem to pytanie, ale sprawa eskalowała, straciła pani immunitet i jest teraz zagrożona karą dwóch lat pozbawienia wolności... Czy zatem nadal nie żałuje pani tego happeningu w kościele?
Absolutnie nie. W przyszłym tygodniu mam pierwsze przesłuchanie w prokuraturze, ale niczego nie żałuję i jestem spokojna.
A jeśli okaże się, że w tej sprawie wymiar sprawiedliwości zadziała wyjątkowo sprawnie i wyrok pokrzyżuje pani wyborcze plany?
Decydując się na tamten protest, miałam pełną świadomość tego, co robię i jakie konsekwencje mogę mi grozić. Bez strachu pójdę złożyć wyjaśnienia w prokuraturze, a później przed sądem.
Doskonale wiemy, że jeśli oni bardzo będą chcieli mnie skazać, to taki wyrok zapadnie. Niech nikt jednak nie myśli, że to mnie odstraszy od walki z pedofilią w Kościele czy o prawa kobiet. Wręcz przeciwnie!