24-latka z Gdańska, która mieszkała z 2-latką w namiocie, została przesłuchana i usłyszała zarzuty, ale decyzją sądu nie trafi do tymczasowego aresztu. Prokuratura jest jednak innego zdania i już zapowiedziała, że złoży zażalenie.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Śledczy motywują swój wniosek m.in. obawą ucieczki lub ukrycia się matki, a także faktem, że 24-latka jest bezdomna i nie ma stałego adresu pobytu
Kobieta nie przyznała się do winy, twierdzi, że dobrze opiekowała się 2-letnią córką
Za narażenie dziecka na niebezpieczeństwo utraty zdrowia lub życia grozi jej do 5 lat więzienia
W środę matka 2-latki została przesłuchana i usłyszała zarzuty narażenia córki na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia. Tego samego dnia Sąd Rejonowy w Gdańsku nie przychylił się do wniosku prokuratury, która chciała tymczasowego aresztu dla 24-latki. Decyzją sądu wobec kobiety zastosowano dozór policyjny.
24-latka mieszkała z córką w namiocie, będzie zażalenie prokuratury
Teraz prokuratura, jak ustaliło RMF FM, zapowiedziała złożenie zażalenia na decyzję sądu. Grażyna Wawryniuk, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Gdańsku, przekazała, że prokurator prowadzący sprawę czeka jeszcze na przesłanie akt z sądu, ale decyzja już zapadła.
Śledczy motywują swój wniosek obawą ucieczki lub ukrycia się matki, a także faktem, że 24-latka jest bezdomna i nie ma stałego adresu pobytu. Prokuratorzy obawiają się ponadto matactwa, ponieważ kobieta nie przyznała się do winy i twierdzi, że prawidłowo opiekowała się córką.
Przypomnijmy, kobiecie grozi do 5 lat więzienia. Jak informowaliśmy w naTemat, policjanci z komisariatu na Przymorzu zatrzymali 24-letnią kobietę, która koczowała w namiocie ze swoją 2-letnią córeczką dwójką innych dorosłych osób na terenie zalesionym na gdańskiej Zaspie. Dziecko miało na sobie jedynie koszulkę z krótkim rękawem.
W rozmowie z dziennikarzem "Faktu" powiedziała, że wszystko zaczęło się od związania się z chłopakiem poznanym przez internet. Niedługo potem zakochani doczekali się dziecka.
– Sama utrzymywałam rodzinę. Mąż nie dawał nam żadnego wsparcia, całe dnie siedział przed komputerem. W zamian po powrocie z pracy zastawałam głodne i niezaopiekowane dziecko – powiedziała Alina.
Kobieta postanowiła opuścić męża przed ubiegłoroczną wigilią. Z powodu problemów finansowych zgłosiła się po pomoc do znajomych. Nieudolnie próbowała ustabilizować swoją sytuację we wsi Łobza.
– Prosiłam o pomoc męża, ale nie reagował na wiadomości. Miałam nadzieję, że przeczekamy chwilę w namiocie i w tym czasie odłożę pieniądze na wynajęcie czegoś – tłumaczyła.
Grupa straciła mieszkanie w Łobzy, więc 24-latka przeniosła się do Gdańska. – Pracowałam, gdzie się dało, także jako sprzątaczka. Pomóc miał nam mediator, ale mąż się na to nie zgodził – wyjaśniła i dodała: – Z biedy posypało mi się wszystko. Córka to całe moje życie.