Sto lat temu sprawa była prosta – dzieciom dawało się imiona po dziadkach lub na cześć ulubionych świętych i narodowych bohaterów. W okresie transformacji, na przełomie tysiącleci, źródłem inspiracji dla polskich rodziców stały się amerykańskie filmy oraz seriale, na czele z „Dynastią”. Dzisiaj mamy galimatias: tradycja walczy z popkulturą. A skołowani urzędnicy próbują połapać się w „imiennych” trendach i nieco liberalizować zasady.
Są dwie szkoły. Przedstawiciele pierwszej twierdzą uparcie, że dzieci powinny nosić imiona proste, polskie i wdzięczne. Jak Zosia, Konstanty czy Marysia. Druga szkoła głosi wyższość imion oryginalnych oraz uniwersalnych kulturowo – Teo, Max, Dex, Uta to przyszli obywatele świata. Wyznawcy tej drugiej teorii staropolskie imiona dyskredytują jako objaw mieszczaństwa i zaściankowości rodziców, którzy je nadali.
Jeszcze kilka lat temu urzędnicy nie zgadzali się na to, żeby dokonać rejestracji takiego imienia, jak Mila. Mila w dowodzie musiała być Emilią. Dzisiaj taki problem nie istnieje: Mile, Mille oraz Emmy nie muszą już ukrywać się pod rzekomo „normalnymi” imionami. Milla to zresztą imię bardzo popularne, tak, jak nosząca je aktorka i modelka, Milla Jovovich. Polacy nadal jednak inspirują się chętniej rodzimymi gwiazdami lub postaciami z małego ekranu.
W okresie największej popularności serialu „Na dobre i na złe” najczęściej nadawanym imieniem męskim było w Polsce imię Jakub. Niejeden Kuba to hołd złożony lekarzowi z Leśnej Góry, granemu przez Artura Żmijewskiego. Z kolei popularyzacji imienia Hanna przysłużyła się postać z serialu „M jak Miłość”, grana przez Małgorzatę Kożuchowską. Razem z Zosią i Marysią, Hania należy obecnie do ścisłej czołówki i nadal robi furorę. Co mnie, oczywiście, cieszy.
Dzieci gwiazd zazwyczaj nazywają się nietypowo. Córeczki Katarzyny Figury to Kaszmir i Koko. Michał Wiśniewski jest ojcem Xaviera, Fabienna, Etiennette i Vivienne. Syn Edyty Górniak to słodki Allanek. Takie imiona utwierdzają mnie tylko w przekonaniu, że staropolski nurt, jakkolwiek nie byłby nudny, jest bezpiecznym wyborem w przypadku imion.
Bazą potencjalnych imion są wreszcie książki. W PRL-u wyjątkową popularnością cieszyła się proza iberoamerykańska. Stąd na polskiej ziemi Magi, żywcem wyjęte z „Gry w klasy” Cortazara. Sonie to nieformalne córki Dostojewskiego. Masze – Czechowa. Sama na drugie imię mam Małgorzata, bo mama lubiła spędzać wieczory nad Bułhakovem.
Nie trzeba być wróżbitą, żeby przewidzieć, że głośne historie gwiazd popu wpływają na masową wyobraźnię. Czy już nad Wisłą kwili maleńka Lana? Czy jest z nami mały Ryan, którego rodzice byli w kinie sto razy na filmie „Drive”? A może jakaś polska Amy została poczęta przy akompaniamencie płyty „Back to Black”. Powiem wam szczerze – póki co, w ogóle nie chcę mieć dzieci. Ale jeśli to nastąpi i kiedyś urodzę syna, jak prawdziwa mieszczka, nazwę go Antoni.