Oglądanie z dziećmi "egzorcyzmów", straszenie szatanem i antykoncepcją. Chyba każdy, kto chodził na religię w szkole, ma chociaż jedną dziwną anegdotę związaną z tymi lekcjami. Zapytaliśmy byłych i obecnych uczniów o najbardziej kuriozalne sytuacje, które pamiętają ze szkolnej katechezy.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
– Katechetka wyjaśniała, że czasem, gdy żona ma dość męża, powinna "nadstawić drugi policzek". Wiedziałam, że to bzdury, ale zarówno ja, jak i cała moja klasa grzecznie siedzieliśmy na religii. W końcu liczyła się do średniej i była szansą na czerwony pasek – pisała niedawno w naTemat nasza dziennikarka Agnieszka Miastowska.
Powiedzmy sobie szczerze – religia w szkole to kopalnia anegdot. I w zasadzie byłby to zabawny temat, gdyby nie fakt, że czasami mowa po prostu o przemocy wobec uczniów. – Bóg jest Bogiem. Do Boga należy się szacunek, rozumiesz? Przeproś! – krzyczał ksiądz do ucznia na nagraniu zarejestrowanym na lekcji w Specjalnym Ośrodku Szkolno-Wychowawczym na Mazowszu.
Za co uczeń miał przeprosić? Nie wiadomo, ale sprawą zajmuje się już policja, o czym szerzej pisaliśmy w naTemat. To oczywiście skrajny przypadek skandalicznego zachowania, jednak takie sytuacje tylko pogłębiają trend wśród uczniów – zaczynają z tych lekcji świadomie rezygnować.
"Kolorowe gazetki" księdza
– W liceum ksiądz gadał takie głupoty, że się wypisałam – wspomina Magda, która jeszcze kilka lat temu chodziła do jednej ze szkół w Trójmieście. Wtedy jeszcze mniej mówiło się o tym, że religia przecież jest dla chętnych – przynajmniej w teorii.
"Kazania" wygłaszane na lekcjach to jedno, ale z relacji Magdy wynika, że ich ksiądz czuł się w obecności uczniów zbyt swobodnie. – Przychodził z taką czarną aktówką. Raz spadła mu z biurka, kiedy ją otwierał i wypadły mu nazwijmy to... popularne kolorowe gazety dla panów – opowiada.
Jak zareagowała klasa? – Śmialiśmy się z niego. On się robił czerwony i pozwalał nam, na co chcieliśmy. Nie panował w ogóle nad nami, jedni bawili się telefonem, inni odrabiali lekcje, on w tym czasie przeglądał jakieś papiery. Ja już wtedy wiedziałam, że żegnam się z Kościołem – przekonuje Magda.
Film o egzorcyzmach
Czasami wychodzi też bezmyślność prowadzących, która może skończyć się traumą. Marta z Warszawy opowiada mi, że katechetka w gimnazjum wpadła na pomysł, że włączy jej klasie "Egzorcyzmy Anneliese Michel".
– To jest przecież straszny film, dla mnie do dziś przerażający bardziej niż wszystkie horrory, jakie widziałam. Jako 13-latka nie zdawałam sobie sprawy z tego, co chce nam pokazać, ale kiedy zaczęliśmy oglądać, byłam w szoku – tłumaczy.
– Przecież byliśmy dzieciakami, a w filmie słychać te okropne krzyki z "egzorcyzmów", pokazane są archiwalne zdjęcia tej dziewczyny. Ona wyglądała koszmarnie: wychudzona, z powykrzywianą twarzą i kończynami, chwilę potem zmarła. To było za mocne – mówi dalej.
Dla Marty ten seans zakończył się stanami lękowymi. – Co zakonnica chciała osiągnąć, puszczając nam taki hardkor? Dla mnie to antyreklama wiary i religii. Nie muszę chyba wspominać, jak wkurzeni byli moi rodzice, gdy opowiedziałam im, co działo się na lekcji i jak się po tym czuję. Gdyby chodziło o moje dziecko, na pewno pociągnęłabym taką osobę do odpowiedzialności – stwierdza.
Prezerwatywy na ławce
Kiedy pytałem młodzież o najczęstsze pogadanki na religii, powtarzały się tematy o antykoncepcji. I nieważne, czy ktoś wciąż jest uczniem, czy skończył szkołę kilkanaście lat temu. Czasami te umoralniające konwersacje kończą się spięciami, bo uczniowie zwyczajnie mają dość.
– Pamiętam tylko, że raz zapytałam księdza, dlaczego antykoncepcja jest taka zła według Kościoła. Tak się wtedy zagotował, że już nawet nie pamiętam, co do mnie mówił. Zresztą lepiej wymazywać z pamięci takie przeżycia – kwituje Andżelika, która dzisiaj wspomina to z uśmiechem. 10 lat temu, kiedy siedziała jeszcze w szkolnej ławce, szybko przekonała się, że na trudne tematy ze swoim katechetą nie podyskutuje.
W inną stronę poszedł z kolei ksiądz z liceum, do którego chodził Kamil z Warszawy. Dziś mój rozmówca ma 26 lat i wspomina jedną – trzeba przyznać spektakularną akcję, do której doszło w jego szkole. – To było po tym, jak jedna z naszych koleżanek zaszła w ciążę. Ksiądz wtedy zaskoczył wszystkich – zaczyna mój rozmówca.
Co zrobił? – W jednej klasie zaczął rozdawać prezerwatywy na lekcji. Kładł je na ławce i mówił, że jeśli już "to robicie", to żebyście się zabezpieczali. Zrobiła się z tego straszna afera, bo chociaż chodziło już o osoby pełnoletnie, to jednak mówimy o księdzu. To była wtedy głośna sprawa. Z drugiej strony pokazał coś w kontrze do tego, co głosi Kościół – wyjaśnia Kamil.
"Dlaczego nie byłaś w kościele?" i zaklęcia z Harry'ego Pottera
Księża coraz częściej zastanawiają się, dlaczego młodzi nie chcą chodzić na religię. Jednym z powodów może być reżim, który próbują narzucić katecheci ws. chodzenia do kościoła. Anna wspomina, jak ksiądz na lekcji krzyczał na osoby, które opuściły mszę.
– To było w podstawówce, a ja czułam presję, bo musiałam się tłumaczyć. Moi rodzice nie chodzili na nabożeństwa, więc dziwnie było mi mówić, dlaczego i ja nie chodzę. Potem jak byłam starsza, to już zmieniło się podejście, ale dla dziecka to przecież stres – przyznaje.
Na religii czasami role się odwracają i to uczniowie przejmują inicjatywę. Bardziej zgrane grupy potrafią doprowadzić do tego, że nauczyciela przerośnie zapanowanie nad młodzieżą. Tak było w klasie Zuzanny, gdzie katechetka musiała zmierzyć się... z fanami Harry'ego Pottera. A wiadomo, że produkcje z tej serii hierarchowie kościelni już dawno umieścili na "liście ksiąg zakazanych".
– Rzucaliśmy zaklęcia. Kiedy do nas podchodziła, ktoś wyciągał rękę i krzyczał: "Drętwota!" (jedno z zaklęć z serii o HP – red.). Wtedy ona się denerwowała, a my przecież dobrze wiedzieliśmy, że tak będzie. No cóż, była mugolką (osoba bez wiedzy na temat istnienia magicznego świata – red.) – śmieje się Zuzanna.
Z religii wypisują się nawet całe klasy
Dane o frekwencji na lekcjach religii są miażdżące dla Kościoła. Tak było już dwa lata temu, kiedy opisywałem sytuację w diecezji sosnowieckiej, wtedy uznawanej za krajową czołówkę, jeśli chodzi o rezygnowanie uczniów z chodzenia na religię. Młodzi ludzie wypisywali się tam całymi klasami.
Warszawa też nie jest tu "bańką" w której młodzi ludzie mają dość. W październiku podawaliśmy, że uczniowie z Bydgoszczy masowo odchodzą z lekcji religii. Jak wynikało z danych z ratusza, prawie 40 proc. zrezygnowało z chodzenia na zajęcia.
Zaskakujące wytłumaczenie tego trendu miał biskup bydgoski Krzysztof Włodarczyk. – Przyczyna nie tkwi tylko w braku wiary w sercach tych osób, buncie przeciwko Kościołowi. Tkwi m.in. w stylu, jaki się narzuca, kiedy te osoby są wręcz zapraszane do tego, by nie iść na religię. To presja mody, ale i wygodnictwa – podsumowywał.
Zgodnie z danymi w Kielcach tylko w tym roku z lekcji religii wypisało się 4856 uczennic i uczniów z 14404 wszystkich uczęszczających do szkół ponadpodstawowych w mieście. Procentowo stanowi to prawie 35 proc. ogółu młodzieży w tych placówkach.
Patrząc bardziej ogólnie: w 2010 r. uczestnictwo w religii deklarowało 93 proc. uczniów, w 2016 r. - 75 proc., dwa lata później – o pięć punktów procentowych mniej. Tak wynikało z badania CBOS. A najwyżsi rangą duchowni w Polsce zdają się nie mieć pomysłu, jak to zatrzymać.