Ceny żywności wzrosły tu o ponad 40-50 proc. Niektórzy mówią, że 30, ale właściwie sami w to nie dowierzają. Rzucają przykładami. – Niedawno koleżanka wyszła z pracy do warzywniaka. Kupiła natkę i wróciła, trzymając się za głowę, że jedna kosztuje 400 forintów zamiast 200. Zdrożała podwójnie. Jak jajka – opowiada nam mieszkaniec Budapesztu. Tak na Węgrzech inflacja bije rekordy.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
W listopadzie inflacja na Węgrzech wyniosła 22,5 proc. Jest najwyższa w tym kraju od 1997 roku i rośnie najszybciej w UE
Ceny żywności wzrosły zaś w stosunku do ubiegłego roku średnio o 43,8 proc. Najbardziej podrożały jajka – o ponad 102 proc.
– Sytuacja gospodarcza na Węgrzech jest chyba jeszcze bardziej dramatyczna niż w Polsce. Trudno to sobie wyobrazić, ale tak jest – mówi nam jeden z ekspertów
Jeden z naszych rozmówców opowiada, że na targu niedaleko jego domu ktoś sprzedaje żywność z Polski. Sprowadza ją z Krakowa. – Sprzedaje polskie masło na węgierskim straganie, bo po prostu jest tańsze niż np. w Lidlu czy Aldi. Cena masła w sklepie to 1000-1200 forintów. A z Polski 600-700 forintów – mówi.
1000 forintów to ponad 11 zł. 700 – ok. 8 zł.
– Ludzie najbardziej odczuwają, że podrożała żywność. Mięso, nabiał, warzywa, owoce. Strasznie podrożały jajka. Zdrożały podwójnie. Jeszcze pół roku temu kosztowały 40-50 forintów za sztukę, teraz 90-100. Czyli za opakowanie 10 sztuk trzeba zapłacić tysiąc forintów. Bardzo zdrożało też pieczywo – opowiada.
Mleko? – Pół roku temu ok. 285 forintów. Teraz 350-400. Ale na przykład ogromny skok widać też na occie. 20-procentowy ocet kosztował 170 forintów, teraz 360. Nie rozumiem, dlaczego jego cena jest wyższa podwójnie – odpowiada mieszkaniec Budapesztu.
Rekordowa inflacja na Węgrzech
Można powiedzieć, sytuacja jak wszędzie. A przynajmniej dobrze znana z polskich sklepów i polskich domów. Wszyscy łapiemy się za głowę. Wszędzie wszystko podrożało.
Tyle że na Węgrzechinflacja jest wyższa niż w Polsce. W listopadzie wyniosła 22,5 proc. Jest najwyższa w tym kraju od 1997 roku i rośnie najszybciej w UE.
Ceny żywności wzrosły zaś w stosunku do ubiegłego roku średnio o 43,8 proc. Od października o 1,8 proc. "Niektóre produkty podrożały ponad dwukrotnie, np. jajka o 102,9 proc." – informowały media.
Opozycyjny dziennik "Nepszava" wymieniał ostatnio za węgierskim GUS, co podrożało najbardziej. Za jajkami znalazło się m.in. pieczywo (81,8 proc.) i nabiał (79,0 proc.), a także sery (78,8 proc.), masło (77,3 proc.) i makarony (70,8 proc.). A np. napoje alkoholowe i wyroby tytoniowe zdrożały o 13,8 proc.
W Polsce, według danych GUS żywność i napoje bezalkoholowe były w listopadzie droższe o 22,3 proc.
– Sytuacja gospodarcza na Węgrzech jest chyba jeszcze bardziej dramatyczna niż w Polsce. Trudno to sobie wyobrazić, ale tak jest. Inflacja jest wyższa. Forint traci bardziej. Żywność drożeje w tempie ponad 40-50 proc. Dlatego Orban bardziej sprawnie, bo jest skuteczniejszy, ustępuje i negocjuje z UE, żeby dostać pieniądze. Wcale się nie zdziwię, jeśli Węgry je dostaną – ocenia prof. Bogdan Góralczyk, dyplomata, politolog i znawca Węgier z Centrum Europejskiego Uniwersytetu Warszawskiego.
Limity i ograniczenia na Węgrzech
Sytuację może obrazować fakt, że kilka dni temu sam prezes Narodowego Banku Węgier (MNB) miał powiedzieć, że Węgry są blisko kryzysu. – Wszystkie limity cen powinny zostać natychmiast wycofane – miał oświadczyć Gyorgy Matolcsy podczas posiedzenia parlamentarnej komisji ds. gospodarczych.
– Proszę sobie wyobrazić, co by było, gdyby u nas powiedział to prezes Glapiński – mówi prof. Góralczyk.
Konsumencką sytuację na Węgrzech opisuje tak: – Wprowadzono ograniczenia, jeśli chodzi o podstawowe produkty. Mąkę, cukier można kupić po 2 kg, nie więcej. Wprowadzono limity cen na niektóre produkty, np. na olej, części kurczaków. Gierek się kłania. I gospodarka odgórnie sterowana.
Jak podał Reuters, po publikacji ostatnich danych dotyczących listopadowej, rekordowej inflacji rząd Viktora Orbána wprowadził kolejne limity cenowe – na jajka i ziemniaki.
Na początku grudnia zniesiono za to limity cen na benzynę, które obowiązywały od końca 2021 roku. Do tego czasu za jeden litr 95-oktanowego paliwa kierowcy płacili nie więcej niż równowartość 6,08 zł. Początkowo korzystali też z tego obcokrajowcy, ale rząd Orbána szybko to ukrócił.
Uwolnienie cen spowodowało, że poszybowały w górę. Cały czas są też problemy z dostawami.
A eksperci wieszczą dalszy wzrost inflacji.
Jak Węgrzy reagują na inflację
Jak na to wszystko reagują Węgrzy? Prof. Góralczyk ma tam wielu znajomych. – Ludzie klną, są przerażeni. Boją się zimy, inflacji. Czuć niepewność – mówi.
Mieszkaniec Budapesztu: – Każdy łapie się za głowę. Jednak najbardziej wszyscy to odczują, gdy będzie sroga zima i przyjdą rachunki za ogrzewanie. Bo ceny prądu i gazu są makabryczne.
W instytucji, w której pracuje, ceny za gaz wzrosły 4-krotnie. – Pół roku temu płaciliśmy 25 tys. forintów, teraz 100 tys. Nie widzimy budżetu na przyszły rok – mówi.
Według danych węgierskiego GUS cena energii dla gospodarstw domowych wzrosła o 65,9 proc.
Rozdawnictwo Orbána
Dlaczego inflacja na Węgrzech poszybowała wyżej niż w innych krajach? Ekonomiści tworzą swoje analizy, ale jeden z naszych węgierskich rozmówców na pierwszym miejscu wymienia zły kurs forinta w stosunku do innych walut. – Działania naszego rządu rujnują pozycję forinta na rynku. Samo pogorszenie kursu forinta generuje wyższe ceny – mówi.
Prof. Góralczyk: – Bo było rozdawnictwo. Szacuje się, że Orbán przeznaczył na wybory 2 proc. PKB. 700 dodatkowych milionów złotych na TVP to pikuś w stosunku do tego, co robił Orbán. Dramat.
14 grudnia w węgierskich mediach pojawiła się np. informacja, że od nowego roku rząd wprowadza 15-proc. podwyżkę emerytur. – To i tak poniżej progu inflacji. Co taki emeryt zyska na tej podwyżce? Jak pójdzie do sklepu i dostanie podwójny albo poczwórny rachunek za zakupy? Albo za gaz? – reaguje nasz rozmówca w Budapeszcie.
Pytam, czy jakoś przekłada się to na nastroje polityczne. Bo na przykład od września w różnych częściach Węgier, nie tylko w Budapeszcie, burzą się nauczyciele, którzy wezwali do obywatelskiego nieposłuszeństwa. W protestach uczestniczyli też uczniowie i ich rodzice.
Chodzi o płace, ale też o cały scentralizowany system, o prawo do strajku, o swobodę, którą mieli jeszcze kilkanaście lat temu, np. w kwestii wyboru podręczników.
Coś nam to przypomina? – PiS i Kaczyński wszystko kopiują. Gdy to obserwuję, to mam wrażenie, że w Polsce wszystko jest przyjmowane z opóźnieniem półrocznym, czy rocznym – słyszę.
Czy jednak z powodu drożyzny ludzie narzekają na Orbána? – Ci, co mają klapki na oczach, to wiadomo, że nie. Ale część ludzi, którym żyje się ciężej, ma dosyć polityki. Naród węgierski jest jednak bardziej konformistyczny niż Polacy. Ludzie są dosyć pasywni, apatyczni. Przełykają tę drożyznę. Nic ich nie mobilizuje – mówi nasz rozmówca w Budapeszcie.
Pewnie naiwnie byłoby pytać, czy Orbán w całym tym inflacyjnym rekordzie jednak może czuć się zagrożony. – A ma pani alternatywę? Nie ma – odpowiada prof. Góralczyk.
Gdy w maju byłem na Węgrzech, to jeszcze z tego skorzystałem. Była to najtańsza benzyna, jaką kiedykolwiek w życiu tam kupiłem, bo zawsze na Węgrzech była droższa niż w Polsce. Na przełomie sierpnia i września kupiłem benzynę prawie za podwójną cenę, za 780 forintów. Podjechałem na stację, wyświetliły się moje zagraniczne numery i od razu wyskoczyła inna cena. Potem ograniczono dostęp do tej benzyny. Jest dostępna tylko w MOL, a na innych stacjach jej nie ma.