Wyrażenie "tryb goblina" ma coś wspólnego z "essą", czyli młodzieżowym słowem roku 2022. "Goblin mode" zostało wybrane wyrażeniem roku Oxford University Press. A zanim dowiecie się, co konkretnie oznacza, sama jego popularność świadczy o tym, jak ważne społecznie zjawisko opisuje. I chociaż powstało na gruncie angielskim, to opisuje stan, z którym utożsamią się także Polacy, szczególnie ci najmłodsi z pokolenia Z.
Choć sformułowanie istnieje w internetowej przestrzeni od 2009 roku, życie w "trybie goblina" swój początek miało w czasie pandemii. Dla wielu osób był to pierwszy moment, gdy zamiast wstawać o 6.00, nakładać makijaż, wiązać krawat i pakować kanapki do pracy, mogli po prostu... zostać w domu. A raczej we własnym łóżku, śpiąc, by pracę na home office rozpocząć w ostatniej minucie.
Zapewne wielu z was doskonale zna ten mechanizm. Gdy zaczęła się pandemia i przymusowy lockdown, eksperci apelowali, by zachować higienę pracy. Zdeterminowani więc siadaliśmy przed kamerkami laptopów tak, jakbyśmy byli w biurze. Zwarci i gotowi do pracy, z posprzątanym mieszkaniem, w koszuli (i ewentualnie spodniach od piżamy). Parę dni, tygodni lub miesięcy później okazało się, że... nie ma to już żadnego sensu.
Zaczęliśmy żyć życiem goblina. Zaszyliśmy się w naszych jaskiniach, by wieść życie z dala od biur i innych ludzi. I tak, życie goblina często wiąże się z tym, z czym kojarzy nam się stwór znany m.in. z powieści Tolkiena. Z brudem, smrodem i ciemnością.
Okej, nasze mieszkanie może i nie jest norą pełną błota, ale w czasie home office nauczyliśmy się żyć w nowym porządku, a raczej nowym (nie)porządku. Jak wygląda przykładowe biuro goblina?
Biurko zawalone butelkami po wodzie, talerze po obiadach lub raczej pudełka po gotowym jedzeniu. ("Junk food" to dobre pożywienie dla goblina - gotowe na telefon i nie dorabia bałaganu w postaci naczyń do zmycia). Niepościelone łóżko, które często staje się nowym biurkiem. Po co z niego wychodzić, gdy nie zobaczy nas szef, koledzy, ani właściwie... nikt inny? No poza domownikami. A co z nimi? Tych w trybie goblina trzeba nawet unikać.
Dorota swoje "domowe biuro" dzieli z mężem i dwójką dzieci w wieku półtora roku i trzech lat. Tryb goblina musi często prowadzić z łóżka przez wiele porannych godzin.
Czasem gdy pracę na home office zaczynam o 6.00, nie jem nic do 10.00 i nie opuszczam nawet łóżka. Po szybkiej przerwie wracam do niego i spod kołdry pracuję do 14.00. Wszystko dlatego, że pracuję na piętrze domu, gdy na dole są moje dzieci z mężem. Lepiej się nie pokazywać, bo to sprawi, że nie będę mogła w ogóle wrócić do pracy. Lubię mieć czas na zadbanie o siebie, ale home office z dziećmi wymusił na mnie pracę w trybie goblina.
Tryb goblina może, ale nie musi być jedną wielką pochwałą lenistwa. Dla wielu osób z pokolenia Z to właściwie tryb wzmożonego pracoholizmu. Pracują jeszcze więcej niż w biurze, bo godziny pracy nie są w żaden sposób normowane.
Niektórzy słyszą, co mają na dziś "do zrobienia", chociaż w umowie obowiązują ich konkretne godziny pracy. Pracodawcom zdaje się jednak, że w domu powinni być bardziej produktywni. Niektórzy więc z trybu goblina nie wychodzą wcale. Najpierw trwa on kilka(naście) godzin pracy, a potem kolejne godziny odpoczynku.
Początki home office były trudne, ale z czasem było jeszcze gorzej. Chociaż byłam we własnym domu, zdarzało się, że nie miałam czasu podgrzać sobie obiadu. Szefowa oczekiwała więcej, bo przecież w domu nic mnie nie rozprasza. Po 8 godzinach spędzonych przed komputerem w bluzie lub kocu przenosiłam się... przed komputer, żeby dla rozrywki obejrzeć serial. Tryb goblina nigdy się nie kończy.
Na łamach "Polityki" pisarz Michał R. Wiśniewski wyjaśniając termin "tryb goblina", odniósł się do zaniedbania wyglądu, które mu towarzyszy, mówiąc o "borsuczeniu i rozmemłaniu". Szczególnie dla kobiet wraz z pandemią nastała nowa era dbania o wygląd. Zabiegi pielęgnacyjne ograniczono do koniecznego minimum.
Makijaż? Kamerkę można wyłączyć. Fryzura? Frotka zastąpi modelowanie włosów. Stanik? Przeżytek. Ciało turlające się z kanapy do biurka i przed telewizor chce przede wszystkim wygody.
Dżinsy zastąpiły spodnie dresowe, koszulę bluza z kapturem, leginsy przestały służyć do ćwiczeń, a najwygodniej się w nich zalega na kanapie, zajadając chrupki. Chociaż niektórzy preferują po prostu nieprzebieranie się z piżamy. Przez cały dzień.
12-krokowa rutyna pielęgnacyjna według zaleceń Azjatek bez jednej zmarszczki została zamieniona w umycie twarzy, jeśli akurat trzeba wyjść do sklepu albo z psem. O szminkach, pudrach i perfumach wiele z nas zapomniało na dobre lub traktuje je jako używany raz na jakiś czas luksus.
Nie oznacza to oczywiście, że życie w trybie goblina ma sprawiać, że będziemy jak goblin pachnieć. Higiena nie została porzucona (przynajmniej nie powinna), ale dbanie o siebie nie jest rytuałem, który ma przygotować nas na przychylne spojrzenia innych ludzi. A raczej zapewnić komfort nam, bo ludzi spotykamy coraz rzadziej.
W bycie goblinem wpisana jest także (niestety) dzikość i zwierzęcość. Spędzamy sami tyle czasu, że wreszcie wychodzenie do ludzi wydaje nam się sprawą zupełnie nieatrakcyjną, niepotrzebną, żeby nie powiedzieć - stresującą. Boimy się przebywania z innymi, uważamy, że ich nie potrzebujemy.
I o ile nie ma nic złego w odpuszczenie w wyścigu szczurów i odpoczywaniu w ciepłym kocyku, o tyle warto byłoby tak jak o pracę, dbać o swoje relacje towarzyskie. I czasem wyjść do ludzi. Lub przynajmniej do innych goblinów.