Depardieu zszokował Francję i świat peanami pod adresem Putina i Rosji, którą nazwał "wielką demokracją" po tym, gdy uzyskał rosyjskie obywatelstwo. Czy aktor jest tylko pionkiem w grze Putina z Unią? A może jego słowa to kolejny z żartów, z których słynie we Francji Depardieu?
“Uwielbiam Rosję, jej pisarzy, historię oraz ludzi rosyjskich". "Mój ojciec był swego czasu komunistą i słuchał Radia Moskwa. To także część mojej kultury". “Rosja jest wielką demokracją” – to tylko kilka zdań z pełnego pochwał oświadczenia, jakie wydał Gerard Depardieu po tym, gdy dzięki osobistej interwencji Władimira Putina został obywatelem rosyjskim.
Przypomnijmy, że stało się to w wyniku niedawnej przeprowadzki francuskiego aktora do Belgii, gdzie Depardieu szukał ucieczki przed wysokimi podatkami proponowanymi przez Francois Hollande'a. 20 grudnia propozycję przyjęcia rosyjskiego obywatelstwa złożył aktorowi Władimir Putin. 3 stycznia prezydencki dekret wszedł w życie, na co sam aktor zareagował entuzjastycznie. Jak donosi “GW”, pełen komplementów pod adresem Rosjan list Depardieu zakończył słowami "Sława Rossii!" (chwała Rosji!).
“Wstyd mi za niego”
– Jestem w szoku i zastanawiam się, o co mogło mu chodzić. Momentami nie jestem pewien, czy nazwanie Rosji “wielką demokracją” nie jest po prostu żartem – mówi Stephane Włodarczyk, francuski dziennikarz i menedżer kultury polskiego pochodzenia o sprawie listu Depardieu. Jego zdaniem aktor swoimi słowami podważył własną wiarygodność. Ostrzej o aktorze wypowiedział się francuski filozof Andre Glucksmann, który powiedział po prostu: "Jest mi wstyd za niego".
Włodarczyk twierdzi jednak, że bulwersująca wiele osób sprawa zrzeczenia się francuskiego obywatelstwa przez Depardieu nie będzie w stanie zniszczyć we Francji jego legendy: – Choć najlepsze lata ma już za sobą, w ojczyźnie jest postacią kultową i powszechnie kochaną. Od dawna nie zagrał w żadnej poważnej produkcji, ale jego role sprzed lat uczyniły go klasykiem francuskiego kina. Tego nikt mu już nie odbierze – ocenia Włodarczyk.
Długa droga na szczyt
Depardieu do statusu supergwiazdy i pozycji jednego z najbogatszych Francuzów dochodził stopniowo. Wychowywał się w biedzie, porzucił szkołę, później wmieszał się w czarnorynkowe machlojki i spędził kilka tygodni w więzieniu. – Po okresie burzliwej młodości w 1965 roku zjawił się w Paryżu, gdzie odkrył w sobie aktorskie zdolności – opowiada krytyk filmowy Wiesław Kot. – W 1967 wystąpił w filmie “Bitnik i koteczek”, w którym wcielił się w zbuntowanego młodego człowieka w stylu Jamesa Deana. Oczywiście ten nieco otyły drągal z kartoflowatym nosem nie przypominał fizycznie amerykańskiego gwiazdora, jednak nadrabiał talentem – mówi Wiesław Kot.
W latach siedemdziesiątych aktor przyjmował każdą, nawet najmniejszą rólkę. Występował w 5-6 filmach rocznie i pracowicie lansował na ekranie swoją twarz. W 1979 r. za sprawą komedii “Przygotujcie chusteczki”, która zdobyła Oscara za najlepszy film nieanglojęzyczny, Depardieu zaistniał poza Francją.
– Z biegiem czasu jego pozycja się wzmacniała i stopniowo stał się bardziej rozpoznawalny niż sam Louis de Funès. Zaczęto obsadzać go w dużych, historycznych rolach: zagrał Rodina, Dantona, Balzaka, Kolumba. To właśnie na lata osiemdziesiąte i dziewięćdziesiąte przypada szczyt jego artystycznych dokonań i popularności – ocenia Kot.
Dowcipniś i skandalista
– Francuzi takich ludzi jak Depardieu nazywają bon vivant. Uważają go za człowieka wielkiego formatu, oryginała, miłośnika win, żartownisia i skandalistę – opowiada Stephane Włodarczyk. Poczynania aktora od lat są w centrum zainteresowania plotkarskich mediów. Tak było, gdy pod wpływem alkoholu wysikał się na pokładzie pasażerskiego samolotu, gdy pijany przychodził na plan filmowy, i gdy ścigany przez kilka stacji telewizyjnych miał motocyklowy wypadek. Nie inaczej było, kiedy Depardieu przeszedł zawał serca i operację wszczepienia bypassów, oraz gdy w 2008 zmarł jego syn.
Popularność Depardieu nie malała nawet mimo tego, że ostatnio występował raczej w mniej ambitnych rolach, takich jak rubaszny Obelix w serii filmów o dzielnych Gallach walczących z Rzymianami. – Mniej w nim teraz sztuki aktorskiej, więcej operowania własną biografią, twarzą, odcinania kuponów – ocenia Kot, przypominając chociażby udział Depardieu w polskich i rosyjskich reklamach. Swoją finansową potęgę aktor budował również inwestując w wina, firmy i restauracje, stając się jednym z najbogatszych Francuzów. To właśnie ze względu na swoje zarobki postanowił opuścić Francję. Skąd jednak jego sympatia do Rosji?
Wschodnie ciągoty
Aktor miał również utrzymywać kontakty z autorytarnymi władzami republik postsowieckich. W 2012 roku odbył też wizytę w Czeczenii, gdzie publicznie komplementował prezydenta Ramzana Kadyrowa. Stephane Włodarczyk twierdzi, że wschodnie sympatie Depardieu to wyraz anachronicznej już dzisiaj francuskiej miłości do Rosji. – Jeszcze kilkadziesiąt lat temu była ona nad wyraz żywa. Brała się z fascynacji ogromem rosyjskiego imperium, ale także z szacunku dla rosyjskiej literatury i muzyki poważnej – tłumaczy Włodarczyk.
Dziennikarz dodaje, że dużą rolę w budowie francusko-rosyjskiej sympatii odegrały także kwestie ideologiczne: w latach sześćdziesiątych nad Sekwaną panowała moda na idealistyczny komunizm. – Nie bez znaczenia była także rosyjska propaganda oraz świetna robota, jaką w Paryżu przez lata wykonywali rosyjscy i radzieccy agenci – ocenia Włodarczyk.
Jego zdaniem afera wokół Depardieu pokazuje też, że w obecnych czasach bycie pro-rosyjskim we Francji stało się domeną prawicy. – To prawica wspierała aktora, gdy krytykował wysokie podatki. Warto też dodać, że znajomy Depardieu, były prezydent Nicolas Sarkozy, po raz pierwszy po zakończeniu prezydentury publicznie pokazał się przed kamerami w Moskwie, z Putinem – tłumaczy Włodarczyk. – Na pewno fascynacja Rosją wśród Francuzów, choć moim zdaniem trochę irracjonalna, jest faktem – ocenia.
Depardieu gra dla Putina?
Na nieoczywiste, ale ciekawe wątki geopolityczne sprawy Depardieu zwraca także uwagę Paweł Kowal, lider PJN i ekspert ds. polityki wschodniej. – Zauważmy, że przyznanie Depardieu obywatelstwa wpisuje się w przemyślaną politykę Kremla, który stara się na każdym kroku kompromitować Unię Europejską – tłumaczy Kowal.
Zdaniem prezesa PJN w czasie kryzysu Rosjanie z łatwością wyszukują słabe punkty UE i starają się udowodnić, że rosyjska konstrukcja polityczna góruje nad europejską. – Gdy Unia boryka się z wieloma problemami gospodarczymi Rosja dorzuca jeszcze jeden kamyczek do naszego ogródka i mówi “zobaczcie, w UE są zabójczo wysokie podatki, a u nas panuje pełna wolność gospodarcza” – ocenia Paweł Kowal.
Jeśli interpretacja Kowala jest słuszna, to Depardieu dał się złapać na wędkę zarzuconą przez Putina, demonstracyjnie wychwalając rosyjski ustrój polityczny i mówiąc, że Rosja “nie jest krajem, gdzie premier mógłby nazwać obywatela żałosnym". – Depardieu zawsze lubił się zgrywać. Mam wrażenie, że jego deklaracja może być ironiczna i służy tylko temu, żeby dopiec francuski władzom. Chodzi o to, aby pokazać im, że we Francji jest tak źle, że trzeba uciekać do Rosji – mówi Stephane Włodarczyk. Dodaje zresztą, że Francuzi i tak wybaczą ten postępek Depardieu.
Dziennikarz może mieć rację chociażby z tego powodu, że... w świecie francuskiego filmu aktora nie ma kto zastąpić. – Lata mijają, a na horyzoncie nie widać innej gwiazdy tego formatu. Czy tego chcemy, czy nie, 64-letni Depardieu pozostanie jeszcze długo twarzą francuskiego kina – podsumowuje Wiesław Kot.
Reklama.
Stephane Włodarczyk
dziennikarz
Francuzi takich ludzi jak Depardieu nazywają bon vivant. Uważają go za człowieka wielkiego formatu, oryginała, miłośnika win, żartownisia i skandalistę.
Wiesław Kot
krytyk filmowy o Depardieiu
Mniej w nim teraz sztuki aktorskiej, więcej operowania własną biografią, twarzą, odcinania kuponów.
deon.pl
Depardieu często bywa w Rosji na festiwalach filmowych, m.in. jako członek jury festiwalu w Moskwie, i na wielu innych imprezach z udziałem celebrytów. Wystąpił też w kilku reklamach - m.in. jednego z banków, keczupu oraz sklepu spożywczego. CZYTAJ WIĘCEJ