Trzy dni temu na zapleczu gabinetu komendanta głównego policji doszło do eksplozji, w jej wyniku przebita została podłoga i zniszczone pomieszczenia w trzech kondygnacjach. Generał Jarosław Szymczyk trafił do szpitala, ale właśnie z niego wyszedł. Wyjaśnił, co stało się tuż przed wybuchem granatnika.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Generał Jarosław Szymczyk wyszedł już ze szpitala, do którego trafił po wybuchu granatnika
Szef KGP przekonuje, że do eksplozji "prezentu z Ukrainy" doszło samoistnie, gdy przestawiał tę broń
Służby wyjaśniają, jak to możliwe, że w komendzie w ogóle pojawił się działający granatnik
Eksplozja granatnika w KGP: Szymczyk wyszedł ze szpitala i przerwał milczenie
Dziennikarze RFM FM jako pierwsi rozmawiali z generałem Jarosławem Szymczykiem, który wyszedł ze szpitala. Komendant główny policji wyjaśnił im, co dokładnie zrobił z granatnikiem, który był "prezentem od Ukraińców". Dowódca podkreślił, że dzień po otrzymaniu tej broni i innych podarunków chciał przełożyć je na zaplecze swojego gabinetu.
Aby to zrobić, ustawił granatnik pionowo, a ten wystrzelił, "dosłownie po sekundzie doszło do eksplozji". - Wybuch był potężny - siła uderzenia przebiła podłogę, a z drugiej strony uszkodziła sufit - mówił RMF FM gen. Szymczyk. Na miejsce od razu przyjechali ratownicy i zabrali rannego do szpitala.
Informacji o eksplozji w KGP nie przekazano od razu, a dopiero dzień później, po ponad trzydziestu godzinach. Co ciekawe, eksperci wskazują, że samozapłon był raczej... niemożliwy. Podkreślają, że granatnik nie mógł wystrzelić sam, jeśli nie był uszkodzony.
Niewykluczona jest jednak też wersja, że komendant główny policji mógł nacisnąć jakiś element tuby po granatniku, którego dokładnie nie sprawdzono. Teraz Wydział Kontroli sprawdza wszystkie okoliczności. Biegli badają, jak to możliwe, że w prezencie był materiał wybuchowy i jak mogło dojść do eksplozji.
Prezent z Ukrainy narobił kłopotu
Przypomnijmy jednak, jak granatnik pojawił się w komendzie polskiej policji. Dziennikarz Radia Zet Mariusz Gierszewski ustalił nieoficjalnie, że sprzęt przyjechał do Polski pociągiem specjalnie kursującym do Ukrainy z Przemyśla. Z ustaleń informatorów stacji wynika, że "nie został poddany żadnej kontroli granicznej i celnej".
Jak dowiedzieli się dziennikarze RMF FM, generał Jarosław Szymczyk otrzymał w Ukrainie dwa granatniki przeciwpancerne. Ukraińcy przekonywali jednak, że są zużyte. Pierwszy pochodził od komendanta głównego policji Ukrainy Ihora Kłymenki i został przerobiony na głośnik. Komendant Kłymenko nawet puszczał muzykę, pokazując jego działanie. Ukraińcy podkreślali, że nie ma tam materiałów wybuchowych.
Gen. Bondar również dał gen. Szymczykowi prezent - identyczną tubę granatnika. Ta nie była przerobiona na głośnik, ale Ukraińcy zapewnili, że granatnik jest zużyty i bezpieczny. Co więcej, mówili, że można go przewieźć bez zgłoszeń.
Informacja o zdarzeniu obiegła światowe media, a Jarosław Szymczyk stał się przez chwilę "najsłynniejszym polskim policjantem". Jak informowaliśmy w naTemat.pl, o sprawie napisały m.in. Agencja Reutera, BBC, "Guardian", "Le Figaro" czy "Tagesschau".