To było moje trzecie spotkanie z elektryczną Skodą, która tak bardzo namieszała mi w głowie. W tym nie ma przesady – Enyaq iV zmienił moje myślenie o samochodach na prąd. Tym razem sprawdziłem jego najmocniejszą wersję w warunkach, gdzie jazda elektrykiem przyspiesza bicie serca. Trochę z nerwów, a trochę z zaskoczenia.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Wiecie, co pokazuje Google, kiedy wpisujecie "samochód elektryczny"? Od razu wyskakują podpowiedzi – ile kosztuje, jak zdobyć dofinansowanie i czy w ogóle warto. Ostatnia kwestia jest kluczowa, bo auta elektryczne wciąż są dla nas egzotyczne. Jeździ ich więcej, niż jeszcze kilka lat temu, ale patrząc na Europę w tym temacie siedzimy w ostatnim wagonie. Albo nawet gonimy pociąg.
Czesi dobrze wiedzieli, gdzie szukać czułych punktów. Zrobili modnego SUV-a z imponującym zasięgiem. Do tego bardzo postawili na zmieniony design w środku, o czym ze szczegółami przeczytacie w naszych wrażeniach po jazdach testowych. Można powiedzieć, że w przypadku Enyaqa iV napisaliśmy już wszystko. Tyle że Skoda długo trzymała asa schowanego w rękawie.
Prawdziwym rodzynkiem w elektrycznej ofercie jest bowiem usportowiony Enyaq z dopiskiem RS, dostępny w wersji coupe, a także jako SUV ze "zwykłym" nadwoziem. To najmocniejsza produkowana seryjnie Skoda. Poleciałem do Andaluzji, żeby sprawdzić, ile tak naprawdę może mieć wspólnego ze sportem.
Dlaczego Hiszpania? Jazdy przypadły na grudzień, więc po pierwsze, to wybór z pogodowego rozsądku. Po drugie, testy elektryka u podnóża Gór Betyckich o tej porze roku to zapowiedź ciekawej przygody. No i po trzecie, wszystko odbyło się wokół Malagi, gdzie urodzili się Pablo Picasso i Antonio Banderas. Taka mieszanka stylów i emocji świetnie pasuje do Enyaqa RS iV.
Już na papierze nowa Skoda wygląda obiecująco. 299 KM i 460 Nm momentu obrotowego, 6,5 sekundy do 100 km/h. Nie byłoby to możliwe bez napędu na cztery koła. Prędkość maksymalna wynosi 180 km/h, ale to akurat najmniej istotne. Pamiętajcie, że jazda elektrykiem jest najbardziej wydajna, kiedy licznik pokazuje nie więcej, niż 100-110 km/h. Oczywiście da się szybciej, ale po prostu nie warto, jeśli chcecie uniknąć uciekającego w oczach zasięgu.
Są jeszcze drobne detale, które różnią Enyaqa RS iV od modelu w wersji coupe. Ten pierwszy według katalogu ma 516 km zasięgu WLPT. Z kolei drugi – 522 km. Różnica bierze się m.in. z nieco lepszej aerodynamiki, ale w praktyce może być niezauważalna. W podstawowej odmianie RS-a bagażnik ma 585 l. Decydując się na coupe stracicie 15 l przestrzeni (570 l), co jest naturalnym skutkiem ściętej linii nadwozia. To może być argument przy wyborze, jeśli komuś bardzo zależy na większej ilości miejsca.
Nowe Skody poznacie po opcjonalnym, małym emblemacie RS na słupku A lub zmienionych felgach. Trzeba naprawdę wytrawnego znawcy, żeby na pierwszy rzut oka wyłowić konkretny model. Chyba że trafi wam się na drodze Enyaq w wyrazistym kolorze Mamba Green. Wtedy już na pewno macie do czynienia z RS-em, bo to barwa zarezerwowana tylko dla tej wersji.
Robiłem sobie sporo nadziei przed jazdami w Hiszpanii. Nazwa "RS" zobowiązuje i chciałem sprawdzić, czy w Skodzie naprawdę da się odczuć przynajmniej trochę sportowego wariactwa. Odważne plany z testowaniem startu do setki pokrzyżowała nam jednak pogoda. Jeździliśmy przez 3 dni, z czego dwa dni lało, a kiedy już mieliśmy okno pogodowe, asfalt nadal był mokry. Trzeba było trochę delikatniej obchodzić się z gazem.
To jednak nie znaczy, że w ogóle nie dało się pobawić dostępną mocą. W przedziale 0-70 km/h Skoda wgniatała w fotel nawet bez dociskania pedału do podłogi. Sprawdziłem już wielokrotnie, że elektrykami da się bardzo efektownie startować, a wszystko odbywa się w absolutnej ciszy. Tutaj mamy prawie 300 KM, które zdecydowanie robią różnicę i potrafią wywołać uśmiech na twarzy.
Kolejna ważna weryfikacja – zawieszenie. Poczułem się jak w wygodnym SUV-ie, czyli po raz kolejny Czesi nie zapomnieli o komforcie. Jak na usportowione auto było aż za miękko, ale za to na słabej nawierzchni samochód dosłownie przepływał po nierównościach. Miałem podobne wrażenia, jak z mojej pierwszej przygody za kierownicą Enyaqa iV 60.
Na górzystym terenie pod Malagą udało mi się zobaczyć, jak zmienia się zużycie energii w zależności od warunków. Średni wynik z całego dnia wyszedł na poziomie 17-18 kWh/100 km, więc nie ma na co narzekać. Kiedy podjeżdżaliśmy wysoko po serpentynach do rezerwatu El Torcal de Antequera, zużycie podskoczyło nawet do 30-35 kWh. Długa zabawa przyspieszeniem czy przedzieranie się po nieutwardzonym terenie to zapewne wartość ponad 40 kWh.
Przy zjeździe swoje zadanie spełniała regulowana rekuperacja, bo z każdą minutą odzyskiwaliśmy po kilka kilometrów zasięgu. Kiedy wjeżdżaliśmy do rezerwatu, na odcinku około 5 kilometrów straciliśmy prawie 30 km. W drodze powrotnej odbudowaliśmy ten wynik jeszcze z nawiązką.
W tym wszystkim trzeba też docenić, jak Skoda spisywała się w zakrętach. Nawet zbyt ostry przejazd po łuku nie kończył się od razu utratą przyczepności, bo błyskawicznie wkraczały do akcji systemy bezpieczeństwa. Enyaqa trudno wyprowadzić z równowagi, co jest przyjemnym dopełnieniem ciszy w kokpicie. Jedynce, co słychać, to szum spod kół.
W ogóle podróżowanie Skodą to zetknięcie się z zupełnie nowym designem i praktycznością wnętrza. Może poza głęboko umieszczoną półką pośrodku, którą trudno nazwać podręczną i na wyciągnięcie ręki. Doceniam jednak odważne postawienie wszystkiego na jedną kartę. W Enyaqu do granic możliwości zmniejszono wirtualny kokpit, ale za to zdecydowano się na wielki ekran do obsługi multimediów i innych funkcji.
Już kiedyś pisałem, że Czesi zamontowali wielki tablet i raczej nie ma w tym przesady. Jak to się sprawdza? Lepiej, niż myślałem. Obsługa podstawowych gadżetów nie sprawia problemu w czasie jazdy. Brak fizycznych przycisków jest tu bardziej zaletą niż wadą, co nie musi być takie oczywiste w nowych autach.
Ile to wszystko kosztuje? Elektryki nie są tanie i zdążyliśmy się do tego przyzwyczaić. W przypadku tych dwóch nowych modeli Skody ceny startują od 287 500 zł za podstawową wersję RS. W pakiecie RS MAXX to już wydatek rzędu 308 200 zł.
Jeszcze drożej jest, kiedy zdecydujecie się na wariant coupe. Najtańszy jest do kupienia za 295 500 zł, a najdroższy kosztuje 318 000 zł. Cennik jest tu gorzką pigułką do przełknięcia, ale z drugiej strony – takiej Skody nie było jeszcze nigdy. Enyaq jest częścią nie tylko elektromobilnej rewolucji, ale też przełomowym krokiem dla czeskiej marki.
Zastanawiam się tylko, czy Enyaq w wersji RS rzeczywiście będzie tu elementem zaskoczenia na rynku. Mamy już przecież odmianę Sportline 80x iV – bardzo zbliżoną parametrami do RS-a. Oczywiście, ten drugi pozwala na nieco więcej i bez wątpienia można go uznać za dopracowany projekt ze szczyptą szaleństwa. Tylko prawdziwych sportowych emocji trzeba szukać raczej na innej półce.
Więcej relacji zza kierownicy innych ciekawych aut znajdziesz na moich profilach Szerokim Łukiem na Facebooku oraz Instagramie.