- Negocjujemy z panem, a nie z niewolnikiem - mówił w niedzielnym wystąpieniu przywódca syryjskiego reżimu Baszar al-Asad. W jego opinii, rebelianci to bowiem "marionetki w rękach obcych mocarstw". - Prezydent Syrii wciąż mówi to samo. Musi ustąpić - odpowiada Zachód.
Pierwsze od dłuższego czasu publiczne wystąpienie przywódcy krwawego syryjskiego reżimu zostało ostro skrytykowane zarówno przez Unię Europejską, jak i sąsiadów Syrii. Choć Baszar al-Asad zapowiadał, że własnie rozpoczyna inicjatywę pokojową, która ma wkrótce doprowadzić do zakończenie trwającej prawie dwa lata wojny domowej, na świecie widzą już tylko jeden sposób, by ta rzeź mogła się zakończyć.
Zachód: Asad musi odejść
- Będziemy uważnie sprawdzać, czy w jego mowie pojawiło się coś nowego, ale podrzymujemy naszą opinię, że Baszar al-Asad musi ustąpić i pozwolić na przemiany polityczne - stwierdziła szefowa unijnej dyplomacji Catherine Ashton.
Brytyjski minister spraw zagranicznych William Hague ocenił natomiast, iż dzisiejsze słowa Asada to "obietnice bez pokrycia, na które nikt nie da się nabrać". - Przemówienie Asada bez wątpienia było obłudne. Śmierć, przemoc i ucisk panujące w kraju są jego dziełem - napisał na Twitterze. Podobnie wystąpienie skomentował kierujący turecką dyplomacją Ahmet Davutoglu.
Tymczasem prezydent Syrii twierdzi, że konflikt w jego kraju przestanie zbierać śmiertelne żniwo tak szybko, jak tylko Zachód przestanie się w niego angażować. - Pierwsze stadium tego rozwiązania politycznego wymagałoby tego, aby regionalne mocarstwa przestały finansować i zbroić opozycję oraz aby zakończono operacje terrorystyczne - mówił o swoim planie pokojowym.
Asad zapewnia, że chce wreszcie spotkać się z przeciwnikami na konferencji, która miałby doprowadzić do pojednania narodu. Problem w tym, że prezydent chce usiąść do rozmów tylko z tymi, którzy "nie zdradzili kraju". Skoro rebelianci są w jego oczach marionetkami Zachodu nic nie wskazuje więc na to, by znaleźli się przy tym stole.
Jego plany brzmią jednak niezwykle szczytnie. Baszar al-Asad zapowiedział, że po konferencji pokojowej zainicjuje powstanie nowego rządu, którego głównym zadaniem byłoby rozpisanie nowych wyborów parlamentarnych. Plan pojednawczy zakłada też dyskusję nad nowelizacją konstytucji i ogłoszenie amnestii dla więźniów. I w tym przypadku nie mogą jednak na nią liczyć ci, których reżim Asada uzna za ekstremistów opętanych przez zachodnie mocarstwa.
Trudno zatem liczyć, by ktokolwiek z powstańców postanowił podjąć rozmowy z rządem. Szczególnie, iż po przedstawieniu swojego planu pokojowego Asad stwierdził, że trawiący jego kraj konflikt to nie wojna domowa, czy powstanie przeciwko jego reżimowi, a "wojna w obronie narodu". W której przeciwnikiem są "mordercy". - To nie jest konflikt między władzą a opozycją, lecz między ojczyzną a jej wrogami, którzy dążą do podziału kraju - przekonywał.
Prezydent nie jest sam
Prezydent zapowiedział też ogłoszenie pełnej mobilizacji, a po ilości jego zwolenników zebranych w centrum kultury i sztuki w Damaszku widać, że sił reżimowych wciąż w Syrii nie brakuje. Wierni zwolennicy w trakcie przemówienia wielokrotnie przerywali prezydentowi okrzykami wychwalającymi wojsko i przysięgami wierności. "Wszystko dla ciebie poświęcimy, Baszarze, krew i duszę" - wykrzykiwali Syryjczycy.
Na koniec nie zabrakło też pochwały jednych sprawiedliwych mocarstw świata, którymi według Baszara al-Asada są oczywiście Chiny i Rosja, które milczą w sprawie syryjskiego konfliktu i blokują na forum międzynarodowym wszelkie akcje przeciwko Damaszkowi.
Przemówienie Asada bez wątpienia było obłudne. Śmierć, przemoc i ucisk panujące w kraju są jego dziełem, nikt nie nabierze się na puste obietnice reform. CZYTAJ WIĘCEJ