Otyły, rubaszny, kapryśny, sprośny i bezpardonowy. Alfred Hitchcock prócz bycia niekwestionowanym mistrzem suspensu i filmów grozy zapisał się w pamięci swych współpracowników jako odpychający człowiek, pozbawiony skrupułów i wyczucia. Szczególnie trudne relacje łączyły go z kobietami, które stały się przedmiotem jego obsesji i frustracji.
21 stycznia na ekranie telewizorów pojawi się nowa produkcja HBO pod tytułem „Dziewczyna Hitchcocka”. Film z Toby Jonesem i Sienną Miller w roli głównej przedstawia burzliwą relację reżysera „Ptaków” z odtwórczynią głównej roli Tippi Hedren. Hitchcock nie znosił pretensjonalnych i wyuczonych aktorów, więc bohaterką swej najnowszej produkcji uczynił modelkę, która miała za sobą jedynie występ w spotach reklamowych. Piękna blondynka stała się idealną kandydatką do zostania jedną z pierwszych ofiar dominującego charakteru reżysera. Była młoda, niedoświadczona i nieznana w branży w filmowej, przez co cały los jej przyszłej kariery spoczął w rękach mistrza, który uważał się nie tylko za pana jej aktorskich dokonań lecz również całego życia. Śledził ją, osobiście wybierał wszelkie stroje i nie pozwalał spotykać się z innymi mężczyznami. O udziale dublerów nie było mowy. Hedren sama występowała w scenach ataku ptaków, do których przygotowania polegały na zamykaniu w pomieszczeniu pełnym kruków i wron. Aby wystraszone ptaki nie odlatywały zbyt daleko, były przywiązywane sznurkami do ciała aktorki. Hitchcock był w stanie zrobić wszystko, aby spełnić swoją filmową wizję, przez co nie raz zdarzało mu się określać aktorów mianem „bydła”.
Kobiety stawały się rodzajem marionetek w jego rękach. Nie miały prawa głosu, a wszelkie próby dochodzenia przez nie swoich praw kończyły się groźbami mistrza o wszczęciu działań, które raz na zawsze zakończą ich karierę w Hollywood. Tippi Hedren wyróżniała się na tle innych aktorek Hitchcockowskich filmów również przez fakt, iż reżyser był w niej zakochany i nie szczędził sobie wulgarnych zachowań i wypowiedzi pod jej adresem. Ciągłe odmowy aktorki frustrowały twórcę do tego stopnia, że na pierwszy plan wysuwała się chęć zemsty, spychając dalej pierwotną wizję. W kolejnym filmie z udziałem Hedren zatytułowanym „Marnie” umieścił scenę gwałtu na bohaterce będącej alter ego aktorki, którego dokonuje jej filmowy partner Mark Rutland (w tej roli Sean Connery). Według współscenarzysty i producenta scena ta była całkowicie nieuzasadniona dla całokształtu filmu. Dodatkowo późniejsze zaniechanie zaangażowania w produkcję spowodowało, że „Marnie” stał się przykładem filmu, którego potencjał został zaprzepaszczony przez frustracje i kaprysy reżysera.
Relacje Hitchcocka z gwiazdami obfitowały w emocje, które często były wynikiem niespełnionego pożądania. Aktorki z jednej strony stawały się jego muzami, lecz również dzięki nim realizował swoje fantazje, których spełnienie w życiu realnym nigdy nie miało miejsca. Reżyserowi zabrakło na to odwagi. Był człowiekiem nieśmiałym i zakompleksionym, głównie z powodu tuszy i mało atrakcyjnej aparycji. ”New York Times” określił go jako „żywy pomnik zasady bezgranicznego uzależnienia od kapłona, doskonałej wołowiny i piwa oraz podwójnej porcji lodów”. Jednak Hitch (jak zdrobniale nazywali go znajomi) nigdy nie ukrywał problemów z wagą, która w najgorszy momencie wskazywała 150 kilogramów przy 170 centymetrach wzrostu. Nawet problemy z potencją i małe doświadczenie w kwestii seksu nie stanowiły dla niego tematu tabu. Nagminnie wspominał o swoim „martwym” życiu seksualnym i problemach w spłodzeniu jedynej córki – Patrycji. Wszystko zmieniało się jednak, gdy w grę wchodził alkohol. Gdy reżyser wypił za dużo, zdarzało mu się obmacywać kobiety, a nawet podczas pożegnalnego pocałunku wpychać im język do ust. Notoryczne powtarzające się niestosowne propozycje i wulgarne zachowania stworzyły obraz Hitchcocka jako człowieka odpychającego i ordynarnego.
Nie tylko Tippi Hedren poznała na własnej skórze władcze zapędy wielkiego reżysera. Joan Fontaine, grająca w filmie „Rebeca”, w wyścigu o tytułową rolę wyprzedziła gwiazdę „Przeminęło z Wiatrem” - Vivian Leigh. Jednak pech chciał, że aktorka odtwarzała swoją rolę w towarzystwie ówczesnego męża Leigh - Laurence'a Oliviera, który nie ukrywał, że wolałby grać w towarzystwie żony. Hitchcock tym razem spełniał zadanie pocieszyciela, zapraszając młodą Joan do swego gabinetu na osobiste pogawędki. Tłumaczył, że mimo niechęci reszty ekipy on w stu procentach ją akceptuje. Czyżby reżyserowi zmiękło serce? Nie do końca. Miało to na celu wprowadzenie aktorki w klimat filmu i charakter postaci, która tak samo jak Fontaine zmagała się z brakiem akceptacji. Równie kruchą aktorką okazała się Doris Day, grająca w filmie „Człowiek, który wiedział za dużo”. Początkowo obdarowywana wyrazami uznania i podziwu ze strony reżysera, uwierzyła w perfekcyjność swej gry aktorskiej. Nie znała jednak zwyczajów Hitchcocka, przez co jego milczenie podczas kręcenia scen wprawiło ją w przygnębienie i depresyjny nastrój. W tym okresie reżyser niespecjalnie przepadał za kontaktem z ludźmi, a jego milczenie na planie nie oznaczało dezaprobaty w stosunku do gry Day. Jednak tak rozchwiało emocje aktorki, że gotowa była porzucić grę w mistrzowskiej produkcji.
Jednak nie wszystkie hitchcockowskie aktorki dawały się tak szybko zdominować. Marlena Dietrich, Grace Kelly i Kim Novak miały ustabilizowaną pozycję w filmowym świecie i pewność swoich aktorskich umiejętności. Marlena Dietrich fascynowała Hitchcocka swoją sceniczną perfekcją i nienaganną urodą. Jako gwiazda w pełnym tego słowa znaczeniu na planie mogła pozwolić sobie niemal na wszystko. Mistrz całkowicie uległ jej urokowi i dawał dużo wolności w kreowaniu granej postaci, co nie zdarzało się w przypadku innych aktorek. Grace Kelly zupełnie go uwiodła. Zaskarbiła sobie sympatię reżysera proponując, że w jednej z głównych scen w filmie „M jak morderstwo” wystąpi bez szlafroka, jedynie w koszuli nocnej. Kim Novak również chciała zaznaczyć swój wkład w kreację granej bohaterki. Jednak jej pomysły, szczególnie w kwestii wyboru stroju, nie znalazły uznania w oczach Hitcha. Reżyser znalazł jednak sposób na ostudzenie zapałów kolumbijskiej aktorki. Podczas kręcenia sceny nad zatoką San Francisco wiele razy dublował scenę, w której wrzuca aktorkę do zimnej wody.
Prócz aktorek w życiu Alfreda Hitchcocka dużą rolę odegrała jeszcze jedna kobieta. Alma Reville była asystentką, jedyną żoną oraz matką córki reżysera. Nie opuściła męża aż do śmierci w 1980 roku, mimo jego wielu prób skoków w bok i bezpardonowych zachowań. Relację między nimi naświetla film „Hitchcock”, którego premiera odbędzie się 8 lutego tego roku. W rolę Almy w tym obrazie wciela się Helen Mirren, zaś postać Hitchcocka odtwarza Anthony Hopkins. Reżyser przez wiele lat nie doceniał roli swojej żony w łagodzeniu swoich frustracji i obsesji. Kobieta, która trwała u jego bogu, gdy on ulegał fascynacjom młodymi aktorkami zostaje doceniona przez mistrza suspensu dopiero pod koniec życia. Alma odpowiada pośrednio za sukces wielu jego filmów. Nieraz skutecznie gasiła w nim potrzebę zemsty lub wzniecania intryg, które odciągały uwagę męża od głównego zadania.
Nie ulega wątpliwości, że Hitchcock jest jednym z najważniejszych twórców kina wszech czasów. Stworzył obrazy, które do dziś stanowią przykład filmowej wirtuozerii. Mimo swych zachowań sprzecznych z zasadami kultury, a niekiedy również brutalnych ekscesów nie można odmówić mu niezwykłego talentu i zmysłu artystycznego. Aktorki z jednej strony były przez niego traktowane przedmiotowo niczym marionetki, z drugiej otrzymały niepowtarzalną szansę zapisania się w historii kina i stworzenia niezapomnianych kreacji. Nawet jeśli ich gwiazdy zabłysły tylko na chwilę, był to blask nieporównywalny do innych artystek ówczesnych czasów.