W nocy z 31 grudnia na 1 stycznia 12-letnia suczka wabiąca się Jackie wystraszyła się huku petard oraz fajerwerków i uciekła rodzinie Duroň mieszkającej w Spiskiej Sobocie na Słowacji. Mimo tego, że opiekunowie starali się zadbać o zwierzę, podając mu specjalne leki, huk petard okazał się dla niego zbyt traumatyczny.
– Przygotowywaliśmy Jackie na sylwestra, dostała środki uspokajające. Ale nagle wybuchła petarda, a suczka po prostu zniknęła – opowiadał Pavol Duroň, opiekun psa. Suczki szukano w całym mieście, zdjęcia Jackie pojawiały się na portalach społecznościowych. Rodzina wieszała wszędzie plakaty z podobizną czworonoga. Właściciele zapewne nie posiadali się z radości, gdy okazało się, że suczka się odnalazła. Pewnie nie spodziewali się jednak tego, gdzie ich pies zawędruje. Odebrali bowiem telefon z Łotwy, czyli 1000 kilometrów od ich miejsca zamieszkania.
– Dostaliśmy telefon w stylu: witam, jesteśmy z Łotwy i mamy waszego psa, możecie przyjechać i go zabrać – opowiadał Duroň. – Ten pies bez paszportu przejechał w zasadzie ponad tysiąc kilometrów – dodał. Jackie została znaleziona przez jednego z pasażerów autobusu turystycznego jadącego na Łotwę. Siedziała na parkingu, skąd postanowił ją po prostu zabrać. Zabrał ją do weterynarza, a ten sprawdził, czy zwierzę nie ma wszczepionego czipa, który pozwoliłby na odnalezienie jej właścicieli. Na szczęście okazało się, że opiekunowie Jackie byli przezorni, a suczka jest zaczpiowana. Pojawił się jednak problem z odebraniem psa z tak odległego miejsca. Poza tym samolot był zbyt ryzykowny z uwagi na stan zdrowia Jackie. – Ona jest już staruszką z zaćmą, ma zapalenie trzustki, serce jej szwankuje – mówił Pavol Duroň.
Sprawa ma jednak szczęśliwe zakończenie, bo rodzinie udało się znaleźć kogoś, ktoś pojedzie na Łotwę i przywiezie im ukochanego psa z powrotem do domu.