Rządowy projekt, który właśnie trafił do Sejmu, przewiduje, że jazda rowerem pod wpływem alkoholu nie będzie przestępstwem, ale wykroczeniem. To oznacza koniec karania więzieniem pijanych rowerzystów.
"Ci drobni pijaczkowie, z całym szacunkiem, którzy sobie po wiejskich dróżkach jeżdżą na rowerach do budki z piwem, powinni rowy kopać albo zajmować się innymi pożytecznymi działaniami, a nie kosztować każdego z nas 2,5 tys. zł miesięcznie, bo tyle kosztuje utrzymanie skazanego w więzieniu" - mówił kilka miesięcy temu minister sprawiedliwości Jarosław Gowin uzasadniając nowy projekt przepisów. Od tego czasu nic się jednak nie zmieniło, a dopiero teraz rządowa inicjatywa trafiła do parlamentu. Jakie niesie ze sobą zmiany?
Przede wszystkim jazda rowerem pod wpływem alkoholu będzie wykroczeniem, za co grozić może grzywna, praca społeczna lub dozór elektronicznych. To dość rewolucyjna zmiana, bo aktualnie w więzieniu siedzi około 4 tys. osób, które skazane zostały właśnie za jazdę rowerem na podwójnym gazie.
W nowym kodeksie postępowania karnego znajduje się jednak inny kontrowersyjny zapis. Daje on możliwość pozbawienia danej osoby prawa do kierowania rowerem na okres od sześciu miesięcy do trzech lat.
Rowerzyści, mimo że cieszą się z części zmian, protestują przeciwko zakazowi prowadzenia roweru. "Tysiące osób zostaną przestępcami tylko dlatego, że z braku wiedzy wsiedli na rower i zostali na tym przyłapani" - mówi Adam Łaczek ze stowarzyszenia Kraków Miastem Rowerów.
Oznacza to, że np. rowerzysta z takim zakazem zatrzymany do rutynowej kontroli drogowej, nawet jeśli będzie trzeźwy, zostanie potraktowany jak przestępca, a sprawa znajdzie swój finał w sądzie. Za złamanie zakazu grozi bowiem kara do trzech lat więzienia. CZYTAJ WIĘCEJ