Tomasz Kot i Michał Czernecki są aktorami od ponad 20 lat. Ich twarze są dziś rozpoznawalne przez niemal każdego, kto choć trochę interesuje się kinem lub spędza czas przed ekranemArtyści, którzy pracowali już na wielu planach, powiedzieli nam, jakie zachowania zauważyli wśród osób, które dopiero debiutująPrzypomnijmy, że Tomasz Kot zaczynał swoją przygodę z aktorstwem jeszcze jako nastolatek. Były to lata 90., wówczas pojawiał się na deskach lokalnego teatru. Jego kariera poszybowała w górę po roli Ryśka Riedla w filmie "Skazany na bluesa".
Z teatru i komercyjnych komedii trafił na duże ekrany, zdobywając szerokie uznanie publiczności i krytyki. Po odegraniu postaci Wiktora Warskiego w "Zimnej wojnie" Pawła Pawlikowskiego został mianowany przez widownię w Cannes "polskim Jamesem Bondem".
Dziś ma duży bagaż doświadczeń i jest jednym z najlepszych aktorów w Polsce.
Na uroczystej premierze filmu "Niebezpieczni dżentelmeni" mieliśmy okazję porozmawiać z Tomaszem Kotem. Poruszyliśmy m.in. temat zachowań młodych twórców, aktorów. Czy – zdaniem doświadczonego artysty – coś ich charakteryzuje?
– Nie potrafię dokładnie zdiagnozować, o co chodzi, ale mam wrażenie, że kiedy ja zaczynałem, nie było jeszcze social mediów i na przykład Pudelka nie było. Ten świat się pojawił w trakcie uprawiania zawodu i teraz zauważyłem, że dla wielu ludzi to jest główny cel, czyli na przykład zaistnienie na Instagramie, zdobycie szybko jakiejś takiej popularności. I spoko, jeśli komuś to pasuje, ma odbiorców. Nie będę na pewno należał do grona ludzi, którzy mówią "o jeju, co to się dzieje". Każdy musi robić swoje – ocenił.
– Znałem taką jedną aktorkę, studiowałem z nią i ona powiedziała: "mnie interesuje estrada, jakiś serial, ja nie chce innych rzeczy". Bardzo szanuje, to jest uczciwe i wiemy, na czym stoimy. Najgorzej jak ktoś po prostu zadowala się tym takim tanim zyskiem i jeszcze dokłada do tego ideologię. To się zawsze czuje na planie. Widzę, że ktoś ma z czymś problem, z jakąś techniczną rzeczą, próbuje pomóc, podejść, poradzić i słyszę: "przestań, co ty ja nie będę...". Wtedy sobie myślę, a dobra masz swój świat, swoich fanów, wszystko gra, dobra, luz. Może z własnego wyboru ktoś chce zostać na tym pułapie swoich błędów – zauważył aktor.
Porozmawialiśmy też z Michałem Czerneckim, który także jest jednym z najbardziej znanych i lubianych polskich aktorów. Gościł na planach wielu produkcji filmowych. A zaczynał od teatru. Angaże do różnych spektakli dostawał jeszcze w czasie studiów aktorskich. Było to ponad 20 lat temu.
Jakie dziś ma spostrzeżenia, gdy patrzy na młodych aktorów?
– Mają chyba mniej kompleksów, niż my mieliśmy. Nagranie self tape'a do produkcji zachodniej jest na porządku dziennym. A z Polski aktorzy grają tam, na przykład Maciek Musiał, on pierwszy mi przyszedł do głowy, ale gramy też na Zachodzie i stykamy się z tym środowiskiem nie tylko polskim, nie jesteśmy już hermetycznym rynkiem. Myślę, że oni mają większą tego świadomość. Mają lepszą znajomość języka i chyba mniej kompleksów i to dobrze – przyznał Czernecki.
– Natomiast, żeby była łyżeczka dziegciu w tej beczce miodu, to sobie myślę, że czasami brakuje – na pewno nie w tych nazwiskach, które pani wymieniła, czyli Tomkowi Włosokowi ani Nikodemowi Rozbickiemu – czasami brakuje pokory i takiej uważności, która jest spowodowana przez te małe urządzenia – powiedział Czernecki, wskazując na smartfon.
Jednocześnie zaznaczył: – Mam takie wrażenie, że dopóki oni będą się mogli czegoś nauczyć od nas, a my od nich, to będziemy w dobrym miejscu.