„Pani terapeutka to nieszczęśliwa 30-letnia dziewica, która ględzi małżonkom z 20-letnim stażem o istocie związku – żenada”, „Psychologia powstała na użytek wojska, ale spostrzegła się, że na matołach można zrobić zajebisty szmal”, „Terapie małżeńskie są dla sfrustrowanych kobiet, które nie potrafią pogodzić się z tym, że są tak grube i brzydkie, że mąż nie chce już ich bzykać”. Fora internetowe kipią od komentarzy. Przejściowa moda czy skuteczna metoda? Zastanawiamy się, czy terapia dla par ma sens.
Statystyki są nieubłagane. 25% par po dwóch latach od zakończenia terapii małżeńskiej jest w gorszym stanie niż przed jej rozpoczęciem, a aż 38% po czterech latach od terapii rozwodzi się. Czy w związku
z tym warto podejmować próbę? – Nie uważam, żeby rozwód świadczył o tym, że terapia nie ma sensu – mówi terapeutka par Małgorzata Janusek. – Jej celem przecież nie jest ratowanie na siłę związku. W moim odczuciu większą porażką jest przerwanie terapii.
– Najtrudniejsze było dla mnie trzecie spotkanie – opowiada Joanna, 35-letnia rozwódka. – Mój mąż odmówił wtedy udziału w dalszej terapii. Powiedział, że jakaś obca baba nie będzie mu mówiła o jego życiu, że płaci jej za to, żeby powiedziała mu, co ma robić, a nie zadawała głupie pytania. Byłam wściekła – mówi Joanna. Taki scenariusz często powtarza się w gabinetach. – Pary przychodzą do nas, licząc na to, że dam im klucz do związku – mówi Janusek. – Oczekują ode mnie, że powiem: „Ty jesteś dobry, a ty napsociłeś”. Trzeba zrozumieć, że terapia nie polega na zmienianiu partnera, tylko na zmienianiu siebie – zaznacza terapeutka. Oczywiście, ale przecież nazywa się „terapią par”. Co zrobić, kiedy nasz partner odmawia współpracy? Czy takie spotkanie ma jeszcze jakiś sens? A może jest już pierwszym krokiem do rozwodu?
– Zmiana jednego elementu wpływa na cały system – mówi Janusek. – Oczywiście, kiedy obie osoby są równie zmotywowane, efekty mogą przyjść szybciej. Nie należy jednak myśleć, że odmowa w udziale w terapii jest zgodą na rozwód. Terapia dla wielu osób jest ostatnim ratunkiem, godzą się na nią dopiero wtedy, kiedy skończą im się własne pomysł na ratowanie związku.
Joanna postanowiła wyjść z mężem z gabinetu. Przerwali leczenie. „Terapia powinna być zakończona w sytuacji, kiedy (..) partnerzy nadal działają na siebie destrukcyjnie i nie wykazują motywacji do zmiany relacji, oraz gdy nie są zdolni do otwarcia się przed terapeutą, są zbyt zajęci sobą, by słuchać drugiego, i kontynuują działania zmierzające do niszczenia siebie wzajemnie” pisze Małgorzata Wolska w magazynie „Psychoterapia”. W ich przypadku psycholog nie widział dalszego sensu leczenia, dlatego zaproponował zawieszenie terapii. Joanna i jej mąż nie byli gotowi. Jak można więc ją rozpoznać, żeby nie rozczarować się w gabinecie?
– Warunkiem rozpoczęcia terapii jest otwarcie dwóch osób i chęć ratowania związku – tłumaczy Janusek. – Ważne też jest, żeby nie było przeszkadzających elementów: choćby ukrywanej zdrady. Liczy się więc zaangażowanie z dwóch stron. Ciągnięcie na siłę partnera do gabinetu mija
się z celem. Nie ma jednak co wierzyć w to, że motywacja przyjdzie sama. Dla większości par pójście do specjalisty jest trudnym krokiem i ostatecznością. „Zdecydowana większość małżeństw zgłaszających się do terapii ma niedostateczną motywację do jej podjęcia", pisze Wolska ."W związku z tym podczas wstępnych konsultacji powinno się znaleźć miejsce na pracę nad zmotywowaniem partnerów do zaangażowania się w terapię, jeżeli tylko zależy im na poprawie relacji, atmosfery, uzyskaniu bliskości, poczucia bezpieczeństwa w związku”. Cała nadzieja w rękach specjalisty.
Z nimi też bywa różnie. Rzadko kiedy pierwszy wybrany przez nas terapeuta jest tym ostatecznym. Z psychologami jest jak z innymi ludźmi, albo złapie się kontakt i można rozmawiać, albo nas drażnią i nie mamy ochoty dzielić się z nimi swoimi problemami. W przypadku par „zagrać” musi w trio, co jest już trochę trudniejsze. Nie zawsze zresztą problemy w komunikacji leżą po stronie pacjentów. Małgorzata Wolska w swoim artykule przestrzega również terapeutów, którzy często ulegają stereotypom, są stronniczy i próbują na siłę być ekspertem. „Cechą, która zdecydowanie utrudnia prowadzenie terapii par, jest gotowość do ratowania małżeństw przed rozpadem”. Terapeuta nie jest więc po to żeby podtrzymywać na siłę związek, ale pomagać – rozwód nie zawsze jest złym rozwiązaniem. Być może zrozumienie tego faktu jest kluczem do dobrej terapii. W końcu czasem od efektu bardziej liczy się droga, którą pokonaliśmy, żeby go osiągnąć.
Reklama.
Udostępnij: 12
Małgorzata Janusek
psycholog
Terapia dla dużej ilości osób jest ostatnim ratunkiem, godzą się na nią dopiero wtedy kiedy skończą im się własne pomysły na ratowanie związku
Małgorzata Wolska
psychoterapeutka
Cechą, która zdecydowanie utrudnia prowadzenie terapii par, jest gotowość terapeuty do ratowania małżeństw przed rozpadem