
Cate Blanchett w najnowszym dramacie muzycznym "Tár" wcieliła się w główną rolę Lydii Tár. Film przedstawia upadek fikcyjnej kompozytorki i dyrygentki. Aktorka została już nagrodzona za swoją pracę Złotym Globem, w kategorii "Najlepsza aktorka w dramacie". Pomimo wielkiego sukcesu, jaki osiągnęła, w najnowszym wywiadzie z "The Sunday Project" artystka przyznała, że ma dość już pracy.
Cate Blanchett
"The Sunday Project"
Cate Blanchett zakończyła swoją wypowiedź, śmiejąc się. Dlatego można wywnioskować, że z pewnością był to żart. Jednak, pracując w show-biznesie od ponad trzydziestu lat, artysta przyznała, że coraz bardziej tęskni za swoim domem. Przypomnijmy, że aktorka pochodzi z Australii, a obecnie mieszka w Los Angeles ze swoim mężem Andrew Uptonem i czwórką dzieci.
Cate Blanchett
"The Sunday Times"
Cate Blanchett odpowiada na krytykę. Broni filmu "Tár"
Postać grana przez Blanchett w filmie "Tár" jest całkowicie fikcyjna, jednak jej życiorys częściowo zdaje się bazować na biografii amerykańskiej dyrygentki Marin Alsop, której nazwisko nawet pada w filmie. Wspomniana kompozytorka bardzo ostro skrytykowała produkcję.
"Zostałam obrażona: zostałam obrażona jako kobieta, zostałam obrażona jako dyrygentka, zostałam obrażona jako lesbijka. Mieć okazję sportretować kobietę w takich rolach i zrobić z niej oprawczynię – złamało mi to serce" – powiedziała.
Blanchett postanowiła odpowiedzieć na zarzuty Alsop. "To medytacja nad władzą, a władza nie ma płci. Sądzę, że władza jest niszczycielską siłą, która działa bez względu na płeć. To wpływa na każdego z nas" – tłumaczyła.
Aktorka wyraźnie podkreśliła, że bohaterka, w którą się wciela, jest "całkowicie fikcyjna". Blanchett przyznała się również do tego, że przed wykreowaniem roli obserwowała zachowania różnych artystów – nie tylko muzyków.
"Obserwowałam wielu różnych dyrygentów, ale także powieściopisarzy, artystów wizualnych i muzyków wszelkiego rodzaju. To bardzo niedosłowny film" – podsumowała.
Zobacz także